Rozdział II

1K 38 3
                                    

Po objerzeniu swojego nowego pokoju przyniosłam do niego swoje rzeczy. Przypomniałam sobie że na dole siedzi Rafael. Zeszłam do niego szybko i powiedziałam by wracał do wujka. On ciepło się do mnie uśmiechnął i wyszedł z domu. Zostałam sama. Wróciłam do domu i zaczęłam wszystko wkładać do szafy. O resztę się nie martwiłam, były urządzone tak jak sama bym je "upiększyła" jeśli tak się jeszcze dało. Skończyłam po dobrej 1h i poczułam że moje kiszki marsza mi grają i potrzebuje czegoś na wzmocnienie. Weszłam do kuchni i  oniemiałam. Była nowoczesna i bardzo przestrzenna, od robotów kuchennych po jakieś maszyny. Zaczęłam grzebać po szafkach, dziwnie to wyglądało ale co mogłam jeśli potrzebowałam pożywienia.

-oby wujek miał coś w tej lodówce-zaśmiałam się i zaglądnęłam się

Nie myliłam się, była w pełni zapakowana. Pamiętał czy zawsze ma tak pełną lodówkę. Przy najbliższej okazji spytam mu się. Wyjęłam sobie  sok pomarańczowy i wyjęłam kilka składników by zrobić sobie sałatkę, zbliżała się godzina obiadu a ja oprócz pizzy nic nie jadłam. Wyjęłam znalezioną miskę kilka składników jak sałata rzodkiewki marchewka, ogórek, natkę pietruszki itd. Miałam koniec sezonu ale to nie znaczy że mam od razu tak źle się odżywiać. Nie mogłam tak. Połączyłam składniki i po 3 min zajadałam się sałatką. Posiłek popiłam sokiem i tu plan się kończył. Wujek będzie pod wieczór z tego co przeczytałam na kartce a miasto jest mi obce, to nie tak że nie lubie go czy coś ale jestem tu pierwszy raz i zgubiłam bym się gdybym miała tak sama chodzić. Ale od czego ma się telefon. Postanowiłam zadzwonić do wujka.

-wujku to ja Celia dzięki za pokój kochany jesteś-zawsze tak zaczynałam z nim rozmowę

-nie ma za co-dodał- masz jakąś sprawę do mnie?-odparł Hiszpan

-tak to znaczy nie.... chciałabym pozwiedzać miasto ale nie wiem czy będę wstanie to zrobić sama-parsknęłam bo śmiesznie to brzmiało. Przy wujku zawsze taka się stawałam, taka 5 latka ze mnie.

-mam ci kogoś przysłać teraz?-spytał

-Nie ale później by ktoś się przydał-westchnęłam patrząc co jest za oknem. Ten balkon to jednak strzał w dziesiątkę.

-jasne przyśle ci Rafaela bo zauważyłem jak wrócił że bardzo się polubiliście.

-pasuje-uśmiechnęłam się i rozłączyłam

Pozostało tylko czekać. Wyszłam na taras po czym usiadłam na swoim "wymarzonym" fotelu. Było cudownie i widok na Camp Nou przymknęłam oczy z rozkoszy. Siedziałam tak, sama nie wiem ile to trwało aż usłyszałam klakson samochodu.  Wstałam do pozycji stojącej i ujrzałam uśmiechniętego wujka i Rafaela kiwającego mi  stojącego tuż obok samochodu. Zbiegłam szybko na dół gdzie w drzwiach pojawił się mój chrzestny. Moja radość była tak wielka że wleciałam mu na szyję a Luis(tak było mi łatwiej w tej chwili) mocno mnie przytulił. Długo to nie trwało bo opinia by mu spadła w oczach Rafy. Zaśmiał się i objerzał mnie dokładnie.

-Normalnie jak Delfina-wyszczerzył się- wypiękniałaś od naszego ostatniego spotkania...-uszczypnął mnie w policzek

-ostatnim razem jak się widzieliśmy miałam 8 lat i wypadały mi mleczaki-lekko go uderzyłam w ramię i złapałam się za policzek.

-ale jak będziesz odbierała złotą piłkę to wspomnij  że talent do gry masz po mnie-wypiął dumnie pierś po czym oboje roześmialiśmy się.

-Rafinha na ciebie czeka- pokazał palcem na niego- tylko jakby świrował to mu przyłóż-kolejny sarkazm ala Luis Enrique.

Pocałowałam go w policzek i pobiegłam do Rafhnii? tak go nazwał....... Brunet przywitał mnie ponownie uśmiechem po czym zaprosił do samochodu.

-słuchaj mam ci pokazać miasto ale co konkretnie?-włączył radio

-wszystko nie znam tego miasta kompletnie, to znaczy znam bo tu gra kilka klubów ale tak szczegółowo i turystycznie to nie-dodałam

-czyli wszystko-westchnął głośno

-ty jesteś Brazylijczykiem prawda?-stwierdziłam bardziej niż spytałam

-tak jestem-dodał ironicznie- a co masz jakieś wątpliwości co do mojej narodowości?-parsknął

-absolutnie nie ale w dzieciństwie miałam przyjaciela o takim samym imieniu jak ty i był Brazylijczykiem....-oparłam głowę o szybę przenosząc swój powątpiały wzrok na coś co pozwalało mi sie skupić

-bo ja nim jestem Sofia-zaśmiał się- Rafcio, tak do mnie wołałaś nie wiedząc że moje imię to Rafihna-dodał bardziej się śmiejąc- na początku cię nie poznałem ale gdy Luis wspominał o tobie kilka rzeczy uświadomiłem sobie że ty jesteś tą dobrze kopiącą piłkę dziewczyną-powiedział teraz już na spokojnie

-tyle lat się nie widzieliśmy Raf...-stwierdziłam- i wiedziałam że będziesz piłkarzem, przepowiedziałam ci to wtedy gdy zobaczyłam jak grasz-pisnęłam z uśmiechem

-ty też składałaś się na piłkarkę.... i nie wiem czy nią jesteś...-spytał brunet unosząc brew

-jestem-dodałam-może nie jakąś taką wielką ale kopać piłkę umiem-stwierdziłam po czym oboje wybuchnęliśmy śmiechem.

Zaczęliśmy wycieczkę. Raf zaparkował samochód blisko jakiegoś budynku po czym wysiedliśmy i ruszyliśmy chodnikiem na osobistą odprowadzkę po mieście. Wymieniał kilka zabytków które znał i ciągnął mnie by mi je pokazać. Jak zapamiętałam była to Sagrada Familia i majestatyczna ulica Gaudiego. Później mijaliśmy jeszcze La Ramble i Castell de Montjuic. Zdawało mi się jakby oprowadzał mnie po całej Barcelonie od północy po południe od wschodu na zachód. A to był dopiero początek-tak powiedział Raf. Oglądałam piękne miejsca. Gdy się ściemniało przyprowadził mnie pod stadion, punkt kulminacyjny wycieczki. Stanęliśmy. Zadarłam głowę gdy zobaczyłam bordo-granatowe światłą oświetlające stadion. Poczułam się jak Tomcio paluch, to magiczne uczucie. Jestem tu pierwszy raz i pragnęłam więcej stąd nie wyjeżdżać. Raf pociągnął mnie za rękę gdy chciałam coś powiedzieć.

-Ale Raf tam jest zamknięte, to jest nie  w porządku -szepnęłam

-znam tylne wyjście które prowadzi na stadion-zaśmiał się cicho i poprowadził mnie pod wyjście dla pracowników. Drzwi były otwarte. Pchnął je i przepuścił mnie w drzwiach z tym szelmowskim uśmieszkiem. Nie wiedziałam gdzie iść a Raf chodził jakby był u siebie, no tak przecież był u siebie-pomyślałam. Szliśmy w totalnej ciemności. Zobaczyłam światło i tam poszliśmy. Jak się okazało znaleźliśmy się na stadionie, na Camp Nou we własnej osobie. Błysnęły mi oczy z podziwu. Tego się nie dało wyrazić słowami, trzeba by było tam po prostu być. Poszłam w głąb stadionu by stanąć na sławnym środku gdzie zaczynają się wszystkie mecze Barcelony. Przymknęłam oczy z całych tych emocji, magiczne miejsce. Rafa podszedł do mnie i dotknął ręką mojego ramienia.

-to nie koniec wycieczki, najlepsze dopiero przed nami-szepnął dziarsko

-a jest coś lepszego niż to miejsce?-zaśmiałam się zdziwiona

-nasza szatnia, muzeum Barcelony..-zaczął wymieniać a ja ziewnęłam

-Raf wiem że chcesz mi wszystko pokazać ale będzie do tego okazja jeszcze.....jestem po podróży samolotem i nic nie spałam od samego rana...-przeciągnęłam się- zwiedzę to wszystko w swoim czasie czyli po najbliższym waszym treningu oczywiście w twoim towarzystwie-uśmiechnęłam się

-No tak-walnął się w głowę- zapomniałem że chodziliśmy kilka dobrych godzin na piechotę....-objął mnie ramieniem lekko- wracamy bo nie chcę za karę robić 15 karnych kółek-zaśmiał się

-nie martw się dopilnuje tego byś robił 20-ziewnęłam po czym szybko zaczęłam biec od Rafy.

Był o wiele szybszy niż ja. Raz dwa był koło mnie i zaczął łaskotać. Śmiałam się póki nie krzyknęłam by przestał. Zaprowadził mnie do samochodu i zanim się zorientowałam jechaliśmy do domu. Oparłam głowę o oparcie i mimo wolnie zamknęły mi się oczy. To był dzień pełen wrażeń.

"Baby, all I want is you"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz