Mathew i Eliza byli rodzeństwem. Ona miała dwanaście lat a on dziewięć. Bawili się w chowanego w cienistym ogródku z tyłu domu. Eliza szukała.
Szukała wszędzie. W krzakach, w domku na drzewie, między huśtawkami, w namiocie taty. Ale nigdzie nie mogła go znaleźć. Po godzinie postanowiła sprawdzić, czy Mathew nie schował się za płotem. Był tam.
Leżał na chodniku z zamkniętymi oczami. Nie ruszał się. Eliza krzyknęła i cofnęła się. Nie wierzyła. Nie chciała wierzyć. Próbowała obudzić brata, lecz bezskutecznie. Płakała.
Płakała przez kilka następnych miesięcy. Nie mogła się pogodzić, że nie było już jej brata. Rodzice też płakali. Ale ona bardziej. Nienawidziła siebie, że nie mogła go uratować. Gdyby tam była, na pewno złapałaby go i nie spadłby z tego płotu. Ale jej tam nie było. Modliła się, by Mathew wrócił.
I wrócił. W nocy.
Słyszała jak drzwi od jej pokoju się uchylają. Ktoś wszedł do środka. Rodzice spali. Eliza zacisnęła mocno powieki i okryła się szczelniej kołdrą. Wtedy usłyszała cichutki śmiech. Jego śmiech.
Otworzyła oczy i powoli się podniosła. W mroku pokoju nie widziała nic oprócz dwóch czerwonych punkcików. Eliza zapaliła lampkę nocną, która stała na małym stoliku. W miejscu czerwonych światełek pojawiły się brązowe oczy jej brata. Nie był sam.
U jego boku stał wysoki biały futrzasty stworek. Strukturą przypominał człowieka pozbawionego dłoni oraz twarzy, z głową o dość dużych rozmiarach.
- Cześć siostrzyczko - powiedział chłopiec z uśmiechem.
- Mathew?
- Co się stało? Dziwisz się, że wróciłem?
Dziewczynka płakała. Była taka przerażona. I taka szczęśliwa.
- Długo cię nie było. Dlaczego? Dlaczego wróciłeś dopiero teraz?
Mathew znowu się zaśmiał.
-Przepraszam siostrzyczko. Ozie nie lubi słońca, a ja bałem się przyjść w nocy.
- Kim jest Ozie?
- To mój nowy przyjaciel. Poznałem go kilka miesięcy temu.
Mathew usiadł na łóżku obok Elizy i kontynuował:
- Pamiętasz jak spadłem z płotu, kiedy bawiliśmy się w chowanego? Nagle obudziłem się w dziwnym miejscu. Tam było bardzo strasznie.
Na jego twarzy było widać cień przerażenia.
- Nie byłem sam, ale czułem się bardzo źle. Ludzie tam krzyczeli. Ich głosy były wszędzie. Ich ciała były pochłaniane przez czerwone płomienie ognia. Czułem ich ból. Wiedziałem, co przeżywali, gdy ich nagie ciała były zjadane przez larwy.
Eliza poczuła, że po jej plecach przebiegły ciarki. Ale słuchała.
- Cierpienie nie dotykało tylko mnie. To dziwne, prawda? A wiesz, co jest dziwniejsze? To, że nie było mi szkoda tych zmasakrowanych ludzi. Pomimo krwi, łez i ich błagań nie było mi smutno. Nie było mi ich szkoda. Wiesz dlaczego? Bo widziałem co zrobili wcześniej. Byli źli.
Twarz chłopca spoważniała. Po chwili jednak się lekko uśmiechnął. Lampka nocna lekko przygasła. Eliza widziała na miejscu brązowych oczu brata czerwone punkciki. Światło na nowo się zapaliło, a Mathew kontynuował.
- Wtedy spotkałem Oziego. Ozie nie mówi, ale czyta w myślach. Ja jemu też mogę. Od niego dowiedziałem się, że te ciała, które widziałem, nie są zwłokami. To są dusze ludzi. Wszyscy kiedyś żyli, ale byli bardzo złymi ludźmi. Ozie karmi się złymi ludźmi. Mówił, że każdy człowiek jest zły i prędzej czy później każdy tam trafi. Powiedział mi też, że jest zawsze głodny, a ludzie rzadko przychodzą do jego świata. Rozbawił mnie wtedy jego głos.