To był spokojny, cichy poranek. Obudziłem się mniej więcej o siódmej nad ranem. Była to sobota, jak zwykła inna. I tutaj właśnie ja, budząc się i spoglądając za okno powiedziałem:
- Co za piękny dzień. Tak piękny, że chciałoby się wyjść na dwór.Tak też zrobiłem. Ubrałem się, zjadłem śniadanie i zwyczajnie wyszedłem z domu. Była to akurat jesień, więc nic dziwnego, że było mi zimno z powodu braku kurtki, o której z resztą zapomniałem. Miał być to zwyczajny spacer, nie długi, nie krótki, ale odpowiedni. Zwykła, normalna przechadzka po lesie. Lesie... mieszkałem w chatce na środku lasu. Miałem do dyspozycji internet, telefon i inne drobiazgi życia codziennego.
Tak więc niczego mi nie brakowało. I tak właśnie sobie szedłem przy okazji rozmyślając nad 'creepypastami', które do tej pory przeczytałem. Jedną z nich była opowieść o 'Slender Manie', który chodzi po lesie, ale nie będę do niej nawiązywał. W końcu i tak znacie jej treść. Chce tylko przekazać, że nie bałem się owego 'pana z lasu', przecież to tylko opowieść. Mniej więcej po trzech godzinach chodzenia na około lasu i z powrotem wróciłem do domu. Usiadłem na krześle, wygrzebałem laptopa i 'surfowałem' po necie jak każdy z nas. Dobiegła mnie plotka o różowowłosym panu w kapturze, z okularami, na których widniały gołe kolce, z bronią w ręku, kręcącego się na terenie Polski. Głównie w lasach.
Pomyślałem "O patrzcie, kolejna historyjka o potworze, który rzekomo ma zabijać W LESIE, bo nie ma nic straszniejszego niż LAS. No błagam! Ile? Ile jeszcze tego powstanie?". Byłem nadzwyczaj wnerwiony całą sytuacją. Wiedziałem, że Le Fuckie (bo tak było na imię owemu potworkowi) nie istnieje. Z resztą, odpisałem w komentarzach, żeby udowodnić jego nieistnienie. Chwyciłem za telefon, ubrałem się, tym razem pamiętając o kurtce i ruszyłem przed siebie. Przez kilka godzin włóczyłem się po lesie, po czym wróciłem do domu zanudzony, lekko zmarznięty i jak zwykle oburzony postawą ludzi. Przejrzałem jeszcze pocztę mailową, gdyż miałem zamiar wyłączyć laptopa. Ku mojemu zdumieniu nie było w niej nic nowego oprócz... no właśnie. Oprócz jednej, nowej wiadomości jeszcze z dzisiaj. Otworzyłem ją. Jej treść była zaskakująca:
"Szukałeś mnie, ale nie znalazłeś. Pewnie dlatego, że brak ci odwagi. Ale to JA znajdę CIEBIE, i to jeszcze nim się obejrzysz..."
Na widok tej wiadomości osłupiałem. Siedziałem tak, wpatrzony w monitor, w treść zdania, które było przeraźliwie dziwne i szokujące. Najbardziej szokująca okazała się informacja "od kogo" dostałem e-mail, a adres brzmiał następująco:
<lefuckie@scary.com>
Czyżby mnie oczy myliły, czy ten koleś napisał do mnie, chociażby mijając fakt, że NIE ISTNIEJE?! Postanowiłem mu odpisać w sposób "kim jesteś?" albo "czego ode mnie chcesz?!". Na próżno. E-mail, do którego próbowałem wysłać odpowiedź, co dziwne, nie istniał. Zatem moja hipoteza się potwierdziła. Pisze do mnie jakieś coś, które nie ma pojęcia czy w ogóle JEST. Wziąłem się w garść, wyłączyłem laptopa i siedziałem bezczynnie rozmyślając nad tym co może się stać.
"W zasadzie to skąd miałem pewność, że on nie istnieje? A może jest? Tylko, że nie mogę go spotkać?" myślałem. Byłem pewny, że koleś albo robi sobie ze mnie jaja, albo jest to coś poważniejszego. Pierwsze co zrobiłem zaraz po tym jak wstałem z krzesła to pójście na zakupy. Jak wiadomo do szeroko znanej nam Biedronki, przez niektórych zwana "Bezdomką". W końcu to przecież młodzież, ma swoje humory. Po zakupach oczywiście wróciłem do domu i sprawdziłem czy niczego nie zapomniałem. Na szczęście nie. Była już 12 w nocy, więc wziąłem kąpiel i poszedłem spać.
Niestety nie mogłem zasnąć. Nurtowała mnie sprawa kolesia, który do mnie napisał, podkreślając fakt, że e-mail, z którego została wysłana wiadomość, nie istniał. Była 1 nad ranem. Wstałem z łóżka, zarzuciłem kurtkę, wziąłem latarkę i wyszedłem na zewnątrz. Nie zauważyłem nic ciekawego. Wróciłem więc do domu, uruchomiłem laptopa i zacząłem przeglądać najnowsze wieści z internetu. Sprawdziłem też pocztę. Moje zdziwienie przeszło ogromną skalę. Została wysłana do mnie wiadomość, ponownie, z tego samego adresu e-mail. Jej treść brzmiała: