14.

6.1K 373 21
                                    


-Napij się kawy, idź się wysikaj, nawet kurwa pierdnij, ale wykaż oznaki jakichkolwiek czynności życiowych, Anders. – westchnąłem. Ian miał może trochę racji, ale nie chciałem ani na chwilę odchodzić od sali Casey. Minęła doba, przewieźli ją z OIOM'u na obserwacje, więc nie mam zamiaru od niej odchodzić. Nie teraz, kiedy może mnie najbardziej potrzebować.

-Będę tu siedział, aż przyjdą lekarze i mnie do niej wpuszczą. – wychrypiałem. Głos ugrzązł mi w gardle, powodem pewnie był brak dostarczonych płynów i dość spora ilość wylanych łez. – Nie ruszę się, póki nie dowiem się, co z dzieckiem i moją Księżniczką. – podniosłem wzrok, napotykając zmęczone spojrzenie Ian'a.

-Stary ja rozumiem, wszyscy martwimy się o Casey, nikt nie opuścił korytarza, ale ty nawet do kibla nie chodzisz. – Ukląkł przede mną. – Najgorsze co możesz jej... im teraz zrobić, to doprowadzić się do ruiny.

Miał rację, miał cholerną rację. Chwyciłem od niego kubek kawy i niemal od razu po przełknięciu gorącej, gorzkiej cieczy, poczułem zastrzyk energii. Zamrugałem kilkakrotnie i wstałem, kierując się powoli do łazienki.

-Widzicie to ludzie?! Anders poszedł się odlać! – po raz pierwszy od dwudziestu czterech godzin uśmiechnąłem się lekko. Idiota. – On żyje, Cas żyje, wszystko będzie dobrze! – padł na kolana na środku korytarza, aż Dylan go nie opanował.

Po załatwieniu potrzeb wróciłem na korytarz. Postanowiłem pogadać z Nicole, która wciąż zadręczała się wypadkiem. Podszedłem do krzesła, na którym siedziała i uklęknąłem przed nią.

-Nick. – szturchnąłem ją lekko, ale ona tylko pociągnęła nosem. – Ej, stara...

-Daj spokój Anders, Sykes już próbował. – burknęła, wycierając łzy rękawem bluzy Ian'a. – To wszystko moja wina, gdybym się rozejrzała, nie weszłabym na tą jebaną ulicę...

-Nie Brooke. – przerwałem jej, a ta spojrzała w moje oczy. Po jej makijażu nie było śladu, z wyjątkiem resztki tuszu na policzkach. – To nie twoja wina, tylko tych kretynów, którzy byli w samochodzie.

-Jakby mnie nie uratowała, dziecko nie byłoby zagrożone... To moja wina. – Pokręciłem przecząco głową.

-Casey dała by ci teraz w pysk, za to co mówisz. – pogłaskałem ją po ramieniu. Chciała coś odpowiedzieć, ale z Sali w której leży Cas wyszli lekarze. Zerwaliśmy się na równe nogi i podeszliśmy do nich.

-Doktorze co z nią? – zapytałem. Poczułem, jak na nowo narasta we mnie rozpacz, kiedy nie mogłem nic wyczytać z twarzy chirurga.

-Tak jak już mówiłem, połamane udo, lewę ramię... Wstrząs mózgu, śpiączka, trafił się też krwotok wewnętrzny, ale niegroźny, wszystko jest już w normie. Myślę, że z tego wyjdzie. To silna kobieta. – Odetchnąłem.

-A dziecko? – Nicole ledwie wydobyła z siebie głos. Lekarz spojrzał na mnie.

-Otóż pana córka żyję, ma się dobrze i będzie pan jej zmieniał pieluchy, spokojnie. – uśmiechnął się i poklepał mnie po ramieniu. Nicole automatycznie rozpromieniła się i rzuciła na szyję dla uradowanego Dylana, a Ian po prostu przytulił się do mnie. Nie mogłem wydusić z siebie ani słowa, nie dość, że wszystko jest w normie, to jeszcze... Dowiedziałem się, że będę miał córkę. Kolejną, wspaniałą księżniczkę. Chwyciłem się za włosy, a potem przytuliłem Ian'a.

-Doktorze, czy mogę wejść do niej? Błagam. – lekarz uśmiechnął się i wpuścił mnie do Sali.

-Tylko szybko i po cichu, nadal jest w śpiączce. – kiwnąłem głową i wszedłem do przyciemnionego pomieszczenia.

-Hej skarbie. – usiadłem przy łóżku i zmierzyłem ją wzrokiem. Monitor funkcji życiowych wydawał ciche dźwięki. Chwilę patrzyłem na bladą twarz mojej narzeczonej, po czym pogłaskałem ją po policzku. Jestem kurwa twardym facetem, ale w tym momencie z mojego oka wypłynęła łza. Przeczesałem palcami jej włosy, a zaraz potem przeniosłem rękę na jej dłoń i splotłem je ze sobą. – Tak cholernie się martwię, Casey. Jesteś dla mnie wszystkim, moją Księżniczką, moim skarbem, słoneczkiem. Nie rozumiem, dlaczego to wszystko musi przytrafiać się nam, przecież się kochamy i potrzebujemy... Wiesz, że będziemy mieli córeczkę? Całą i zdrową, nic się jej nie stało. – pociągnąłem nosem. – Małą Chanel, tak jak chciałaś... Jak wrócimy do Bradford, kupimy nowe, większe mieszkanie. Urządzisz jej pokój jak tylko będziesz chciała, tylko proszę, zostań ze mną.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Wiecie jak to jest, kiedy szukasz do przeczytania dobrego romansu, wchodzisz w zakładkę 'na topie', a tam... twoje opowiadanie? 

Ludzie, popłakałam się. Nadal nie wierzę w to, jaki sukces osiągnęło "I can't let you go."! Ale gdyby nie wy, to by się nie stało. Dziękuję, naprawdę wam dziękuję... 

A co do dzisiejszego rozdziału, za bardzo was rozpieszczam xx

I dziękuję za wszystkie miłe komentarze, po prostu was kocham, no... <3 

Stay With Me || book 2 ✔Where stories live. Discover now