Ben Drowned - Początek

754 40 3
                                    

Spojrzałem w lustro, przejeżdżając ręką po roztrzepanej czuprynie. Właściwie byłem już gotowy do wyjścia. Uśmiechnąłem się do odbicia, zarzuciłem plecak na ramię i wyszedłem z domu, starannie zamykając za sobą drzwi. Sprawdziłem je jeszcze dwukrotnie, zanim udałem się do szkoły. Moja matka zawsze zwracała mi na to szczególną uwagę, nie powinno więc być nic dziwnego w tym, że weszło mi to tak bardzo w nawyk.

Lubiłem swoją szkołę. Nie mówię tu tylko o budynku - ten akurat nie był w najlepszym stanie, już dawno powinien zostać odmalowany, ławki były popisane, a komputery pamiętały lepsze czasy. Tak, zwłaszcza ja mogłem się o tym wypowiadać. Co prawda byłem dzieciakiem, ale do techniki i wszelkich nowinek z tym związanym ciągnęło mnie od zawsze. Musiałem co prawda sam zbierać na wszelkie sprzęty, ale uczciwie dodam, że jeśli tylko moja matka mogła, wrzucała mi jakieś grosze do skarbonki. I w taki oto sposób udało mi się w końcu uzbierać na kolejną grę do mojej kolekcji - Majora's Mask z serii gier o Zeldzie i Linku.

Gdy wróciłem ze szkoły do domu od razu rzuciłem się w wir grania. Pobiegłem do pokoju, nie zwracając na nic uwagi. Nie zauważyłem też notatki pozostawionej na stole. Błąd. Duży błąd, ale nie przejmowałem się wtedy żadnymi notatkami. Jakieś dwie godziny później usłyszałem dźwięk otwieranych drzwi i wtedy do mnie dotarło. Nie zamknąłem ich. Byłem tak podekscytowany nową grą, że zapomniałem zamknąć drzwi.

Oczywiście, możesz to teraz wyśmiać. Moja mała osobista panika. Co się może stać? Raz nie zamknąłeś drzwi. Czym to grozi? Otóż, wyjaśnię Ci zanim będziemy kontynuować historię.

Mój ojciec zostawił moją matkę jeszcze zanim się urodziłem. Ale widywałem go później czasem, kiedy przychodził do nas do domu i żądał od mamy pieniędzy. Było wtedy dużo krzyczenia, raz rozbił telewizor, innym razem talerze. Problemem było, że rozbijał wtedy jeszcze serce mojej matki i często jej skórę. Pomimo tego, że go kochała, wiedziała, że stanowi zbyt duże zagrożenie i powiedziała, że ma tu nigdy więcej nie wracać. Po prostu zrozumiała, że niedługo mógłby rozbić coś gorszego, na przykład moją czaszkę. Zdarzało się, że rzucał kamieniami w okno czy robił inne głupie rzeczy, ale tutaj wewnątrz nie było niebezpiecznie. Moja mama zawsze powtarzała mi "Zamknij wszystko dokładnie". Podkreślała to wielokrotnie. A kiedy zbliżał się do drzwi i nie chciał odejść, dzwoniłem do niej. Ale nie zdarzało się to za często. Kiedyś powiedział, że rozbiłem jego rodzinę, ale to zdanie nie miało sensu. Coś rozbitego nie może być rodziną.

Teraz już wiesz, dlaczego tak bardzo przeraził mnie ten dźwięk. Było za wcześnie aby to moja mama wróciła a sąsiedzi czy znajomi raczej pukają. Wzdrygnąłem się, w pierwszym odruchu zamykając drzwi od pokoju. Powinienem wtedy myśleć logicznie, powinienem znaleźć telefon czy zrobić coś innego, bardziej logicznego. Znaczy, wyskoczenie przez okno nie wchodziło w grę, to nie parter, ale... Ale byłem głupi. Nie sądziłem, że byłby w stanie zrobić mi coś strasznego. Chwyciłem grę (Zabawne, że w takich chwilach człowiek tak bardzo potrzebuje mieć cokolwiek w rękach, nawet bardzo bezużytecznego) i schowałem się do szafy. To też nie był najmądrzejszy wybór, ale w końcu byłem tylko dzieckiem. Ale słyszałem go. Nie miałem już wątpliwości, kto to. Miał bardzo mocny krok, co chwilę przerywany jakimś hukiem. Słyszałem, jak naciska klamkę i wchodzi do mojego pokoju. Skuliłem się przerażony. Nawet nie wiedziałem co robić, czy błagać jakąś siłę wyższą, czy spróbować porozmawiać, czy kurczowo trzymać drzwi szafy od wewnątrz nawet jeśli przy mojej wadze było to bezsensowne. Nie wiedziałem, po prostu nie wiedziałem. Otworzył drzwi. Widziałem młotek w jego ręce, kraciastą koszulę, widziałem nawet przez moment jego twarz i chłodne, jakby zamglone błękitne oczy. A później była ciemność.

Obudziłem się... Nawet nie wiem ile czasu później. Nie wiem, czy były to godziny, minuty a może już dni. Okropnie bolał mnie tył głowy. Miałem związane za plecami ręce i kostki. Sznur zaciśnięty był tak mocno, że miałem wrażenie, że przetnie mi skórę. Ale miałem wolne usta. Mogłem krzyczeć o pomoc, mogłem płakać, ale jaką miałem pewność, że ktokolwiek mnie usłyszy? Nie wiedziałem nawet gdzie jestem. Nie poznawałem tego miejsca.

Zacząłem nawoływać. Nic to nie dawało, niezależnie od tego jak głośno się darłem, płakałem, czułem, że moje struny głosowe zaraz odmówią posłuszeństwa. Żołądek zaciskał mi się z głodu, czułem, że muszę iść do toalety. Chciało mi się spać, ale jaką miałem gwarancję, że się obudzę? Co jeśli ktoś będzie przechodził, gdy akurat będę spał? Więc krzyczałem ile sił w płucach, nawet gdy złapałem chrypkę. Robiłem chwilę przerwy i na nowo zaczynałem, ale nikt nie odpowiadał.

Ratunek przyszedł cztery dni później. W każdym razie, miałem nadzieję, że to ratunek. Kiedy mdlałem już z głodu, nie miałem siły zachować pozycji pionowej, kiedy doszczętnie straciłem głos pojawił się mój ojciec. Nie podchodził do mnie ze szczególną miłością, ale w takim momencie naprawdę liczy się na cokolwiek. Na jakikolwiek cud.

"Spotkał Cię okrutny los, czyż nie?"

Wzdrygnąłem się na dźwięk głosu. Nie rozbrzmiał nigdzie w pomieszczeniu, był w mojej głowie, ale nie należał do mnie. I zabawne, miałem wrażenie, że kiedyś już go słyszałem, ale myślenie przychodziło mi z coraz większym trudem. Zostałem podniesiony, mój tak zwany ojciec chciał mnie gdzieś przenieść. Może do domu. Może gdzieś, gdzie będzie jedzenie. Cokolwiek. Miałem wrażenie, że sznury wbiły mi się pod skórę już dawno temu. Z pewnością potrzebuję lekarza. Powinienem mu o tym powiedzieć. Zmrużyłem oczy, rozchylając lekko usta, licząc, że wydobędę z siebie jakikolwiek dźwięk poza bezładnym, praktycznie niesłyszalnym charkotem. Widziałem, że wychodzimy na dwór. Było tu pełno drzew. Gdzie idziemy?

"Świt nowego dnia"

Jaki świt? Z pewnością nie był to świt. Bardziej zmierzch. Zresztą, kogo teraz obchodzi pogoda? Potrzebuję jedzenia. I lekarza. Tak, z pewnością. I kilku dobrych tabletek przeciwbólowych. I muszę wrócić do szkoły. I do domu. Mama z pewnością bardzo się martwi. Pewnie zawiadomiła policję. Może znajdą mnie lada moment.

Wtedy poczułem, że to nie jest dobra droga. Oczywiście, mogłem zorientować się wcześniej, tak sobie wmawiajcie, ale ja byłem naprawdę wycieńczony i obolały. Nie kontaktowałem za bardzo, co dzieje się dookoła. W każdym razie, to nie była dobra droga.

I w jednej sekundzie zabrakło mi tchu. Miałem wciąż zamknięte oczy, a w tym momencie miałem też spory problem z otworzeniem ich. Powietrze wokół mnie zrobiło się tak ciężkie... albo wcale go nie było. Z jakiegoś powodu bardzo mnie to rozbawiło, chciałem się roześmiać. I w momencie, w którym to zrobiłem do mojego gardła wdarła się woda, a ja gwałtownie otworzyłem oczy.

Nie było nieba. Nic nie przebijało się przez taflę wody. A ja... Ja byłem pod nią.

W tamtej sekundzie tak strasznie spanikowałem, ale to nic nie przyniosło, nic dobrego, nic złego. I tak nie miałem powietrza. Nie mogłem ruszyć rękami, nogami, nie mogłem tutaj nawet krzyczeć. To bolało, tak bardzo bolało, nawet nie jestem w stanie zakwalifikować to do jakiegokolwiek "rodzaju bólu". Był po prostu niewymowny, nie do opisania. Musiałbyś go poczuć, ale wtedy byś się nie obudził.

Ja się obudziłem.

Nie możesz tego zrobić.

Otworzyłem oczy w momencie, w którym jadusable włączył grę. I podał mnie dalej.

Spotkał cię okrutny los, czyż nie?

A teraz rozpoczęła się inna gra. Potrzebowałem tylko trochę rozrywki. Potrzebowałem uświadomić Ci moje cierpienie. Podać je dalej.

Ale nie znajdziecie mojego ciała. Nie zrobicie mi pogrzebu. Przecież jestem tutaj.

Nie rób reinstalki, to nic nie da. W końcu każdy podaje mnie dalej. Będę w waszych komputerach i sprawię, że wszyscy poczujecie chociaż odrobinę bólu. Odrobinę paranoi jaką mi zaserwowano. Będziecie się bać.

Nie wyłączaj zasilania. Nie możesz tego zrobić.

__________________________________

Creepypasta nie jest mojego autorstwa.

Jak macie jakąś creepypaste, którą chcecie, żebym dodała Piszcie w komach ^^

Creepypasta PL Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz