Stałam jak zwykle w tym samym miejscu, czekając na Chris'a, który miał dzisiaj zabrać mnie do domu. Miał i na tym zostańmy. Czekam już ponad pół godziny i mam dość, a do tego, nie odbiera telefonu. Wkurzona, zaczęłam iść do domu. Ostatnio dziwnie się zachowuje, a jesteśmy razem dopiero trzy tygodnie. Nie chodzi do szkoły, nie odbiera telefonów, ani nie spotyka się ze znajomymi, nawet z Ben'em. Martwię się o niego i to bardzo.
Weszłam do domu, uprzednio go otwierając i poszłam do swojego pokoju. Nie miałam ochoty tam siedzieć, więc szybko przebrałam się w rzeczy do biegania i wzięłam słuchawki oraz telefon.
Po zawiązaniu adidasów, które założyłam na stopy, ruszyłam dobrze znaną mi drogą. W słuchawkach rozbrzmiewał Bastille, a ja biegłam, lekko stawiając kroki na chodniku.
Wbiegłam na nieznaną mi dzielnicę, ale było tutaj cicho i nic się nie działo, więc krótki spacerek po nieznanej okolicy może się przyda.Byłam już tutaj ponad dziesięć minut, a widziałam może trzy, cztery osoby. Niespotykane, jeszcze o takiej porze.
Zobaczyłam daleko przed sobą następną sylwetkę, ale była bardzo znajoma. Kojarzyłam ją, ale nie wiem do końca, czyja jest. Przyspieszyłam kroku, nie spuszczając z oczu tej osoby, aż dotarła do sklepu. A więc, to tak, on sobie chodzi, nie odbierając telefonu i nie mając kontaktu z rzeczywistością. Nie widzi, że się ktoś o niego martwi, no bo przecież, nikim nie jestem, tak?Oparłam się o ścianę budynku i chowając telefon oraz słuchawki do bluzy, czekałam na Chris'a. Wyszedł jakieś pięć minut później, z paczką papierosów w ręce i nie zauważając mnie, przeszedł dalej.
- Cześć - powiedziałam, a on odwrócił do mnie głowę. Widziałam, po jego mimice twarzy, że jest zaskoczony moją obecnością.
- Co ty tu robisz? - zapytał, a ja prychnęłam.
- Mogłabym zapytać o to samo ciebie - uśmiechnęłam się lekko, podchodząc i zakładając ręce na piersiach.
- Mam swoje powody - odparł obojętnie, a ja pokiwałam głową.
- Aha, to zostawię Cię z tymi powodami, przynajmniej nikt nie będzie się o ciebie martwił, co nie?! - podniosłam głos, a ten wzruszył ramionami - Egoista - skomentowałam, czekając na jakąś reakcję, nic - Ty się niczym nie martwisz, nawet tym, że niektórzy cały czas sprawdzają, czy nie zadzwoniłeś lub napisałeś! - krzyknęłam - Martwią się, że nie wracasz do domu i nie wiedzą, gdzie jesteś! Masz to totalnie w dupie!
- Może i mam. Co z tego? Nikogo nie interesuje, że mam problemy! Więc, o co ci kurwa chodzi?! - popatrzył na mnie, tymi szarymi tęczówkami.
- Może mnie - powiedziałam wymijając go - Ale i tak dla ciebie jestem nikim - wzruszyłam ramionami, patrząc na jego twarz, zero emocji, totalnie - Przecież, ja jestem gównem, czasem jest, czasem nie ma. Tylko mam do ciebie jedno pytanie, Chris. Po co to wszystko? Po co jestem twoją dziewczyną? Żeby się mną zabawić? - zapytałam. Chłopak przybliżył się do mnie i ujął moją twarz.
- Bo coś do ciebie czuję - przybliżył swoją twarz do mojej i lekko musnął moje usta. Oddałam szybko pocałunki, które zaczęły być bardziej namiętne. Chris, złapał mnie za pośladki i lekko je ścisnął, przez co jęknęłam. Pogłębił pocałunek i zaczęła się walkę o dominację. Oczywiście chciałam się z nim troszeczkę pobawić, ale i tak przegrałam. Zaczął łaskotać moje podniebienie końcem języka.
Odsunęliśmy się od siebie, gdy zabrakło nam powietrza. Z naszych twarzy nie znikał uśmiech.- Powiem ci później, dobrze? - gładził mój polik kciukiem. Pokiwałam głową, a on mnie przytulił i pocałował w czoło.
- Tylko nie pal - powiedziałam patrząc na paczkę fajek na ziemi. Zaczął się śmiać, ale zaraz złożył delikatny pocałunek na moim nosie - Muszę iść - powiedziałam składając mały pocałunek na jego ustach i odsunęłam się od chłopaka. Popatrzyłam ostatni raz na niego i poszłam chodnikiem z powrotem do domu.
Sprawdziła AniaMisiulajtis 😘😘
CZYTASZ
Będziesz tylko moja ✔
Teen FictionJej 160 centymetrów i cięty język wyróżniał ją w tłumie, ale była tylko taka, gdy ktoś jej nadepnął na nogę. Inaczej była miła i spokojna. Taka była Rose. Chris był inny. Cieszył się popularnością w całej szkole, nie tylko przez to, że był kapitanem...