Castle of glass

496 81 4
                                    

* Faye*
Bałam się oddychać. Bałam się krzyczeć.
Bałam się bać.
Zabawne prawda? Ja, zimna suka, Faye Shinoda panicznie boje się ciemności. To nie jest tak, że boje się potworów. To nie jest tak, że boje się wilkołaków lub czarownicy. To by było całkiem zabawne. Ale mój lęk nie jest ani trochę normalny. Ciemność kryje w sobie wspomnienia i tajemnice o których nikt nie wie. Jestem sama wraz z nimi. Co noc, czuję jak ich ciężar mnie przygniata. Ale nikt o tym nie wie. Czy jestem osamotniona? Możliwe. Czasem kiedy nie ma przy mnie nikogo, marzę, by Mike mnie przytulił, powiedział, że wszystko się ułoży....Ale on nigdy tego nie zrobi. Wiem, że mnie tu nie chce. Wiem, że mnie nienawidzi. Wiem, że będę sama. Nim udaje mi się nad tym zapanować z moich ust wydobywa się krzyk. Znów jestem w ciemnym pokoju. Zamknięta. Zraniona. Pobita. Złamana. Znów cierpię w samotności, której nigdy nie chciałam, po prostu nie zasłużyłam na wsparcie czy jakąkolwiek pomoc. Bo zawsze tylko krzywdziłam. Raniłam. Obiecywałam. Kłamałam. Uciekałam. Nim się obejrzę, uderzam się w brzuch. Czuję, że moje gardło pali, więc biegnę do łazienki. Wymiotuje, dopóki natłok myśli nie znika, a potem w końcu jestem wolna. Leżę na podłodze w łazience, nie mając siły przejść do pokoju. Czuję ciemność, która otacza mnie niczym kokon. Czuję samotność, która otula mnie do snu. Czuję strach, który zabiera mnie w swoje objęcia. Ale już nie płaczę. Wróciła. Moja obojętność. Witam się z nią z uśmiechem. I znów jestem martwa dla świata. Tak jak powinnam.
Następnego dnia budzi mnie odgłos kroków i pukania do drzwi. Otwieram je, a za drzwiami stoi Mike z tym swoim chamskim uśmieszkiem.
- Powinnaś schudnąć.- mówi do mnie.
Wiem, że tak, ale jego słowa mnie bolą.
- Zdaje sobie sprawie jak wyglądam. - odpowiadam. Przez chwilę patrzy na mnie jakby skruszony, ale potem to znika. Wraca arogancja.
- To może pójdziesz pobiegać Faye? - mówi to zdanie z takim jadem, że znów robi mi się nie dobrze.
- Wiesz braciszku, wiem, że chcesz mojej śmierci, ale może chociaż nie w taki sposób, co?- Jest mi przykro. Gdybym tylko mogła z chęcią bym pobiegała. Ale wiem, że moje serce, by tego nie wytrzymało. A ja nie chce jeszcze umierać. Jeszcze nie teraz. Kiedy rzucam się na łóżko, płaczę. Nigdy nie czułam się tak bezbronna jak tutaj.
Jestem znienawidzona. Jestem niechciana.
Jestem złamana.
I nie wiem co z tym zrobić.

Kłamstwa obrane w słowa
I szyderczy śmiech.
Śmierć dookoła.
Cichy szept.
Bezsenna noc
Krwawy sen.
Ucieczka przed strachem.
I grono łez.
Nie zranisz mnie.
Nie zranisz kogoś kto jest cały w ranach
I nie ma miejsca na nowe.

* Mike*

Słyszałem jej krzyk w nocy. Słyszałem jej płacz. A potem wymioty. Więc dlaczego jej nie pomogłem? Nie uspokoiłem? Proste. Nie potrafiłem. Bo wiem, że ona mnie nienawidzi. Wiem, że ciągle ją krzywdzę i wiem, ze kłamstwami ranię ją najbardziej. Nie powinienem mówić, że jest gruba, bo wcale nie jest. Tak naprawdę, na początku gdy ją zobaczyłem zastanawiałem się jak można być tak szczupłym. Ale nie powiem jej tego. Nie pokaże słabości. Nie pokaże, że mi na niej zależy. Prawda jest taka, że nie mógłbym nienawidzić własnej siostry. Powinienem ją chronić, ale boję się przywiązania. Po chwili usłyszałem dzwonek telefonu. Faye była oczywiście w szkole, więc odebrałem.
- Słucham?
- Ymm...Dzień dobry, nazywam się Collin Evans. Chodzi o Faye...
- Coś z nią nie tak?
- Zemdlała na wfie. Czy mógłby pan po nią przyjechać?
- Oczywiście. Zaraz będę.- odpowiedziałem, biorąc kluczyki od auta. Droga zajęła mi piętnaście minut. Cały się trząsłem i ledwo panowałem nad kierownicą. Teraz nie obchodziło mnie to, co jest między nami. Potrzebowałem po prostu ją zobaczyć i upewnić się, że z nią wszystko dobrze. To nadal moja mała siostrzyczka. Możemy udawać, że się nienawidzimy, ale nadal jesteśmy rodzeństwem. Kiedy dotarłem na miejsce, moje nogi były jak z waty. Bałem się, że to moja wina, że za bardzo się przejęła. .. W ogóle co ona do cholery robiła na wfie skoro wie, że nie może ćwiczyć? ! Kiedy wszedłem na salę zobaczyłem Faye. Trzymała głowę na kolanach jakiegoś chłopaka. Z jej nosa leciała krew, a jej twarz była blada. Ostrożnie uklęknąłem obok niej, na co ona się odsunęła. Nie powiem, zabolało mnie, że aż tak mi nie ufa, ale z drugiej strony to normalne. W końcu ciągle ją ranię.
- Faye, co się stało?
- Jak widzisz nic. Po co przyjechałeś?- jej głos był ledwie słyszalny. Była słaba i tak cholernie złamana. Pękala jak zamek ze szkła, a ja mogłem się tylko przyglądać jej upadkowi. Jej cichy płacz mieszał się z karmazynową czerwienią krwi, a ja nie mogłem jej pomóc. Bo było za późno.

Czasem zbyt późno dowiadujemy się jak bardzo nam na kimś zależy.
Czasem jest za późno, by móc wszystko naprawić.
Czasem krzywdzimy bez powodu.
Czasem bronimy się w ten sposób.

Numb/ LINKIN PARKOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz