Part 42

131 6 2
                                    

Luke

-Nie...Nie, nie, nie, nie.- powtarzałem w kółko.

Myślałem, że się przesłyszałem, ale jej spojrzenie jedynie potwierdziło to co powiedziała. 

Naprawdę poprosiła mnie o to żebym zabrał Penny Matthew na bal...Penny Matthew. Ona jest ostatnią osobą, z którą chciałbym się pokazywać na szkolnej imprezie, a swoją drogą, nie chciałem tam iść w ogóle.

-Luke, obiecałeś, że coś dla mnie zrobisz.- powiedziała poważnie.

-Tak, ale nie sądziłem, że poprosisz mnie o zaproszenie Penny na bal!- uniosłem głos, przez co kilka osób spojrzało na mnie.

Carter stała przede mną z postawą mówiącą o tym, że nie odpuści. Westchnąłem ciężko, próbując się jakoś wymigać z tej chorej sytuacji.

- Carter, błagam Cię... ona jest przecież taka...no taka.

-Jak ja?- przerwała mi unosząc przy tym brew. - Jeszcze kilka miesięcy temu wstydziłbyś się ze mną w ogóle rozmawiać, dlatego doskonale wiem co ona czuje kiedy inni się z niej śmieją.- mówiła poważnym tonem głos. -Luke, ja po prostu chce żeby ta dziewczyna przeżyła noc balu jakby to był najpiękniejszy dzień w jej życiu, a skoro jej się podobasz to pomyśl tylko...pójdzie na bal z idealnym chłopakiem, popularnym w szkole i do tego utrze nosa tym, którzy się z niej nabijają.

Stałem w ciszy analizując długo to co do mnie powiedziała.

-Proszę, Luke.- brunetka złapała moją dłoń. - Przemyśl to.

***

Nie wierzę, że to kurwa robię...

-Hej, Penny. - przywitałem się, uśmiechając przy tym sztucznie, po czym usiadłem obok zdezorientowanej dziewczyny.

-Hej. - odparła niepewnie, a na jej policzkach pojawiły się rumieńce.

Typowe.

-Co czytasz? - wskazałem na książkę, którą mocno trzymała w dłoniach.

Przez cały czas rozglądała się na boki.

-Yym... To tomik poezji. Autorem jest mało znany poeta.-wyjaśniła.

-Pewnie jeszcze niedoceniony.- mruknąłem pod nosem, szykując się do przejścia do sedna.

Westchnąłem cicho, mrucząc pod nosem przekleństwa, tak by tego nie słyszała.

-Słuchaj Penny, chciałabyś pójść ze mną na bal?- zapytałem.

Usłyszałem jak blondynka wciąga głośno powietrze, a następnie zobaczyłem jak zszokowana spojrzała na mnie wielkimi oczami.

Reakcja niby poprawna, czego w końcu mogłem się spodziewać?

-No dobra. Gdzie są twoi koledzy?- mruknęła.

Dobra, teraz serio nie wiem o co chodzi.

-Co?- zmarszczyłem zdziwiony brwi.

-To jest żart, prawda? Gdzieś tam stoją twoi koledzy i się śmieją.- mówiła, uśmiechając się smutno.

-Nie.

-Nie?

-Naprawdę chcę iść z tobą na ten bal. Przysięgam.- zapewniłem ją.

Dziewczyna zamilkła na chwilę, zaciskając przy tym usta w cienką linię, dlatego już wiedziałem, że wciąż nie była przekonana.

Do cholery....ile można?

His fault L. Hemmings Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz