Rozdział XIX

1.3K 80 15
                                    

Po chwili usłyszeliśmy jak ratownicy otwierają drzwi do busa i szukają nas.

-W kuchni! -krzyknęłam i po chwili byli już w pomieszczeniu. Kazali nam się odsunąć. Położyli obok niego łoże(?) (Nwm jak to się nazywa ale mam nadzieje że wiecie o co chodzi xd 😂) i położyli go na nim. Po chwili już ich nie było. Znowu było słychać dźwięk karetki. Byliśmy cali zapłakani. Niestety zapomnieliśmy zadzwonić do pani Vicotri. Weszła do kuchni i popatrzyła się na nas.

-Dzieci co się stało? -podeszła do nas. Objęła mnie ramieniem.

-Ciociu.... To wszystko moja wina... Przepraszam. -powiedział i pobiegł na górę cały zapłakany.

-Sophie wytłumaczysz mi o co chodzi?! I czemu karetka zabierała Leo?!

-No bo ja z Leo zaczęliśmy żartować z Am i Charliego, on się zdenerwował na Leo i rzucił się na niego. Amanda chciała ich rozdzielić ale Charlie też uderzył i oboje byli nieprzytomni.

-A gdzie jest Amanda?

-Charlie zaniósł na górę. Proszę pani ja się strasznie boje o Leo....

-Okej zostawmy ich może jej już nic nie zrobi. Też się o niego martwie, zaraz do niego pojedziemy. A i mam jeszcze jedną prośbę żebyś nie mówiła do mnie pani bo czuje się wtedy tak staro... Mów mi ciociu. -powiedziała i przytuliła mnie do siebie.

-Dobrze ciociu. -postanowiłam, że pójdę zobaczyć jak tam z Amandą. Zapukałam do pokoju.

-Kto tam? -odezwał się zapłakany Charlie.

-Sophie. Mogę wejść?

-Tak drzwi otwarte...

-Jak tam?

-Źle.... Jeśli jemu coś się stanie to sobie tego nigdy nie wybaczę.... A jeśli Am ze mną zerwie to się załamie.... -zaczął płakać i przytulać nie przytomną Amandę. Ja naprawdę kocham. Nie uderzyłem jej specjalnie. Nigdy bym jej nie uderzył..... To był impuls....

-Charlie ja ci wierze że ty jej specjalnie nie uderzyłeś ale wątpie żeby chciała być z tobą.... Przepraszam ale dobrze o tym wiesz... A jeśli chodzi o Leo to mam nadzieje, że to przeżyje. Może zawieziemy do szpitala? Nich sprawdza co z nią. Bo trochę się o nią martwie.

-Ja o tym wiem.... Niestety co się stało to się nie od stanie. Możemy zawieźć ale pytanie co z trasą?

-To chodźmy do cioci Victori bo miałyśmy jechać do Leo to przy okazji zawieziemy . A trasę można przełożyć. Zaraz zadzwonie do waszego menadżera i powiem mu wszystko.

-Jejku tak ci dziękuje... W sumie nie wiem czemu po tym wszystkim się do mnie odzywasz? Że mnie pocieszasz...

-To wy mnie tego nauczyliście. Jak wybaczać ludziom... Nawet jeśli to nasz największy wróg to powinno się go wspierać w trudnych chwilach... Nawet jeśli jakaś osoba tobie lub komuś bliskiemu tobie coś zrobi to nie odwracać się od niej bo może akurat w tym momencie potrzebuje pomocy, wsparcia... Ponieważ to wy zawsze mi pomagaliście to ja teraz wam pomogę... -Charlie do końca się poryczał gdy usłyszał moje słowa. Ja w sumie sama nie wierzyłam w to co przed chwilą powiedziałam. Ale to chyba prawda bo to dzięki nim jeszcze żyje i funkcjonuje jak kolwiek. Charlie wziął ja na ręce i zniósł na dół. Powiedziałam cioci Victori żeby zawiozła też Am bo się o nią martwimy. Gdy oni już wsiadali do samochodu powiedziałam że zadzwonie tylko do menadżera i zaraz przyjdę. Ciocia powiedziała że nie możemy czekać i pogadam z nim w aucie. Tak też zrobiłam. Zadzwoniłam i wyjaśniłam wszystko. Gdy skonczyłam rozmawiać usłyszałam w radiu piosenke był akurat refren, zaczęłam płakać.




Hejka dzisiaj także krótki rozdział. Mam nadzieję że wam się spodoba. Wiem że tak strasznie w tym rozdziale przynudzałam ale może niedługo coś się wydarzy, coś co zmieni kompletnie moją koncepcje ale dobra 😂😂. A i dziękuje wam za ponad 1tyś wyświetleń pod pierwszym rozdziałem! Nie wiem kiedy pojawi się następny rozdział.

Always? |Leondre Devries&Charlie Lenehan|Where stories live. Discover now