Zamaskowany mężczyzna przyciska mnie do ściany. Dusi mnie swoją ciężką, grubą łapą. Chwytam ją palcami i próbuję się oswobodzić, ale nie idzie mi to najlepiej. W tym samym momencie, gdy zaczynam się krztusić z powodu braku tlenu, jakiś złotawy promień uderza w niego i odrzuca do tyłu. Upadam na kolana i chwytam się za palące żywym ogniem gardło. Kaszlę sucho, czując każdy wdech, jakby wbijało się w moje płuca tysiące szpilek. Z trudem odwracam głowę w stronę, skąd nadleciał promień. Moim oczom ukazuje się Vision.
— Panno Dare. — Kiwa głową, jak prawdziwy gentelman, po czym strzela promieniami w kolejnych żołnierzy. Wojownicy Hydry padają na ziemię, jak muchy. Wyprostowuje się nieco i zauważam za ramieniem swojego wybawcy, Falcona, wpadającego w gniew i tłukącego trzech żołnierzy.
— Dziękuję — chrypię. Kaszlę, chcąc nadać swojemu głosowi normalny ton, ale coś mi mówi, że tamten żołnierz uszkodził mi struny głosowe.
Jakiś żołnierz biegnie w moją stronę, strzela, a ja odskakuje na bok. Vision leci w moim kierunku, ja jednak unoszę jedną rękę na znak, by został na miejscu, po czym, unikając kul, rzucam się na wojownika. Otaczam nogami jego szyję i oboje upadamy na podłogę. Wciąż duszę go kolanami, aż wypuszcza pistolet. Chwytam go i uderzam jego rękojeścią w głowę mężczyzny. W jednej chwili przestaje się ruszać.
W moim kierunku biegną następni. Ja i Vision strzelamy. Żołnierze lecą na ziemię i nie wstają, bądź, w ostatnich odruchach samoobrony, wypuszczają w naszą stronę śmiercionośne naboje. Jeden, czy dwa dają radę mnie drasnąć, ale ból, który mi wyczyniają jest do przyjęcia.
Po chwili dołączam do Falcona. Sokół świetnie sobie radzi, gdy nagle coś przykuwa jego uwagę i dekoncentruje. Szybko pokonuję swojego przeciwnika i rzucam się na żołnierza, który atakuje Sama. Nie mając czasu i ochoty na walkę z nim traktuję go mocnym paralizatorem.
— Falcon! Co jest?! — krzyczę, po czym spoglądam w tym samym kierunku, w którym on ma utkwiony wzrok.
Zimowy Żołnierz.
Chce się dostać do Wandy, ale drogę zagradza mu Steve. Widzę lecącą z ust Kapitana strugę krwi. Oddycha ciężko, ale się nie poddaje, podczas gdy Wandzie powoli uginają się kolana. Dziewczyna nie daje rady. Korzystanie z takiej mocy na pewno wymaga energii.
Jeżeli upadnie, zginiemy. Jeżeli Zimowy Żołnierz się do niej dostanie, zginiemy. Wanda jest naszą ochroną. Kluczem do przetrwania i bezpieczeństwa.
Biegnę w ich stronę, dając Falconowi znak, by powstrzymywał innych żołnierzy od zbliżenia się do nas. Wanda potrzebuje spokoju, a Steve i tak musi już walczyć z niepokonanym Zimowym Żołnierzem. Vision również zauważa mój gest i walczy z jeszcze większą precyzją i zaciętością niż wcześniej. Po chwili żołnierze nie mogą już przekroczyć niewidzialnej granicy, którą ustanowili Falcon i Vision.
Dobiegam do Wandy i podtrzymuję ją. Dziewczyna patrzy na mnie ze zdziwieniem, po czym odwraca wzrok. Nie potrafię określić, czy jest zła za to, że jej pomagam, zawstydzona, a może czuje wdzięczność?
— Potrzebujesz sił — mówię ochryple. Naprawdę coś musiało się stać z moimi strunami. — Użyj moich.
Wanda patrzy na mnie, jak na psychopatkę. Odwraca jednak wzrok i widzę po jej minie, że się zastanawia.
— Możesz od tego zginąć.
— Jeżeli nie starczy ci sił, to i tak zginiemy — oznajmiam.
Wanda myśli jeszcze przez chwilę, po czym kiwa głową. W jej oczach zauważam maleńką iskierkę sympatii. Czyżby mój gest zdołał ją do mnie nakłonić?
CZYTASZ
Bohaterka Avengers. Age of Hydra
FanfictionNazywam się Angel. Jak na ironię, bo mój ojciec jest aniołem. A raczej był. Po moich narodzinach upadł i stał się szatanem. I szczerze mówiąc nie wiem czy go nienawidzić, czy kochać. Dzięki niemu jestem nieśmiertelna, wszystkiego szybko się uczę i m...