Gdy drzwi się otworzyły od razu wstałam z kanapy, dzielnie czekałam aż zdejmie kurtkę i wejdzie do salonu. Wszystko zaczęło się we mnie trząść ze strachu. Nie wiedziałam co się teraz stanie, czy znów zostanę wyzwana od szmaty, czy przeprosi mnie za swoje wczorajsze zachowanie, czy po prostu stwierdzi, że mam się spakować i wynieść wraz z dziećmi.
-Cześć Louis - powiedziałam cicho jak zobaczyłam jego sylwetkę w salonie
-Cześć. - usłyszałam odpowiedź chłopaka - Powiedz mi teraz na spokojnie z kim się wczoraj spotkałaś. Nie kłam. Musisz powiedzieć mi prawdę - podszedł i zatrzymał się parę milimetrów ode mnie.
-Louis, na prawdę, z nikim tam nie byłam. Nie wiem kto chce zniszczyć nam życie, ale na prawdę z nikim się nie spotykam. Uwierz mi proszę. - niemal go błagałam.-Ale powiedz mi dlaczego ktoś miał by przerabiać twoje zdjęcie i mi je wysyłać? - zapytał, a ja sama nie znałam odpowiedzi, ale równie dobrze nie znałam wszystkich jego wrogów. Nie wiedziałam czy był ktoś jeszcze oprócz Stanley'a.
-Nie wiem Lou, na prawdę nie wiem! Może to Stanley, albo Max. Nie wiem kto chce nam zniszczyć życie!
-Z nimi to chyba zamknięty rozdział.. - powiedział sam dokładnie nie wiedząc.
-Louis, chyba zamknięty, skąd możesz wiedzieć, czy im się coś nie odwidziało i znów nie będą próbować rozwalić nam życia? Masz znajomych, popytaj chłopaków, może dopatrzą się że to zdjęcie było przerabiane, skoro Ty tego nie widzisz.
-Ale obiecujesz, że mnie nie zdradziłaś?
-Tak Lou, nie zdradziłam Cię, obiecuje Ci na miłość do naszych dzieci, na wszystko. Nie byłabym Cię w stanie zdradzić. Nigdy przenigdy. Kocham Ciebie i tylko Ciebie. To za Ciebie wyszłam, to Twoje dziecko urodziłam. To Jess mówi do Ciebie tato, a nie do kogoś innego.
-Dobrze, wierze Ci. Powinienem przeprosić za wczoraj, no nie? - podrapał się po głowie.
-Dobrze by było - uśmiechnęłam się do niego delikatnie, a on przysunął się do mnie i delikatnie ucałował usta.-Przepraszam - wyszeptał w nie. - Na prawdę przepraszam. Mam nadzieje, że to wszystko okaże się kłamstwem i wtedy obiecuję że będę Ci ufał już zawsze. - pocałował mnie znów, tym razem dłużej.
-Chodź zrobiłam obiad, zjedz sobie, bo ja już jadłam z Jessicą.
-Oscar mówił kiedy mamy jechać po dzieci? Czy nic Ci nie wspominał?
-Nie wiem. - Jak mnie przeprosił i pocałował, to mój cały gniew za te podejrzenia wyparował. Chciałam, żeby było dobrze i mam nadzieję że tak zostanie już na długo.Gdy Louis jadł obiad ja rozłożyłam się na kanapie, w końcu w domu panowała cisza i spokój, którego brakowało mi od miesiąca. Nie ma płaczącego dziecka, bawiącej się Jess, ale na dłuższą metę, wiem, że by mi tego brakowało. Delektowałam się chwilową ciszą, póki do salonu nie wszedł Louis, który zaproponował mi wypad do kina. Z chęcią się zgodziłam, więc szybko wstałam z kanapy i udałam się do garderoby, by naszykować sobie ubrania. Obcisłe czarne rurki i bordowo czarna koszula to pierwsze co mi wpadło w ręce. Gdy już wybrany zestaw założyłam poszłam się umalować i uczesać, włosy wyprostowałam i zostawiłam rozpuszczone, a na twarz nałożyłam podkład, puder i zrobiłam delikatny makijaż oka. Gotowa do wyjścia zabrałam jeszcze z garderoby czarne kozaki na koturnie, które się kurzyły od dobrego roku i wyszłam z pomieszczenia. Louis zagwizdał na mój widok i uśmiechnął się od ucha do ucha. Lekko się zaczerwieniłam na co chłopak się zaśmiał. Po chwili również był gotowy i pojechaliśmy do kina, wybrał jakąś komedię oraz gdy wracaliśmy już do samochodu po drodze spotkaliśmy Pana który sprzedawał róże, Louis wziął pięć kwiatów i podarował mi je delikatnie całując w policzek. Było koło 19, więc stwierdziliśmy, że to najwyższy czas, żeby pojechać po dzieci. Przywitałam się z Oscarem i Dianą ponownie, Louis wziął na ręce Nathana, co mnie trochę zdziwiło, bo od dawna nie zajmował się synem, a ja za rączkę wzięłam Jess. Zaraz po powrocie do domu Louis pomógł mi wykąpać Nath'a, potem gdy go nakarmiłam zapytał się czy mógłby go uśpić, a ja w tym czasie pomogłam wykąpać się Jess potem przeczytałam jej bajkę na dobranoc, a ona zasnęła. Wtedy ja też poszłam pod szybki prysznic i położyłam się do łóżka wykończona dniem dzisiejszym.
Rano jak zwykle wstałam pierwsza, zrobiłam to samo co zawsze oraz ubrałam się w ciemne jeansy i luźny sweterek, po czym poszłam obudzić domowników, Nathan już dawno leżał w huśtawce i słuchał melodyki która leciała z niej, Jessica wstała lewą nogą, bo była strasznie marudna i nic jej się nie podobało, a Louis? Louis wstał uśmiechnięty od ucha do ucha, witając się najpierw ze mną, potem z córką a na samym końcu wziął małego szkraba i zaczął mu śpiewać chodząc z nim po całym mieszkaniu. W naszym domu znów nastał ten sam nastrój co zaraz po powrocie ze szpitala. Brakowało mi jego pomocy przy najmłodszym dziecku, a dzisiaj w nocy? Wstawał za każdym razem po Nathan'a i przynosił mi go do łóżka, a potem odnosił go do jego pokoju.
Po 9 chłopak wyszedł z domu, potem jak zwykle zajmowałam się dziećmi i koło 14 ktoś zadzwonił dzwonkiem do drzwi, byłam nieco zdziwiona, bo nikogo się nie spodziewałam. Gdy otworzyłam drzwi zobaczyłam kuriera z bukietem czerwonych róż, najpierw myślałam, że to Louis mi wysłał, jak pisałam potwierdzenie odbioru udałam się do kuchni by wstawić kwiaty do wody, gdy zauważyłam liścik otworzyłam go, a na nim napisane było Ładne zdjęcie wczoraj znam zrobili, będziesz kiedyś moja. M. Zdenerwowałam się bardzo i pierwsze co, to zadzwoniłam do Louisa. Gdy powiedziałam mu o bukiecie i liściku od razu ruszył do domu.
Nie wiem czy wam się podoba,
siedzę w pracy więc piszę,
powoli wyczerpują mi się pomysły ;v
CZYTASZ
Good Time | L.T (book 2, sequel Bad Time)
FanficOto druga część historii o życiu Patrici oraz Louisa. Przyszłe małżeństwo, (może) niedługo staną się prawdziwą rodziną, jeśli nic i nikt nie przeszkodzi im w tworzeniu ich własnej historii. Zapraszam do czytania drugiej części mojego opowiadania! Ok...