12

553 40 13
                                    

*Wszystko zawarte w rozdziale jest fikcją literacką. Cytat pochodzi od: Christina Perri - I Believe*






Wierzę, że jeżeli bym wiedziała, dokąd szłam, to zgubiłabym drogę.

Wierzę, że słowa, które ci mówił, nie są takie ważne.

Wierzę w zgubione możliwości, których nie można zobaczyć.

Wierzę,że ciemność przypomina nam gdzie może być światło."




Październik był miesiącem, który przeminął niespodziewanie i zaskakująco szybko. Niczym mrugnięciem oka kartki z kalendarza zmieniły się z jedynki na trzydziesty pierwszy dzień. Parę rzeczy zmieniło się na lepsze, kilka wciąż pozostawało takich samych. Mimo to byłam zadowolona, może nawet i szczęśliwa. Wszystko wydawało się wracać na odpowiednie tory a moje życie prywatne układało się zadziwiająco dobrze. Czułam się bezpieczna i pewna tego, że nic nie może popsuć mojej relacji z Bradem. Chłopakiem, który wdarł się jakimś sposobem do mojego serca i został w nim. Na zawsze, na jakiś czas? Nie obchodziło mnie to. Żyłam tu i teraz, nie przejmowałam się tym co będzie później, za miesiąc czy za dwa. Każde z nas miało do podjęcia decyzje, które miały przynieś konsekwencje, o których nawet nie mieliśmy pojęcia. Jednak, kto by się tym przejmował, odkładaliśmy to na później. Byliśmy młodzi, szaleni, chcieliśmy mieć świat u swoich stóp i tak właśnie było. Bez żadnych zobowiązań, po prostu, dwójka ludzi, którzy wciąż szukając starają się znaleźć samych siebie. Większość czasu spędzałam z chłopakiem o brązowych, kręconych włosach na lodowisku oraz w siłowni. Przychodził do mnie codziennie, wchodził na taflę lodu, rozśmieszał do łez. Jego żarty, choć tak kiepskie, cały czas powodowały uśmiech na mojej twarzy, a ja nie miałam nic przeciwko temu. Zapomniałam o sytuacji rodzinnej, o matce, która karcąco patrzyła się w naszą stronę, gdy śmigaliśmy po lodzie, o siostrze i o ojczymie. Byłam tylko ja i on. I nasz związek, o ile tak to można było nazwać.

Jak to w życiu oraz na świecie bywa, po październiku przyszedł listopad i zawładną całą planetą. Sprawiał, że wszystko stawało się szare i bez koloru, a deszcz kapiący z nieba przyprawiał o ból głowy i senność. Codziennie rano wstawałam i szykowałam się by pójść na siłownię, a potem na lodowisko. Ziąb na dworze był identyczny jak ten, który panował na lodzie, a moje ręce robiły się sine i delikatnie się trzęsły. Mimo to byłam zadowolona z całej sytuacji, bo to był kolejny powód, dla którego Bradley trzymał mnie za ręce. Jego szorstkie, niezbyt delikatne, za każdym razem chwytały moje. Sprawiał, że czułam przechodzące miłe dreszcze po całym moim ciele, a moje policzki przyozdabiał rumieniec. Byłam szczęśliwa, pierwszy raz czułam, że moje serce należy do kogoś. I miałam wielką nadzieję, że nie będę tego żałować. Ale nadzieja jest matką głupich, prawda?



*



Idąc na lodowisko, nie miałam w planach żadnych niespodziewanych wizyt ani nieprzyjemnych spotkań z osobami, o których przez ostatni miesiąc kompletnie zapomniałam. Nie czułam się z tego powodu źle czy też chamsko, w jakiś niewyjaśniony sposób odczuwałam ulgę, że choć na chwilę, na mały moment mogłam odetchnąć pełną piersią, nie zagłębiając się w przeszłość. Nie zdawałam sobie tylko sprawy, że właśnie ona tak szybko mnie dogoni i zacznie sprowadzać na ziemię. Nieubłaganie, bez jakichkolwiek wcześniejszych ostrzeżeń. W recepcji powitał mnie Jack, uśmiechnięty od ucha do ucha, rozmawiał z mężczyzną o bardzo wyraźnym niemieckim akcencie. Znałam ten głos doskonale, ale starałam się go ignorować, odsuwać w niepamięć. Z wielką niechęcią podeszłam do kontuaru i położyłam ręce na drewnianej, gładkiej powierzchni i spojrzałam na starszego mężczyznę. Jack miał na sobie ubranie pracownicze i wyglądał identycznie jak dzień wcześniej. Jednak jego twarz była bardziej radosna, a oczy tryskały iskierkami szczęścia. Nie rozumiałam tego, aż w końcu Gregor spojrzał się na mnie lodowatym spojrzeniem i pokręcił z niezadowoleniem głową.

Lód [The Vamps]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz