#42 (część III)

6.3K 641 167
                                    

Podszedł kilkadziesiąt kroków w stronę drzwi, ale po chwili przystaną, jakby sobie o czymś przypomniał.

- Poczekaj chwilę - powiedział do mnie, po czym krzyknął - Sawamura-senpai!

Kapitan od razu sie odwrócił, a wraz z nim reszta siatkarzy, nie licząc Hinaty i Kageyamy, którzy zawzięcie trenowali atak, szczęśliwi, że w końcu mają całą salę dla siebie i nie muszą się nią dzielić.

- Gdyby pojawił się trener powiedz mu, że nie będzie mnie dzis na treningu. I gdybyś mógł przekazać również menadżerce Shimizu, gdyby się pojawiła, że Sakura miała mały wypadek i  poszła do domu - po czym dodał już szeptem - Powiedzmy, że o własnych siłach.

Domyśliłam się, że była to aluzja względem mojej osoby. Chociaż nie rozumiem, o co mu chodzi. Przecież sam się wyrywał z pomocą.

- Nie martw się, Tsukishima. Powiem wszystko tak jak było. Również widziałem wszystko to, co się wydarzyło. Cieszę się, że jej pomagasz. To do ciebie nie podobne.

- Również się sobie dziwie - oznajmił, znowu idąc powoli do wyjście.

Wyszliśmy na zewnątrz. Była całkiem ładna pogoda, zważając na to, że  jest już połowa października. Słońce, jak na jesień, było jeszcze wysoko, a błękitu nieba nie kazi ani jedna, nawet mała chmurka. Przed salą, z której właśnie wyszliśmy, stały dziewczyny, a wśród nich Risa. Kiedy tylko zobaczyła mnie, noszoną przez Keia, nie wiem czy najpierw oniemiała, czy poczerwieniała ze złości.  Reszta zareagowała podobnie. Od razu poczułam jakąś wyższość, że on pomaga akurat mi, niskiej, nie najpiękniejszej dziewczynie, a nie ślicznej, długonogiej modelce. Odwróciłam wzrok, aby nie zauważyły jak po kryjomu sie uśmiecham.

- Pójdziemy teraz po torby to szatni. Jeszcze trochę, i bym o nich zapomniał.

- W porządku.

Po chwili byliśmy już przy schodach prowadzących do obu szatni, jednaj dla siatkarzy, drugiej dla cheerleaderek. Tsukki zrzucił mnie z pleców, dosłownie zrzucił, po czym prostując plecy, sam pobiegł na górę. Ja miałam czekać i nie zrobić sobie w tym czasie krzywdy. Okularnik wrócił w mgnieniu oka, w jednej ręce trzymając swoją... torebkę, zaś w drugiem, moją zwykłą, czarną torbę.

- Skąd wiedziałeś, która to moja? - zapytałam, biorą obie torby i zakładając swoją przez ramię.

- Domyśliłem się.

Znowu odwrócił sie tyłem i uklęknął. Po chwili byłam już z powrotem na jego plecach. Ruszyliśmy, choć powinnam powiedzieć ruszył, w stronę, jak się domyślam najbliższego szpitala. Było mi trochę niewygodnie. Choć kostka bez kontaktu z ziemią mnie nie bolała, teraz zaczęła mnie doskwierać ręka. A to wszystko wina torby Keia. Moja bezproblemowo znajdowała się za moimi plecami i była przynajmniej lekka. Tsukishimy już niekoniecznie. Zwisała przed okularnikiem na mojej wyciągniętej ręce, przez co trzymałam się tylko jedną ręką, aby nie spaść z jego pleców. Dyndała się niczym lampa naftowa na starym statku, dzięki czemu jeszcze bardziej wżynała się w moje palce. A była również ciężka, jakby nosił tam cegły. Nie powinnam wybrzydzać, ale mógłby ograniczyć wagę swojej torby.

- Żyjesz jeszcze? - zapytał bez entuzjazmu, jakby miał nadzieję, że tego nie potwierdzę.

- Tak, a co?

- Nic nie mówisz.

- Chcesz, abym coś powiedziała. Okej. Twoja torba jest cholernie ciężka - rzekłam, zasłaniając mu widok na drogę ową torbą - Mam ochotę wyrzucić ją do rzeki - tak się szczęśliwie złożyło, że niezbyt szeroka rzeka, płynęła niedaleko.

- Ani mi się waż - oburzył się, znowu kręcąc głową, przez co łaskotał mnie w nos włosami - Jak to zrobisz, polecisz do wody razem z nią.

- Żartowałam, nie spinaj się tak - odrzekłam, nie mogąc powstrzymać się od uśmiechu. Jak on to robi, że chwila z nim i ja już się śmieje, choć to na prawdę trudne.

- Cieszę się, że humor ci się poprawił - usłyszałam szczerość w jego głosie.

- Daleko jeszcze? - próbowałam przy tym naśladować głos osła ze Shreka.

- Nie. Jakby było daleko, to przecież nie niósłbym cię na plecach, nie sądzisz?

- W sumie racja. A mogę cię o coś zapytać,... Tsukki? - zapytałam niepewnie. Tak szczerze, to nie miałam żadnego pytania, ale chciałam sprawdzić jak zareaguje jak powiem do niego "Tsukki".

- Jasne. Pytaj.

Zdziwiłam się. Kiedy Risa go tak nazwała, to zezłościł sie strasznie. Czuję się jeszcze bardziej przez niego uprzywilejowana. Zaraz, tylko o co by  go tu zapytać?

- Eee... Tak myślałam i ...

- Pytasz czy nie? - odrzekł zniecierpliwiony.

- Podoba ci się jakaś dziewczyna? - wypaliłam bez namysłu, pierwsze co przyszło mi do głowy. Świetnie, teraz na pewno zrzuci mnie z pleców i będę musiała iść sama. A nawet mu jeszcze nie podziękowałam.

Kei przystanął i znowu przejechał włosami po moim nosie. Muszę szczerze przyznać, że są całkiem miękkie.

- Skąd ci takie idiotyczne pytanie przyszło do głowy, co? Nie masz nic ciekawszego do roboty? Chcesz iść sama? -powiedział te zdania tak szybko niczym z karabinu maszynowego.

- Nie chce. Przepraszam - po tych słowach, znowu zaczął iść. Co on taki wrażliwy na tym punkcie? Zakochany czy co?

Przez resztę drogi do szpitala już nic nie mówiłam. On tak samo. Panowała trochę krępująca cisza. Przez to nawet palce odciśnięte od jego torby przestały mi przeszkadzać. Po jakiś piętnastu minutach, byliśmy na miejscu. Tsukki zaniósł mnie pod samą szpitalną recepcję i od razu chciał się stamtąd uciec, ale go powstrzymałam.  Od pielęgniarki dowiedziałam się, że mogę prawie od razu wejść do gabinetu, muszę tylko poczekać aż wyjdzie ze środka pacjent. Czekałam, więc, razem z Keiem, przed drzwiami.

- Dlaczego nie chciałaś, abym sobie poszedł. Przecież do domu ma cię podwiesić jakiś lekarz, co jedzie akurat w tamtym kierunku, więc nie rozumiem, do czego jestem ci potrzebny.

- Chce sie podziękować, tylko nie wiem w jaki sposób - Dopiero kiedy wypowiedziałam te słowa na głos, zauważyłam, że zabrzmiały one co najmniej dwuznacznie. On też musiał to zauważyć, bo dziwnie na mnie popatrzył.

- Nie musisz mi dziękować. Zrobiłem to, co każdy na moim miejscu by zrobił.

Uwierzyłam mu na słowo. Ale i tak czuję się dziwnie z tego powodu, że on tyle dla mnie robi, a ja dla niego nic.

Wtedy z gabinetu wyszła jakaś kobieta, która była ostatnia pacjentką. Wstałam ostrożnie, aby nie obciążyć mojej lekko spuchniętej kostki. Kei również się podniósł.

- To ja już pójdę - rzekł, cały czas stojąc jeszcze przede mną.

Przytaknęłam. Już miałam wejść do gabinetu, kiedy wpadła mi do głowy pewna myśl.

Raz kozie śmierć - pomyślałam.

Odwróciłam się na tyle sprawnie, ile pozwoliła mi na to noga i przytuliłam się do Tsukishimy. Odjęłam go w pasie rękoma, a głowę położyłam na jego piersi. Teraz tylko czekać, aż mnie odepchnie.  Nic takiego nie nastąpiło. Poczułam tylko jego dłonie na moich plecach, przez które przebiegł mnie dreszcz, a brodę usadowił na czubku mojej głowy. Czułam, że mogę tak stać w nieskończoność, choć przez jakieś pół godziny byłam na prawdę blisko niego.

- Dziękuję, idioto.

- Nie ma za co, łajzo - wyszeptał mi do ucha.


 

Internetowe uczucie ➼ ⌞TSUKISHIMA KEI⌝Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz