Epilog

492 19 4
                                    

Harry

Siedzę właśnie u Louisa, właśnie w telewizji leci mecz, jednak w ogóle się na nim nie skupiam, nawet nie jestem pewien kto dziś gra. Moje myśli są ciągle wokół jednej osoby, wokół jednego wydarzenia.

-Stary, ej nigdy nie byłeś tak przybity przez żadną laskę- powiedział Zayn, no tak on też tu siedział.

-Kurwa, gdybyś nie sprowadzał tego świństwa to by się nic takiego nie stało!-krzyknąłem.

-Ej, nie zmuszałem cię do tego, żebyś brał te narkotyki! Nie jestem twoją niańką wiedziałeś co bierzesz!-.

-Ale to w sumie dziwne-odparł ze spokojem Louis, kurde jak on może być spokojny!- każdy z nas to wziął a to ty później najbardziej odleciałeś. Wziąłeś tylko jedną dawkę?-.

-Ja, tak, znaczy...- próbowałem sobie przypomnieć tą imprezę, ostatnie co pamiętam to jak siedzieliśmy razem i braliśmy te narkotyki. Siedzieliśmy tylko w gronie męskim, był jeden wyjątek Ashley- Ashley obok mnie siedziała cały czas mi coś pierdoliła ale ja w ogóle jej nie słuchałem. Może ona coś wie-.

-Nadal nie wiem jak mogłeś umawiać się z taką pustą laską- powiedział Lou.

-Dobra dobra, nie teraz czas na jakieś twoje filozofie, jadę do niej-.

Wyszedłem z mieszkania i skierowałem się do swojego samochodu. Wsiadłem i z piskiem opon pojechałem w stronę domu blondynki.

15 minut później stałem już pod willą Evans, nacisnąłem dzwonek i po chwili otworzyła mi Ashley, już się bałem, że to będzie ich kamerdyner albo co gorsza jakiś członek jej rodziny wolałem uniknąć jakichkolwiek tłumaczeń czy cokolwiek.

-O cześć Haruś, wejdziesz do środka- podeszła do mnie i palcem zaczęła jeździć po mojej klatce piersiowej- jestem sama w domu wiesz- powiedziała uwodzicielskim tonem, cóż ale na mnie on już nie działa. Strzepnąłem jej rękę- wiesz, że pomiędzy nami już dawno koniec, jestem w związku z Lottie- warknąłem.

-Tak? Ona ma chyba inne zdanie- uśmiechnęła się fałszywie- a do tego jakoś ci to na imprezie nie przeszkadzało-.

-Bo nie kontaktowałem, serio-.

-Cóż Styles, trzeba było wcześniej pomyśleć i trzeba było się pilnować-.

-Jak to pilnować?-zmarszczyłem brwi- czy ty mi coś wczoraj dosypałaś?-.

-Ja? Eeee.... Jasne, że nie!- szybko sprostowała swoją wypowiedź, jednak ja już wiedziałem wszystko. Złapałem ją za nadgarstki i przyparłem do ściany- Ty dziwko! Co ty zrobiłaś!!!-.

-Oboje wiemy, że ona ci nie wystarczyła! Pewnie się nawet ze sobą nie pieprzyliście! To ze mną zawsze to robiłeś! I to ze mną jest ci najlepiej. Puść mnie!-.

Puściłem ją- wiesz co! Tak z tobą się pieprzyłem ale z nią się kochałem! To jest duża różnica ale widocznie ty tego nie rozumiesz!- i odszedłem, wychodząc z jej posesji trzasnąłem furtką i pojechałem z powrotem do domu Tomlinsonów.

W tym samym czasie

Lottie

-Ale... ale jak to? Chcesz wyjechać? Zostawić mnie?- powiedziała Sophie po czym spojrzała na Dylana, który właśnie siedział na moim krześle przy biurku i patrzył w jeden punkt na podłodze, jakby tam było coś wielce interesującego- znaczy nas?-.

-Wiem Soph, dla mnie to naprawdę nie jest łatwa decyzja ale to najlepsza szkoła po tym będę mogła iść na studia jakie sobie tylko wymarzę to dla mnie idealna szansa- powiedziałam cicho, próbując pohamować łzy.

-Nie pieprz głupot Lottie! To jest dla ciebie idealna szansa, żeby stąd uciec!- krzyknęła, spojrzałam na nią a po jej policzkach spłynęła jedna łza- a ty co? Zawsze wygadany a teraz siedzisz i nic nie mówisz Dylan do cholery! Powiedz jej coś!-.

Westchnął i wkońcu spojrzał na nas, najpierw na Sophie a potem na mnie- moim zdaniem powinnaś wyjechać, siedzisz tu od tygodnia, może to jest najlepsze rozwiązanie. Nowy York, idealne miejsce b zapomnieć, tu jest za dużo wspomnień a przecież to tylko na 2 lata potem idziemy razem na studia tak?-. Skinęłam głową, łzy nadal leciały z moich oczu, siedziałam po turecku i teraz to ja patrzyłam na ten punkt w podłodze co wcześniej chłopak. Dziewczyna, która przez cały czas stała, w końcu usiadła na łóżku obok mnie.

-Dobra- pociągnęła nosem- tylko obiecaj mi, że nie zapomnisz o nas-.

-Obiecuję- uśmiechnęłam się lekko- jak mogłabym zapomnieć o takich wariatach jak wy-. I teraz oboje przytulili mnie, trwaliśmy w tym uścisku długo, nic nie mówiliśmy, już nie hamowaliśmy swoich łez.

Po chwili, odezwał się Dylan, jak już się od siebie w końcu odsunęliśmy- spakowałaś już wszystko?- spojrzał na 2 walizki położone w na środku pokoju.

-Chyba tak...Nie biorę bardzo dużo, chcę tu mieć jednak też swoje rzeczy-.

-A spakowałaś nasze zdjęcia?-spytał.

-Oczywiście, bez tego bym nie pojechała- odpowiedziałam.

-Wiesz co, niby taka dobra szkoła ale serio są idiotami, że musisz już jechać teraz przecież rok szkolny zaczyna się we wrześniu a mamy sierpień-fuknęła Sophie.

-My wybrańcy mamy jechać wcześniej, my wszyscy jedziemy tam zacząć od drugiej klasy więc chcą nam pokazać szkołę, jak wygląda nauka i inne jakieś niby ważne sprawy-.

-Idioci- podsumowała.

-Lottie!!! Musimy jechać!- krzyknęła moja mama z dołu-.

Po raz ostatni się przytuliliśmy, Dylan pomógł mi znieść walizki do samochodu. Nie chciałam już dłużej się żegnać, bałam się, że zmienię zdanie i usiadłam w samochodzie, gdzie już siedziała cała moja rodzina.

-Gotowa?- spytał tata z lekkim uśmiechem.

-Gotowa- odparłam.

Harry

Właśnie opowiedziałem chłopakom, czego dowiedziałem się od Ashley.

Już Louis chciał coś odpowiedzieć, jednak przerwało mu dźwięk otwieranych drzwi.

-Harry!- krzyknęła Sophie, która wbiegła do salonu- Harry! Sophie wyjeżdża, wyjeżdża do Nowego Jorku!- zaczęła płakać.

-Co?!- nie wiedziałem co się dzieje.

-Dostała się do szkoły w Nowym Yorku- odpowiedział Dylan, którego wcześniej nie zauważyłem.

-Kiedy wyjeżdża!?- ona ucieka ode mnie, straciłem ją.

-Już jest na lotnisku, za 40 min ma wylot- powiedziała Soph, po czym przytuliła się do Dylana i dała upust swoim łzom.

Szybko pobiegłem, nawet nie zastanawiając się do swojego samochodu i pojechałem jak najszybciej mogłem na lotnisko. Pewnie złamałem tysiące przepisów drogowych ale w tej chwili miałem to gdzieś. Zaparkowałem szybko, to chyba był postój taksówek. Nawet nie wiem i wbiegłem do budynku. Właśnie weszła za bramki, gdzie oddała bagaż, widziałem jak jej mama płacze i wtula się w ciało ojca.

- Lottie!!!- krzyknąłem- Lottie! Pobiegłem do szyby oddzielającej obie części lotniska- Nie odchodź! Kocham cię! Lottie!-. Usłyszała mnie, spojrzała na mnie. W jej oczach widziałem ból, były przekrwione co oznaczało, że ostatnie dni płakała, wory pod oczami wskazywały na to, że miała nieprzespane noce, schudła, nie jadła. Była w okropnym stanie i to wszystko przeze mnie.

-Lottie, kocham cię!- krzyknąłem jeszcze raz. Widziałem jak z jej oczu znowu lecą łzy.

-Pasażerowie lecący do Nowego Yorku, prosimy o szybkie udanie się na pokład samolotu- usłyszeliśmy z głośników.

-Żegnaj Harry- powiedziała, a po jej policzku zaczęłylecieć łzy. Odwróciła się, i udała się w wyznaczonym kierunku. Z dala od LA, zdala ode mnie.


Dziękuje <3

Za te wszystkie wyświetlenia, gwiazdki. :*

Wasza Princessofthe99


Just A Dirtbag BoyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz