Głosy są coraz wyraźniejsze. Trochę przekleństw, uderzeń, wystrzałów. Przez chwilę wydaje mi się, że słyszę Kapitana Amerykę. Serce zaczyna mi mocno walić. Podejrzewam, że za niedługo walka przeniesie się do laboratorium. Z jednej strony to dobrze – będę walczyć. Z drugiej jednak musi tu coś być skoro podążają w tą stronę.
Rozglądam się dookoła. Co źli chcieliby stąd wziąć? Odpowiedź jest prosta: wszystko. Drogie przyrządy skonstruowane przez geniusza Starka. Kto nie chciałby ich mieć? W dodatku te strzykawki...
Olśniewa mnie. Od razu powinnam o tym pomyśleć. Nie dam rady uchronić wszystkiego, to więcej niż pewne, ale zajmę się tym co należy do mojego zakresu obowiązków. Podbiegam szybko do małego sejfu, w którym Wanda schowała materiał wyssany ze strzykawek. Na początku z trudem przypominam sobie kod. Stres ściska mnie mocno i nie pozwala jasno myśleć. A teraz przecież potrzebuję tego najbardziej.
W końcu przypominam sobie szyfr. Wpisuje szereg liczb i znaków, po czym otwieram sejf. Materiał znajduje się w pudełku, lewituje pośrodku. Chwytam je i zatrzaskuje sejf. Od razu się zamyka. Teraz pytaniem jest gdzie schować pudełko.
Hałas zbliżającej się walki jest coraz wyraźniejszy. Jeszcze chwila i będę musiała stawić czoła atakującym. Podbiegam do szafki z ciuchami laboratoryjnymi. Pudełko chowam do jednej z półek. Rozglądam się dookoła za klejem wykonanym przez Starka, który skleja raz, a na zawsze. Znajduje go pod stołem z mikroskopami. Chwytam pistolet na klej i po chwili drzwiczki szafki nie da się już otworzyć.
W tym samym momencie coś dużego i ciężkiego uderza w metalowe drzwi. Wyginają się, a ja zauważam w tej bezkształtnej wypukłości, krzywy zarys ludzkiej sylwetki. Mam nadzieję, że nie jest to makabryczna podobizna żadnego z bohaterów.
Jeszcze kilka uderzeń i do laboratorium wpada grupa żołnierzy ubranych na czarno. Od razu unoszą swoje pistolety w moja stronę. Strzelają, a ja cudem upadam na podłogę na czas, przewracając jeden ze stołów, który od teraz robi za moja tarczę. Słyszę jak się zbliżają. Rozglądam się dookoła w panice. Gdzie tu jest jakakolwiek broń?!
Strzały skierowane w stół i nad nim są coraz głośniejsze. Wychylam się na chwilę i widzę, jak żołnierze są tuż, tuż. Rzucam się do przodu i chwytam pierwszy lepszy mikroskop. Ważę go przez krótką chwilę w dłoni, po czym rzucam nad stołem w stronę łotrów. Słyszę niezrozumiały krzyk zagłuszany przez odgłosy wystrzałów. Szybko chwytam jakąś metalową pałkę leżącą niedaleko mnie. Jest ciężka, ale jakoś ją unoszę.
Znowu doczołguje się do stołu i wychylam głowę. Żołnierze leżą bez ruchu na podłodze. Jeden z nich został trafiony mikroskopem, ale jestem pewna, że to nie przez to stracił przytomność. Powoli wstaję i rozglądam się po całym laboratorium.
Kapitan Ameryka walczy z Zimowym Żołnierzem. Czarna Wdowa też tu jest. Jak zawsze świetna i mordercza. Wyskakuję zza stołu i biegnę w stronę wyjścia. Muszę znaleźć jakiś pistolet, albo cokolwiek innego.
Jakiś żołnierz biegnie w moją stronę. W ręce trzyma nóż. A gdzie jego pistolet? Nie przejmuję się tym i unoszę metalową pałkę. Zamachuję się nią, a żołnierz upada na podłogę. Zaraz się podnosi i znowu do mnie doskakuje. Wcelowuje w niego pałką, a ten ją łapie. Chwytam ją mocniej i odbijam się od ziemi. Obracam się w powietrzu i ląduje za mężczyzną z pałką przy jego szyi. Mocno go ściskam, próbując odciąć mu dopływ tlenu. Mężczyzna jednak walczy, a jego siła równoważy się z moją. W ten sposób do niczego nie dojdę. Kopię go mocno w kręgosłup i powalam na ziemię sama na nią spadając. Odwracam się jednak szybko i po chwili wbijam mu kolano w szyję. Tym razem na pewno już sobie ze mną nie poradzi.
CZYTASZ
Bohaterka Avengers. Age of Hydra
FanfictionNazywam się Angel. Jak na ironię, bo mój ojciec jest aniołem. A raczej był. Po moich narodzinach upadł i stał się szatanem. I szczerze mówiąc nie wiem czy go nienawidzić, czy kochać. Dzięki niemu jestem nieśmiertelna, wszystkiego szybko się uczę i m...