~ Rozdział 13 ~

10.4K 983 381
                                    

PRZECZYTAJ NOTKĘ NA DOLE! WAŻNE!!!

To miała być moja tajemnica. Tylko moja. A teraz ją straciłam. Wszytsko przepadło. Już nigdy tego nie odzyskam. I wtedy je wy powiedział, kiedy byłam na skraju załamania.

- Wiem, że to ty jesteś Biedronką, Marinett.

Wytrzymałam oddech. Nie. To się nie dzieje naprawdę. Jak ?! Ale jak ?! Przecież zacierała wszelkie ślady ! Nikomu nie powiedziała o tej tajemnicy ! Przemieniała się tylko w bezpiecznych miejscach gdzie nikt ją nie mógł zobaczyć ! A więc jak ?! Jak to możliwe ?! Przecież to nie ma sensu !

Utkwiła wzrok w jego pięknych zielonych oczach. Zaczęła się powoli uspokajać. Działały na nią kojąco. Były jak delikatny szum strumyka w leśnym otoczeniu. Leśnym. Las. Las to jego zapach. Tylko jego. No i camembert. Ale to już pomijając. Jego oczy, jego zapach, jego usta, jego twarz tak dobrze znana. Każda rysa, każda zmarszczka. Na czubku głowy znajdowała się największą atrakcja. Jego włosy. Jego blond, zwichrzone włosy. Powiewały na wietrze jakby żyjąc własnym życiem. Nikt ich jeszcze nie dotknął. A przynajmniej nie w jej obecności. O tym wszystkim miała zapomnieć. Musi wyjechać z miasta. Z kraju. I zacząć nowe życie gdzie indziej. Jako Biedronka. Jako Marinett. Nie może tu już zostać bo odkryto jej własną tajemnicę. Tylko jej.

- Chat, puść mnie. Chcę wrócić do domu. Nie powinieneś mi tego mówić. Wszystko zepsułeś. To nie tak miało być. Mieliśmy zachować to w tajemnicy. A nie czekaj to moja wina bo nie potrafiłam jej dochować. Świetnie. Brawo ja.

- Kocham Cię.

Zamarłam. Co on powiedział ? Nie. To kłamstwo. Zwyczajne kłamstwo. Odepchnęłam go od siebie.

- Kłamiesz. Kochasz Biedronkę. Tylko ją. Mądrą, błyskotliwą, niepowtarzalną, odważną Biedronkę. A nie niezdarną, nic nie wartą, brzydką, zwyczajną Marinett.

- Kocham was obie.

Kłamiesz.

- Od samego początku podejrzewałem, że to ty. Ale dopiero wtedy tamtego dnia kiedy ratowaliśmy pewną dziewczynę o imieniu Isabell moje przypuszczenia okazały się prawdziwe. Zobaczyłem Cię wtedy jak się przemieniasz. Jak słodka, piękna Marinett wchodzi do niewielkiego schowka, a wychodzi z niego cudowna, odważna Biedronka. Nie zamierzałem tego zobaczyć. To był przypadek. Zakochałem się w Biedronce. Chciałem też sprawdzić czy zakocham się w tej drugiej niewinnej tobie. Udało się. Zapałałem miłością do was dwuch. Kocham was obie i przewiduje, że w najbliższym czasie to się nie zmieni...

Nie mogłam już tego słuchać. Zakryłam jego ciepłe usta moją dłonią. Z moich oczu obficie leciały łzy. Łzy szczęścia. Chat mnie kocha. Nie tylko pod postacią Biedronki ale i pod postacią Marinett. Kocha nas obie. Jestem dla niego ważna. A on jest ważny dla mnie. Odsłoniłam moją dłoń z jego ust i zanim złączyłam nasze usta w pocałunku zdążyłam wypowiedzieć jeszcze cztery niby małe a jednak wielkie, niby nic nie znaczące a jednak dużo warte słowa. Słowa przeznaczone tylko dla niego.

- Też Cię kocham Chat.

Nasze usta znowu tworzyły jedność. Nasze ciała znowu były połączone. Byliśmy jednością. Byliśmy jedną wielką jednością sklejonych ciał.

***

- Może odprowadzić Cię do domu? Wątpię żeby twoi rodzice mieli coś przeciwko. Zdaje mi się, że w ich oczach jestem jak młody Bóg. No bo przecież taki jestem.

Wyszczerzył swoje białe kły w szerokim uśmiechu i mrugnął do mnie. Zboczeniec. Jeden wielki zboczeniec, w którym jestem zakochana na zabój. Co się ze mną stało? Gdzie jest ta dawna Biedronka, która z chęcią przywaliłaby mu gałęzią? Albo nie, lepiej metalową rurą bo będzie bardziej bolało. Ale teraz miejsce małej morderczyni siedzącej przy zaklebnowanym i posiniaczonym sumieniu zajęła niewielka, szczęśliwa osóbka o dobrym serduszku. Oczywiście nie mówię, że owa morderczyni nie próbowała się bronić, ale cóż...wredota miała patelnię. A to jest najgorsza broń jaką można mieć. Dlatego mała morderczyni leży gdzieś w jakimś ciemnym koncie nieprzytomna. I kto tu mówi, że miłość jest bezbronna? Jak podejdziesz to ona od razu ci jebs z patelni w głowę, i co potem? Leżysz nieprzytomna w jakimś ciemnym koncie wraz z tym mordercą. To właśnie spotkało zazdrość, gniew i inne taki "bezbronne" istotki, które oberwały od niej tej niby "niewinnej" miłości. Biedni mali mordercy. Tak bardzo za wami tęsknię.

- Nie trzeba. Poradzę sobie.

- No proszę. Proszę, proszę, proszę, proszę.

- Nie.

Wybiegł przede mnie i zatrzymał się tuż przed moim nosem. Zanim zorientowałam się co chce zrobić ten już zatapiał swoje wargi w moich ustach. Odwzajemniłam pocałunek mocno go do siebie przyciągając. Po paru minutach oderwaliśmy się od siebie i spojrzeliśmy sobie w oczy. Te piękne zielone oczy. Ten zapach. Mogłabym go wdychać w nieskączoność.

- Proszę?

Zaśmiałam sje głośno. No tak on niegdy nie odpuści.

- No może tak na parę minutek...

- Yeeees! Taaak! Słuchajcie mieszkańcy Paryża właśnie Marinett Dupain-Chang zaprosiła mnie do własnego domu! Słyszycie?! Wygrałem życie!

Skoczyłam na niego i szybko zakryłam mu usta dłońmi. Co on wyprawia do jasnej cholery?!

- Zamknij się Chat!

- Mjgkdsjgsnsnz...

- Co? A no tak.

Odkryłam rękę z jego ust. A ten jak głupi od razu się do mnie wyszczerzył.

- Mówię, że kocham Cię.

- Lizus.

- Pokochałem Cię już od pierwszego wejrzenia w twoje piękne fiołkowe oczy, czuję jakby było to zaledwie...

- Dwa dni temu?

- Tak. Ale tak w rzeczywistości minęły już dwa lata. To był wspaniały cudowny dzień. Ahhh...to słońce, ten Paryż, te spadające na ludzi biedronki z nieba.

- Przecież przepraszałam Cię już setki razy za to! Byłam wtedy młoda i niedoświadczona.

- Nadal jesteś.

- Chcesz oderwać patelnią jak reszta?

- Jaką patelnią? I jaką reszta?

- Nieważne. Długo by opowiadać.

- Mamy czas. Mi się nigdzie nie spieszy. Ty zaprosiłaś mnie do domu.

- Naprawdę chcesz oberwać patelnią co?

- Nie masz patelni.

- Założymy się? Poproszę o nią czytelników. Oni na pewno mają.

- O-o.

Hejo!
Zbieramy się na patelnię dla Mari! Im więcej gwiazdek i komów tym większa patelnia! Trzymam za Was kciuki!

Chat: I ty autorko przeciwko mnie? To nie jest uczciwe!

Mari: Owszem jest.

Autorka: Zgadzam się z nią. Mari przybij ze mną piątkę na odległość!

* przebijają sobie piątkę na odległość *

Chat: Jestem taki samotny :'( Nikt mnie nie lubi. Chlip.

Fangirl: Ja Cię lubię!

Mari i Autorka mierzą Fangirl zabójczym spojrzeniem: Zamknij się.

Fangirl: :'(

Chat: Następnym razem nigdzie z tobą nie pójdę ty mała wredoto!

Mari: Buahahaha! * śmiech psychopaty *

Autorka: * śmieje się razem z nią *

Chat: No okeeeey... to wcale nie jest dziwne...

Fangirl: To pewnie patologia w rodzinie.

Mari i Autorka: Twoja morda to patologia.

Fangirl: :"(

Oczywiście nie mam zamiaru w tym obrazić żadnej fangirl bo... sama nią jestem ;) kto też jest fangirl kocie łapki w górę!

^ ^
(*-*)
\( )/ pucio henzap !!!
/ \

Witaj Kocurze...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz