Dochodziła godzina 19:00. Mark szedł przez las. Był to wysoki, szczupły 16-latek o krótkich, brązowych włosach i zielonych oczach. W prawej ręce trzymał koszyk wypełniony po brzegi grzybami. Lubił chodzić na grzyby. Zdawał sobie sprawę, że jest to nietypowe zainteresowanie, jednak nie przejmował się tymi, którzy szydzili z niego z tego powodu. Chłopak chciał już iść do domu, jednak nie mógł znaleźć wyjścia z lasu. Zgubił się.
"Cholera!" przeklnął pod nosem. Postanowił zadzwonić do rodziców. Niestety kiedy wyjmował telefon z kieszeni kurtki przez przypadek go upuścił. Ekran Iphone'a rozbił się w drobny mak. Na domiar złego właśnie zaczął padać deszcz.
"Ja to mam szczęście..." pomyślał. Założył kaptur i ruszył dalej. Minęło kilka minut. Kilkanaście. Mark nie był tchórzem, ale zaczął się bać. Jak na złość przypomniały mu się wszystkie creepypasty o Slendermanie i jego pomocnikach czyli Proxy. Szybko, jednak wyparł te myśli. Przecież te historie nie mogą być prawdziwe...
"Zgubiłeś się?" usłyszał kobiecy głos w swojej głowie.
"Kim jesteś?!" krzyknął. Obrócił się, ale nikogo nie zobaczył.
"Jestem Charlotte, ale mów mi Charlie." odpowiedział mu głos."A ty?"
"M-Mark..." odparł niepewnie. "Ty też przyszłaś na grzyby?" powiedział. Mimo wszytko lepiej mu było rozmawiać z kimś niż być w lesie całkiem sam.
"Nie. Byłam na wycieczce."
"Rozumiem...a tak w ogóle gdzie jesteś? Nigdzie cię nie widzę."
"Nie możesz mnie zobaczyć..." wyszeptała.
"Możesz mi się pokazać. Nie będę się z ciebie śmiać ani nic." przekonywał ją Mark.
"Dobrze...ale nie uciekaj." Chłopaka zamurowało, a koszyk wypadł mu z ręki. Kiedy mrugnął ukazała mu się wysoka, zgrabna, na oko 18-letnia dziewczyna. Jej czarne włosy były nienaturalnie długie, dosięgały ziemi. Oczy były szare, a skóra całkowicie biała. Usta były zszyte w wielki uśmiech. Była ubrana w czarny sweter, spodnie w tym samym kolorze i czerwone buty. Jednak powodem jego przerażenia była kosa, którą trzymała w ręce. Jej ostrze było czarne, a reszta czerwona. Nastolatek spanikował i zaczął biec. Wszystko tylko, aby być jak najdalej od niej.
"A mówiłam mu żeby nie uciekał. Ah, z nimi tak zawsze..." westchnęła Charlie. Przez chwila popatrzyła na uciekającego nastolatka po czym pstryknęła palcami i teleportowała się tuż przed niego.
"Ty...ty...kim ty w ogóle jesteś?!" wydukał.
"Proxy, mówi ci to coś?" zapytała ironicznie. Mark uświadomił sobie w jakim jest fatalnym położeniu. Znowu próbował uciec, jednak potknął się i upadł.
"Jesteś taki śmieszny...nie rozumiesz, że mnie się nie da uciec." dziewczyna wyjęła z tylnej kieszeni spodni mały sztylet. "Dosyć gadania. WYBIERZMY SIĘ NA WYCIECZKĘ DO PIEKŁA!"
Wbiła sztylet w oko chłopaka. Nastolatek zawył z bólu. Chciał się podnieść, jednak Charlie chwyciła go za nogę powodując kolejny upadek.
"Ty suko!" krzyknął.
"Nie ładnie jest przeklinać. Trzeba cię za to ukarać." powiedziała Charlotte i szybkim ruchem odcięła mu język. Z ust chłopaka zaczęła lać się krew. Dziewczyna wzięła kolejny sztylet. Zaczęły się prawdziwe tortury. Charlie "przejeżdżała" sztyletem po ciele Marka. Wyciągała części jego ciała. Wszędzie lała się krew. Dziewczyna ucieszyła się, że jej kolekcja organów znowu się powiększy. Wreszcie chwyciła za swoją kosę. Cała umazana czerwoną cieczą, z kosą w ręku wyglądała jak prawdziwy żniwiarz śmierci. Przyłożyła broń do prawej części jego głowy i powoli zaczęła ją odcinać.
"Mam nadzieję, że spodoba ci się na wycieczce, Mark." mruknęła kiedy skończyła już całą "robotę".
Następnego dnia policjanci znaleźli w samym środku lasu głowę Marka Jefferson'a. Nie było na niej żadnych odcisków palców. Chłopak nie miał jednego oka, a jego uszy i nos były odcięte. Na jego czole widniał krwawy napis "CHARLIE THE PSYCHO".
____________________________________
Creepypasta Nie jest mojego autorstwa.