Rozdział 15

296 50 1
                                    

Xiumin

14 i 15 dzień pobytu na Ziemi

Korea Południowa


Westchnąłem głęboko. Sehun rozłączył się jakieś pół godziny temu i od tego czasu wszyscy milczeliśmy. Chen mocno ściskał mnie za rękę. Miałem ogromną ochotę go przytulić, ale teraz nie mogłem. Nie przy Kai'u i Kyungsoo. Nie chciałem, żeby podejrzewali nas o to, że jesteśmy razem. Nadal nie byłem na to gotowy.

- Znajdziemy ją, Minnie - wyszeptał Jongdae, odpinając pasy i przysuwając się wbrew moim protestom. Pokiwałem powoli głową.

- Zjedźmy do hotelu - poprosił Jongin. Widziałem, że ściskał z całej siły swój fotel. Po tym, co powiedział nam Hun, byliśmy jeszcze bardziej poddenerwowani. Czuliśmy presję czasu mocniej niż kiedykolwiek wcześniej. Sehun powiedział nam, że tracimy moce. Na początku nie mogliśmy w to uwierzyć, ale każdy z nas po kolei próbował i żadna nie zadziałała.Przyłożyłem palce do szyby, po raz kolejny próbując ją delikatnie oszronić. Moje wysiłki spełzły jednak na niczym. Nadal doskonale widziałem światła mijanych przez nas barów i księżyc wysoko na rozjaśnionym na pomarańczowo niebie. Było już późno, nawet bardzo. Już jakiś czas temu mieliśmy się zatrzymać, ale po telefonie od Huna chcieliśmy jak najszybciej znaleźć się w miasteczku rodzinnym MAMY. Czy raczej Gyeong...

- Soo, słyszysz? Stań, proszę - powtórzył Kai, łapiąc swojego chłopaka za ramię. Kyungsoo spojrzał na niego i bez słowa zjechał na pobocze. Sprawdziłem na GPSie położenie najbliższego hotelu i nachyliłem się do przodu.

- Chłopaki, może wy teraz usiądziecie z tyłu? - zaproponowałem. - Ja poprowadzę.

Widziałem, że Jongin potrzebował wtulić się w Kyunga i znów bezskutecznie popróbować teleportacji. Chen znów ścisnął moją dłoń, po czym odsunął się i otworzył drzwi. Wszyscy zamieniliśmy się miejscami. Ustawiłem GPS, żeby poprowadził nas do celu i usiadłem za kierownicą.

Godzinę później leżałem w łóżku, nie mogąc zasnąć. Wzięliśmy dwa dwuosobowe pokoje. Kai zdecydowanie wolał zostać teraz tylko ze swoim chłopakiem, a i ja nie chciałem, żeby ktoś oprócz Jongdae widział mój strach. Przy reszcie byłem opanowany, ale nie mogłem cały czas udawać. Gdy leżałem w jednym łóżku z Chenem, wszystko pękało. Obejmowaliśmy się mocno, jakby bojąc się, że ten drugi zaraz zniknie i zostaniemy sami. A przynajmniej ja się tego bałem. Nie wiedziałem, jak dokładnie będzie wyglądała nasza śmierć w przypadku nieodnalezienia MAMY. Będziemy cierpieć? Nasze serca się zatrzymają, mózgi umrą i zginiemy jak ludzie? A może po prostu rozpłyniemy się w powietrzu?

Nie wiem.

Jeszcze nigdy nie umierałem.

Dae zsunął rękę na moje biodro. Który to już raz śpimy razem? Dla przyzwoitości poprosił o drugie łóżko do mojego pokoju, ale praktycznie z niego nie korzystał. Miał mniej czasu, żeby zaaklimatyzować się na Ziemi i ciągle czuł się obco. A przynajmniej tak mówił, kładąc się obok. Przesuwałem wtedy głowę na jego ramię i spaliśmy spokojnie, co nie bardzo mi wychodziło zanim się pojawił. Jego obecność trochę odsuwała męczące mnie myśli na bok.

- Min, drżysz - szepnął Chen, naciągając na nas szczelniej kołdrę.

- To nie z zimna - mruknąłem, kręcąc się niespokojnie. - Tylko z nerwów.

- Spokojnie, Xium. - Pogłaskał mnie po plecach, co niestety sprawiło, że zadrżałem jeszcze mocniej. Usłyszałem jego cichy śmiech. Prychnąłem cicho i dotknąłem jego uszu. Zorientowałem się już, jak bardzo go to drażni w tej postaci. Wydał z siebie zabawny pomruk i w jednej chwili znalazł się nade mną, blokując mi ręce po bokach. Zamrugałem zaskoczony.

Exoplanet // ExoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz