Part 24

335 18 2
                                    

Bella

Do przedstawienia pozostał tydzień i kilka dni, a z każdym kolejnym, który tylko był bliższy temu przedsięwzięciu bałam się coraz bardziej.

Pan Morton mimo obaw co do "uczucia" między mną, a Calum'em zdecydował się zorganizować więcej spotkań przeznaczonych całkowicie dla dekoracji aby mieć pewność, że wszystko będzie wyglądać tak jak powinno.

Miley była załamana tym faktem, dlatego przesiadła się do mojego stolika na matematyce, którą akurat miałyśmy razem, by przeznaczyć czas bezmyślnego przepisywania przykładów z tablicy na żalenie się z braku wyobraźni przy organizacji spotkań pozalekcyjnych.

-Przez okrągłe dwie godziny każdy z dwunastu obecnych osób opowiada o tym jak dokładnie wyglądać będzie dekoracja jakby trudno było zrobić zdjęcie gotowemu efektowi, pokazać to Mortonowi i nie marnować kolejnych dwóch godzin naszego życia na słuchanie o drewnianym balkonie.- mruknęła cicho z oburzeniem.

Uśmiechnęłam się pod nosem, spisując kolejny przykład do zeszytu.

-Przynajmniej sobie trochę posiedzisz w gronie znajomych.- szturchnęłam ją w ramię, próbując bezskutecznie odnaleźć jakiś plus z bezczynnego siedzenia po godzinach.

-Bardzo śmieszne...- wymamrotała, wywracając oczami.

Dzwonek zadzwonił, sygnalizując o przerwie, po której czekał mnie w-f. Na samą myśl o tej lekcji robiło mi się niedobrze.

Zgarnęłam wszystkie swoje książki i zeszyty do torby, próbując wysłuchać wszystko co mówiła Miley, jednak obecność blondyna w rzędzie za mną mi w tym nie pomagała.

Pozwoliłam sobie zerknąć dyskretnie w jego stronę i to akurat kiedy założył swój plecak na jedno ramię i przeszedł w stronę wyjścia, mówiąc coś do Calum'a.

Uważnie się mu przyglądałam, przypominając sobie dokładnie sytuację z wczoraj, a konkretniej to zajście w parku.

Miałam teraz w głowie dwójkę chłopaków, Luke'a i Toby'ego, którzy postawieni byli przed niemal identyczną sytuacją, w której każdy zareagował w bardzo różny sposób, a ja sama nie wiedziałam, który z nich pochwalałam.

Toby wolał odejść od problemu, Luke natomiast gdyby mógł to rzuciłby się na tamtych typów na ławce, jednak nie to mnie interesowało najbardziej.

"Gdyby była taka potrzeba, obroniłbym cię."

Właśnie to usłyszałam wczoraj od blondyna. Obroniłby mnie? Naprawdę poświęciłby się aż tak bardzo? Toby też byłby w stanie stanąć w mojej obronie?

Oczywiście nie oczekiwałam tego, że Toby zacznie okładać się pięściami z każdym kto wyda się według mnie niebezpieczny, ale byłam ciekawa czy potrafiłby poświęcić się dla mojego bezpieczeństwa i w razie takiej potrzeby obronić mnie.

-Bella?- Miley kilkukrotnie pstryknęła palcami przed moją twarzą, wędrując obok mnie w stronę szatni. -Słuchasz mnie?

-Tak.- odparłam szybko, bez mniejszego zastanowienia, choć nie miałam pojęcia o czym ostatnio mówiła brunetka.

-W takim razie co o tym sądzisz?- spytała, zakładając dłonie na wysokości klatki piersiowej.

Dobra, przegrałam... Uśmiechnęłam się do niej przepraszająco, otrzymując w zamian głośne westchnienie zdenerwowanej dziewczyny.

-Holly. Ash. Mówi ci to coś?- pytała, kręcąc głową.

Popchnęłam białe drzwi, prowadzące do damskiej szatni, gdzie poza nami nie było jeszcze nikogo, więc z pewnością dziewczyny postanowiły wykorzystać przerwę w zupełnie inny sposób niż my.

His fault L. Hemmings Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz