Part 9

510 30 2
                                    

Bella

Mój pierwszy dzień na wycieczce minął dość nudnie bo składał się ze zwykłej jazdy autobusem, siedzeniu w pokoju oraz mojej pierwszej w życiu imprezy, która nie przebiegała tak jak chciałam mimo, że skończyła się dla mnie bardzo szybko.

-Bella powiesz coś wreszcie?- spytała lekko zirytowana Miley.

Odwróciłam wzrok od szyby, by móc zobaczyć, siedzącą obok mnie brunetkę i Holly, która była odwrócona do nas na miejscu przed nami.

-Ale co ja mam mówić?- wzruszyłam ramionami ze znudzonym wzrokiem.

Miley wywróciła oczami, wyrzucając ręce w górę.

-Co się stało w cholernej szafie?!- krzyknęła szeptem tak byśmy tylko my to usłyszały.

-Nic strasznego, tylko rozmawialiśmy.- odparłam, wywołując tym cichy chichot Holly.

-Nic takiego, tak? To dlaczego tak szybko wyszłaś?- brunetka uniosła zaciekawiona brew.

-Nie spodobało mi się tam, a poza tym, byłam zmęczona.- odpowiedziałam z małym uśmiechem by dodać sobie więcej wiarygodności.

Miley musiała sobie wreszcie odpuścić, bo przytaknęła lekko głową i powróciła wzrokiem do brązowookiej.

-Patrzcie.- powiedziała niska brunetka, kiwając głową gdzieś na tyły.

Równocześnie z dziewczyną obok odwróciłyśmy się, przez co miałyśmy teraz widok na Blair, klejącą się do boku Luke'a.

-Dlaczego ona zawsze musi uważać się za tą najważniejszą i wychodzić przy tym na skończoną dziwkę? Czy ona tego nie widzi?- skrzywiła się.

Zgodnie przytaknęłyśmy na jej stwierdzenie, a pani Cooper podeszła do kierowcy, by zabrać od niego specjalny mikrofon dzięki czemu mogliśmy ją wyraźnie słyszeć w głośnikach.

-Moi drodzy, już prawie jesteśmy na miejscu, więc proszę was o zabranie swoich rzeczy i pozbieranie wszystkich śmieci.- zakomunikowała nam krótko i już po chwili tak jak zapowiadała, autobus parkował na parkingu blisko miasteczka, które mieliśmy zwiedzać.

Faktycznie nie wyglądało na jakieś szczególnie wyjątkowe miejsce, ale większość budynków wydawała się stara i wręcz zabytkowa, więc obserwowanie czegoś takiego po nieustannym życiu między wieżowcami i gwarem w Sydney było bardzo przyjemne.

Drzwi autobusu zaczęły otwierać się ze świstem, wypuszczając na zewnątrz nas wszystkich łącznie z panią Cooper, która zdarzyła nam jedynie przekazać, że mamy kilka godzin na indywidualne zwiedzanie i o umówionej godzinie mamy spotkać się przy autobusie.

Mogliśmy chodzić po całym tym niewielkim miasteczku, które poza spokojem i całkiem długą historią nie wyróżniało się niczym spektakularnym. Wspólnie z dziewczynami przeszłam przez uliczkę, składającą się ze sklepików, przypominających te wszystkie sklepy ze starych amerykańskich filmów, a miało to swój urok, ponieważ ich wystawy były zadbane i bardzo piękne, a najbardziej zachęcająco wyglądała wystawa sklepu cukierniczego, gdzie aż roiło się od ciastek, ciast i szklanych słoi pełnych kolorowych cukierków, żelek, czekolad i gum. Zgodnie z Holly i Miley weszłyśmy do tego sklepu, gdzie już na wejściu pachniało słodkim ciastem. Było tam pełno półek ze słodyczami, a przez praktycznie całą lewą stronę sklepu, przechodziła biała lada, również zapełniona cukierkami i innymi słodkościami. Intuicja podpowiadała mi aby przejść w głąb sklepu, który głównie składał się z półek. Odruchowo sięgnęłam po kilka paczek najtańszych cukierków i czekolad, które miałam zamiar przywieźć bratu razem z jakąś zabawką.

His fault L. Hemmings Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz