Rozdział 19

240 54 9
                                        

Chciałabym podziękować wszystkim czytelnikom, którzy gwiazdkują każdy mój rozdział, od prologu aż po ostatni wstawiony. <3 To niezwykle miłe! Zwłaszcza, gdy ktoś znajduje Exoplanet i czyta od początku, dając gwiazdkę przy każdym rozdziale. <3 Mam nadzieję, że opowiadanie spodoba się większej ilości osób, niż tym 19... :3
A teraz zapraszam na rozdział - krótszy niż zazwyczaj, za co serdecznie przepraszam, ale mam nadzieję, że to nie przeszkodzi wam w polubieniu go.


Z pamiętnika uroczego, niezwykle przystojnego i skromnego Chanyeola

20 dzień naszego pobytu na Ziemi

Korea Południowa

Około ósmej wieczorem wszyscy czekaliśmy w kuchni, aż będziemy mogli zaczynać. Widać było, że chłopaki się denerwowali, chociaż niektórzy nie chcieli dać tego po sobie poznać. Kris jak zwykle wyglądał na znudzonego, ale zdradzały go napięte mięśnie. Suho znów próbował poprawić nam humor. Mimo starań żaden jego dowcip nie wyrwał nas z nastroju nerwowego oczekiwania, w jaki popadliśmy. Tuż przed tym, jak mieliśmy przystąpić do ceremonii, okazało się, że przypadkiem sprzedaliśmy ostatni kryształ, który był nam potrzebny do jej przeprowadzenia. Sehun z Xiuminem pojechali go odkupić, ale ich nieobecność się przedłużała. Bez nich nie mogliśmy kompletnie nic zrobić, więc tylko siedzieliśmy przy stole i apatycznie wpatrywaliśmy się w siebie nawzajem. Na środku stołu stał dzbanek z herbatą, której nikt nie tknął. Patrzyłem na każdego z chłopaków po kolei, zastanawiając się, czy po tym wieczorze ktokolwiek z nas zostanie przy życiu. Doskonale wiedziałem, że żaden z nas nie przerwałby ceremonii, dopóki nie zjawiłaby się MAMA. Nawet jeśli tylko jeden z nas byłby żywy - doprowadziłby Wołanie do końca. Teraz mogliśmy się bać, ale gdy przyjdzie co do czego, na pewno się nie poddamy. To nie leżało w naturze Exo.

Nie miałem pojęcia, jak długo siedzieliśmy w milczeniu, ale Xiu i Sehun w końcu wrócili. Wyglądali na zrezygnowanych, ale mieli ze sobą kryształ. We dwóch wypili prawie cały dzbanek zimnej herbaty, podczas gdy my krzątaliśmy się, przygotowując wszystko do ceremonii. W jakieś dziesięć minut później mogliśmy zaczynać. Nie żegnaliśmy się między sobą - chcieliśmy wierzyć, że wszystko pójdzie dobrze i to nie jest konieczne. Ja i Baek wiedzieliśmy jednak, jak niskie są nasze szanse, więc gdy wszyscy weszli do salonu, my przez chwilę zostaliśmy na korytarzu. Pocałowałem go mocno, szepcząc, że wszystko będzie w porządku. Po kilku sekundach dołączyliśmy do chłopaków. Świece ustawione w kilku miejscach oświetlały rysunki Krisa i nasze twarze, nadając wszystkiemu mrocznego wyrazu. Ustawiliśmy się na naszych znakach, przez które przechodziły fale naszych mocy. Wbiłem wzrok w feniksa, po którym tańczyły płomienie ognia. Po raz kolejny zastanawiałem się, czy to wszystko było dobrym pomysłem. Nie mogliśmy się już jednak wycofać. Czułem, że krąg już zaczął czerpać od nas energię. Leżący na jego środku kryształ powoli zaczynał jarzyć się ciepłym blaskiem. Na Exoplanecie używaliśmy ich jako oświetlenia, bo używały energii także z naszego powietrza - tutaj jej brakowało. Uśmiechnąłem się smutno na wspomnienie swojego pokoju, wręcz wypełnionego tymi kryształkami. Poszukałem wzrokiem Baekhyuna. Stał na swoim, rozświetlonym białością znaku i rozglądał się zagubiony dookoła. Podążyłem za jego wzrokiem. Rysunki Krisa pod każdym z nas zmieniły się nie do poznania - jeden falował jak woda, drugi skrzył się szronem, przez jeszcze inny przelatywały miniaturowe pioruny. Sehun obok mnie kucnął, dotykając maleńkiego tornada. Zauważyłem jego uśmiech. Naprawdę dawno nie używaliśmy swoich mocy, nie licząc chwil wielkiego wzburzenia. Już kilka dni temu wydało się, że kompletnie ich nie kontrolujemy. Miło było teraz zobaczyć, jak wreszcie zjawiają się na wezwanie. Odetchnąłem głęboko, czując, jak płomień wspina mi się po nodze, liże ubranie i buzuje coraz mocniej, korzystając z mojej energii. Zamknąłem oczy.

- Możemy zaczynać - szepnął Xiumin. Odchyliłem głowę do tyłu, wiedząc, że każdy dookoła mnie zrobił to samo i zacząłem śpiewać. Płomienie buchnęły mocniej. Wszystko dookoła wręcz buzowało przekazywaną przez nas energią, a nasze moce szalały. Chór głosów przebijał się ponad wszystkie odgłosy, melodia opadała i wznosiła się, wypełniając nas poczuciem siły. Miałem wrażenie, że w tej chwili mógłbym ocalić przed zagładą nie jeden, a kilka światów. Wiedziałem jednak, że to złudzenie. Nie mogliśmy Wołać w nieskończoność - niedługo nasza energia w całości wypłynie, pozbawiając nas życia. Jedną szansą było pojawienie się Stworzycielki. Miałem nadzieję, że zrobi to szybko, że nie pozwoli umrzeć żadnemu z nas. Nawet nie wiedziałem, co by się stało, gdyby ktokolwiek odszedł. Czy MAMA stworzyłaby kolejnego, aby załatać pustki w naszych sercach? A może po prostu zostalibyśmy tylko w jedenastu? Nie potrafiłem sobie wyobrazić żadnej z tych możliwości.

Znów nie potrafiłem określić upływu czasu. Zresztą wszystko jakby się zatrzymało - miałem dziwne wrażenie, że cały świat poza nami zamarł. Prawdopodobnie Tao całkiem nieświadomie zamknął pokój między sekundami. Nasza piosenka trwała, wyciągając z nas energię, lecz ciągle nic się nie działo. Wprawdzie to nadal była pierwsza zwrotka, ale wiedziałem, że na pewno nie damy rady zaśpiewać wszystkich trzynastu - najpierw braknie nam sił. Każda z nich mówiła o innym z nas - czy raczej o naszych mocach - a ta, którą aktualnie śpiewaliśmy, była najdłuższa i traktowała o MAMIE. Dlatego największe szanse na to, że się pojawi, były właśnie w tej chwili. Za pierwszym razem pojawiła się, gdy kończyliśmy o niej śpiewać. Jak wiadomo już wtedy zemdleliśmy z wyczerpania, więc teraz nie pociągnęlibyśmy wiele dłużej. Zwrotki o nas były śpiewane głownie na urodzinach lub innych ważnych uroczystościach, takich jak rocznica stworzenia planety. Stworzycielka chyba sama ją wymyśliła, ale nigdy nie słyszałem, żeby śpiewała razem z nami.

Nagle kryształ leżący w kręgu rozjaśnił się jeszcze bardziej. Wbiłem w niego spojrzenie, zastanawiając się czy to było właśnie to, o czym myślałem. Kiedy pierwszy raz wzywaliśmy mamę, zemdleliśmy właśnie w chwili, gdy światło kryształu miało podobną moc. To znak, że MAMA usłyszała nasze wołanie i zbliżała się do nas. W pewnym momencie stało się jednak coś, czego się nie spodziewałem. Ostatnio nie dotrwaliśmy do tej chwili. Światłość zaczęła być pochłaniana przez czarną plamę, która rosła i rosła. Wyciągnąłem ręce do Sehuna i Krisa, łapiąc ich za dłonie, a oni złapali swoich sąsiadów i zamknęliśmy kryształ w kole. Zrozumieliśmy, że ten moment w końcu nadszedł. MAMA jednak się pojawiła. Nie mogłem uwierzyć, że nam się udało. Nasz śpiew przybrał na sile. Gdyby teraz coś nam przerwało, zmarnowalibyśmy wspaniałą szansę. Wreszcie uwierzyłem, że mimo naszych podejrzeń, plan się powiedzie. Nie czułem zmęczenia. Byłem zbyt podniecony. Nasze ramiona sprawiały, że Stworzycielka nie mogła uciec, nawet gdyby chciała. Tak właśnie sama ustaliła. To były jej zasady, których nie mogła teraz złamać.

W krysztale zaczęła formować się sylwetka. Wiedzieliśmy już, że MAMA ukaże nam się w swojej prawdziwej formie. Czułem ogromny stres, ale zaczęły mnie już opuszczać siły. Wiedziałem, że nie tylko mnie. Zaraz musieliśmy skończyć. Nie dalibyśmy rady jej związać. Zaczęło już brakować mi oddechu. Nie wiedziałem, jak długo ceremonia miała jeszcze trwać, ale byłem pewien, że już dłużej nie dałbym rady. Świat zaczął tracić ostrość, płomienie ledwo sięgały mi kolan i wyraźnie gasły. Widziałem, że nie tylko ja goniłem ostatkiem sił. Światło Baekhyuna niemal już zgasło. Było to jak ostateczny cios zadany mi prosto w serce. Z mojego gardła zamiast śpiewu wydobyło się ciche rzężenie. Wszyscy upadliśmy na kolana w tej samej chwili. Serce biło mi coraz słabiej, jakby i ono nie miało energii. Zrozumiałem, że to już koniec. Wszystkie wysiłki zakończyły się porażką. Tuż przed samym końcem zabrakło nam sił. Już nie mogliśmy nic zrobić. W kątach mojego widzenia pojawiało się coraz więcej czarnych plam.

A więc to tak się umiera.

Przez ostatnie sekundy widziałem jeszcze, jak kryształ rozleciał się na miliony kawałków. Odłamki porozcinały nam skórę. Z wybuchu światła wyłoniła się wysoka, jaśniejąca mocą postać.

A potem wszystko pochłonęła niekończąca się czerń.

Exoplanet // ExoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz