13.

5.5K 331 12
                                    

**Mike**

Ten rok miał być dla nas szczęśliwy. Mieliśmy wziąć ślub, miało urodzić się nasze dziecko. A wszystko zjebało się już te dwie godziny po północy, po oficjalnym rozpoczęciu nowego roku.

Casey chciała uratować Nicole, więc naraziła siebie i naszego malucha. Boże, ona od zawsze charakteryzowała się tym cholernym bohaterstwem, ale... Ale mogłem ją stracić.

W ten sposób wylądowałem przed blokiem operacyjnym. Nicole całkowicie roztrzęsiona przytulała się do Ian'a, który wcale nie był w lepszym stanie. Alkohol momentalnie uszedł z ich ciał, po brutalnym wyrwaniu z imprezy sylwestrowej. Szczęście, że szpital był jedyne pół godziny drogi od plaży, bo większość osób nie mogła jechać karetką, jedynie ja i Nick.

Dylan, jako ten nieszczęśnik, musiał zadzwonić do rodziców Cas. Przy ścianie siedział Luke, przytulający Victorię, która również przejęła się losami mojej narzeczonej. Jeszcze parę innych znajomych siedziało na krzesłach w ciszy.

A ja? Trzecią godzinę siedziałem z podwiniętymi pod brodę kolanami, opierając się o zimną, białą ścianę. Głowę schowałem w dłoniach, aby nikt nie widział opuchniętych od płaczu oczu. W dłoni ściskałem pierścionek, który lekarze zdjęli dla Casey w karetce.

Na sali o życie walczy moja księżniczka.

W dodatku nie wiadomo co z dzieckiem. Jeżeli stracę te dwójkę, moje życie się rozsypie. Ona jest moim życiem. I moje maleństwo, które nosi pod sercem.

Czy byłem zły, na tych którzy tego dokonali? Mało powiedziane, ja byłem wkurwiony. Co za idiota wsiada do samochodu totalnie spizgany narkotykami i wódką? Nie wiem, ale dopadnę kretyna.

Poczułem łzy na powrót zbierające się w moich oczach. Łzy bezradności. Chciałem wbiec na tą salę, wyjebać lekarzy, wziąć Cas w ramiona i powiedzieć, że wszystko będzie dobrze. To było nierealne i wręcz absurdalne, bo wcale nie byłoby wtedy dobrze. Po chwili poczułem czyjeś ramię, więc uniosłem głowę. Dylan uśmiechnął się do mnie pokrzepiająco, ale w jego oczach również widziałem łzy.

-Będzie dobrze, stary, zobaczysz. – w momencie wypowiadania tych słów, trzasnęły drzwi bloku operacyjnego, skąd pielęgniarze wyjechali z moją narzeczoną. Podbiegłem do niej, bełkocząc jakieś słowa. Była w okropnym stanie, miała opatrunek na czole, usztywnioną szyję, jej włosy rozpostarte były po całej poduszce, miała zabandażowane ciało. Ale dla mnie nadal była najpiękniejsza.

-Panie Anders, proszę zaczekać, nie może pan tam wejść! – lekarz zatrzymał mnie, a ja patrzyłem tępo, jak za moją narzeczoną zamykają się drzwi. Przeczytałem nazwę oddziału. OIOM.

-Co z nią będzie, co z dzieckiem? – odwróciłem się do łysego mężczyzny w niebieskim kitlu. Ordynator.

-Mam dobrą i złą wiadomość, od której zacząć? – westchnął, a ja przełknąłem ogromną gulę. Pokiwałem nieporadnie głową, co lekarz wziął za odpowiedź. – No więc, stan pana dziewczyny...

-Narzeczonej. – poprawiłem go, ściskając w dłoni pierścionek.

-Gratuluję, ale wracając. Stan pana narzeczonej nie jest krytyczny, udało nam się opanować sytuacje. Nadal jest ciężki, ma złamaną kość udową prawej nogi, lewę przedramię, doznała wstrząsu mózgu, dlatego usztywniliśmy na razie kark... Wybudzi się za minimum tydzień, jest w śpiączce farmakologicznej. – Odetchnąłem, ale zaraz na powrót się zdenerwowałem, rzucając lekarzowi pytające spojrzenie.

-A co z..? – urwałem, czując znów narastającą gulę.

-Tu mam złe wieści, znaczy stosunkowo... Dla dziecka następna doba będzie decydująca. – Złapałem powietrze w usta, próbując unormować oddech. – Panie Anders? – oparłem się o ścianę, a przed oczyma pojawiły mi się mroczki. Zjechałem po niej na ziemię, czując, że mdleje.

Nie, nie, nie... Nie... 

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Pechowa trzynastka? Jak myślicie?

Jak tam walentynki? Dla mnie to święto jest bezsensowne, bo kocha się cały rok. Ale mój misio przyniósł mi misia, kochany ;3 

Kocham was mocno ! (cały rok, nie tylko dziś xx) 

Stay With Me || book 2 ✔Where stories live. Discover now