* Mike*
Spoglądam na Chestera , będąc całkowicie otępiałym z bólu. To nie tak, że to pierwszy raz kiedy wspomnienia mnie przyciągają, sprawiając, że rzeczywistość stała się nie do zniesienia.
- Byłem wtedy gówniarzem, który nienawidził świata. Jedyne czego chciałem to sprawić , by ktoś mnie zauważył. Rodzice pracowali i nigdy nie poświęcali nam czasu, a ja byłem tak cholernie zazdrosny, o to , że inni żyją w zupełnie innym świecie. Tak bardzo nienawidziłem rodziców za to , że mają nas gdzieś - mówię , nie mogąc dusić w sobie dłużej łez. - I wtedy Brian wpadł na pomysł, że mogę ich ukarać. To oni mieli być w domu, a nie dziewczynki. To nie Jess miała zginąć, tylko oni! - mówię uderzając przy tym pięścią w stół. Kiedy zaczynam popadać w histerię , czuję na swoich ramionach, dodajace mi otuchy ramiona Chestera.
- Dlatego nienawidzisz Faye? - pyta. Jego oczy są zaszklone , jakby miał za chwilę wybuchnąć płaczem razem ze mną.
- To nie ma z nią nic wspólnego. Nie nienawidzę jej. Nienawidzę konieczności patrzenia jej w oczy po tym wszystkim. Nienawidzę patrzeć na nią i widzieć w niej Jess. Bo nawet jeśli ona nią nie jest, to na zawsze pozostanie nią w moich oczach.
- Mike, do cholery, człowieku, czy w takim razie kiedykolwiek była dla ciebie kimś więcej niż siostrą Jessici? To jest osoba , do cholery! I ona też cierpi , bo straciła część siebie , a ty zamiast ją wesprzeć , pomóc jej pogodzić się z jej stratą po prostu ją zostawiłeś?! Wiesz co? Miałem cię za kogoś lepszego , miałem cię za wzór , ale ty nadal jesteś po prostu dzieckiem , które nie spogląda poza czubek własnego nosa! Gdzie jest ten dzielny facet którego podziałem?! - wybucha , a moje serce pęka i z łoskotem uderza o podłogę.
- Nigdy nie istniał....- odpowiadam szeptem , marząc by jutro nie nadeszło.
* Chester *
Zawsze wierzyłem, że moja przyjaźń z Mike'm jest czymś wyjątkowym i niezniszczalnym. Lubiłem łudzić się, że jesteśmy bratnimi duszami i nie mamy przed sobą tajemnic.
Byłem naiwny i zaślepiony.
Zawsze myślałem, że w tej przyjaźni to ja jestem tym złym charakterem. Przepełnionym złością, zazdrością i być może nawet czasem zbyt oceniającym. Myliłem się.
Oboje byliśmy świetnymi aktorami , którzy tylko czasami potykali się na scenie lub zapominali fragmentów ról.
Więc czy kiedykolwiek byliśmy prawdziwi?
Patrząc na Mike'a , gdy stopniowo ubywa ze mnie złości , postanawiam mu także pokazać rysy na moim nieskazitelnym wizerunku i również powiedzieć prawdę.
Czuję nieprzyjemny ucisk w piersi i zaciskam mocniej usta , zanim w końcu udaje mi się wydusić :- Jestem narkomanem. - po powiedzeniu tego zdania nie czuję się wcale lepiej , a wręcz przeciwnie. Mimo wszystko mam już dosyć tej maskarady i tajemnic.
- Co? - spoglądam na Mike'a , po usłyszeniu tego pytania. Jego głos dodaje mi odwagi. Jest zszokowany , ale nie oceniający.
- Słyszałeś. Nie zamierzam oceniać tego , że mi się nie zwierzyłeś , bo sam tego nie zrobiłem w stosunku do ciebie. Nie mam prawa oceniać twoich decyzji, bo tak nie postępują przyjaciele. Po prostu mogę ci pokazać, jak bardzo mylnie postrzegasz niektóre rzeczy i jak duży błąd popełniasz , kiedy tak traktujesz Faye. Bo przez takie poniżanie , odseperowanie od ludzi oraz gnębienie mój brat się zabił. Skoro on to zrobił przez ludzi , którzy w rzeczywistości nic dla niego nie znaczyli , jak musi czuć się twoja siostra , która nadal myśli , że jest nikim? A gwarantuje ci , że właśnie tak jest , skoro sam ją o tym starannie zapewniłeś. Jedną siostrę już straciłeś , chcesz stracić drugą? - kiwa przecząco głową , na co ja wzdycham z ulgą.
- Chezz?
- Taa?
- Dlaczego o niczym nie wiedziałem? Jak mogłem niczego nie zauważyć? - wiem do czego nawiązuje i najchętniej pominąłbym te wszystkie pytania, ale wiem jednak , że to by niczego nie dało , bo przyjaźń bez szczerości nie powinna istnieć.
- Ja... Wpadłem w to gówno po śmierci Bena. Poczucie winy i ta pierdolona bezsilność odbierały mi wszystko , a ja potrzebowałem wolności. Nie chciałem litości , nie chciałem rozmów , ale pragnąłem ucieczki. Nawet jeśli tylko chwilowej. Wiem, że to brzmi absurdalnie , ale to gówno pozwalało mi oddychać. I żyć. Ale wywoływało także we mnie coraz więcej agresji. W którymś momencie po prostu zrozumiałem, że to nie jestem ja , a to cholerstwo. Miałem dosyć ciągłej złości i braku kontroli , więc poszedłem do mamy. Zrozumiała i wiesz co mi powiedziała? Nikt nie jest wystarczająco silny , by walczyć , kiedy nie ma o co , ale trzeba znaleźć coś , o co będzie warto walczyć. I miała rację. Potem pokochałem muzykę i zaczęłem terapię , ale dopiero od niedawna przestałem brać. - spoglądam na Mike'a, który zdaje się naprawdę przejęty wszystkim o czym mu opowiedziałem. I przez chwilę wszystko wydaje się być jak za dawnych czasów , a my pomimo pęknięć, wydajemy się nieco mniej uszkodzeni. I żaden z nas nie jest idealny.
Moja twarz potwora odbita w lustrze
Krzyczy do mnie
Jak żyć
Gdy jestem umarły
Od środka spalony
Jak zapałki
Rozpadam się.
Zamieniam się w pył
Lecz nadal lecę
Tam gdzie chcę być.
CZYTASZ
Numb/ LINKIN PARK
FanfictionRozerwani od środka. Obojętni na zewnątrz. #43 in Non Fiction - 23.09 . 2017 #4 in linkinpark- 09.10.2018 #3 in lost - 09.10.2018 #25 in hope - 02.04.2019