VIII

4.7K 231 6
                                    

Będąc w domu jak zwykle nie mogłem znaleźć kluczyków od motoru. Kiedy jednak je odnalazłem w stercie książek na moim biórku szybko pobiegłem do garażu odpalając silnik. Ruszyłem z piskiem opon kierując się pod wskazany adres. Wbiegłem do szpitalnej recepcji wypytując o jej stan zdrowia.
- Jest Pan kimś z rodziny?- spytała recepcjonistka.
- Tak, jestem jej bratem.
- Na końcu korytarza w lewo, sala numer 36- wskazała mi drogę.
- Dziękuję- odpowiedziałem biegnąc w kierunku korytarza.
Trzymając już klamkę od sali 36 ktoś szarpnął mnie za ramię.
- Tu nie można wchodzić bez zgody lekarza!
Przeczytałem identyfikator na jego białym fartuchu i popchnąłem go na stojącą za nim szafkę z lekami wchodząc do środka.
- Ochrona!- słyszałem jak drze się na cały korytarz.
Gdy zobaczyłem wciąż nieprzytomną Laure nogi sie pode mną ugięły. Blada, podpięta do przeróżnych kabelków i rurek Laura... W tym momencie czułem jak jacyś faceci obezwładniają moje ręce. Dałem się wyprowadzić jak zahipnetyzowany, nie odrywając wzroku od dziewczyny. Na korytarzu zrobiło się zamieszanie i wbiegła do niego zaniepokojona i zapłakana kobieta, która najwidoczniej była zdziwiona faktem, że wyprowadzają mnie z jej sali.
- Co się dzieje z moją córką?!- pytała zszokowana kobieta lekarza.
To była jej mama.
- Zapraszam do gabinetu- wkazał ręką na pokój znajdujący się na końcu korytarza i kątem oka patrzył na mnie  pretensjonalnym wzrokiem.
Dostałem zakaz wchodzenia na ten oddział. Przecież ja muszę wiedzieć kto ją tak urządził. O nie tak łatwo się mnie nie pozbędą. Wyszedłem z korytarza zgodnie z nakazem ochrony. W tym momencie przyszedł mi do głowy pewien plan.
- Ile chcesz za ten strój?- spytałem chłopaka pracującego w firmie sprzątającej.
- Co?!- spytał zdziwiony.
- Masz tu stówe i siedź cicho.
Teraz jako sprzątacz wszedłem do łazienek znajdujących się obok gabinetu lekarskiego.
- Z wstępnych badań wynika, że pańska córka padła ofiarą gwałtu.
- Mój Boże! Jak to gwałtu?! Kto to zrobił?!- mówiła przez łzy.
- Tego nie wiemy. Proszę się uspokoić. Będziemy się z Panią kontaktować gdy odzyska przytomność.
W tym momencie oboje wyszli z gabinetu a ja udawałem, że wycieram podłogę. Wykorzystałem chwilę nieuwagi i znów wszedłem do środka. Patrzyłem na bladą twarz dziewczyny i aż ściskało mnie w gardle. Złapałem jej zimną jak lód dłoń i przyciagnąłem do siebie uważając na węflon. Obudź się. Powtarzałem cicho łamiącym się głosem. Usłyszałem kroki pielęgniarki, więc puściłem dłoń Laury układając ją na białej kołdrze.
- A co Pan tu robi?!- spytała zdumiona.
- Ja właśnie... właśnie wychodziłem- odpowiedziałem lekko zdenerwowany.
- Przydałoby się posprzątać w łazience. Straszny syf- odezwała się kiedy ja stałem już w drzwiach.
Zacisnąłem pięści i zęby. Ma suka szczęście, że jest kobietą.
Błąkałem się jeszcze kilka godzin po szpitalu i postanowiłem wrócić do domu.
Rodzice już spali, ale mi nie było to dane. Natłok myśli nie dawał mi zasnąć. Obiecałem sobie tego nie robić, ale muszę odreagować. Wyjąłem z szuflady szafki nocnej biały proszek w folijce. Wysypałem go na szklaną tacke i zacząłem wciągać. Odleciałem całkowicie, ale zdążyłem jeszcze wszystko schować. Potykałem się ciągle o kartony pełne jakiś przedmiotów do przeprowadzki. Haha, kurwa nagle wszystko takie śmieszne, haha.
Rano już nie było tak zabawnie. Cholernie bolała mnie głowa, jeszcze na dodatek matka się czepiała.
- O której wczoraj wróciłeś?- pytała z powagą na twarzy piłując paznokcie.
- Nie muszę Ci się tłumaczyć.
- Posłuchaj, puki mieszkasz ze mną pod jednym dachem to musisz.
- Nic nie muszę- zatrzasnąłem za sobą drzwi.
Poszedłem na długi spacer, chcąc wszystko przemyśleć. Co takiego zrobił Jackson, że wciąż jest w Komisariacie?! Postanowiłem to sprawdzić. Szedłem tą samą drogą co wczoraj patrząc przed siebie. Kiedy byłem na miejscu kazano mi czekać. W tym czasie kupiłem sobie colę w automacie i odbijałem moja kauczukową piłeczkę o ścianę.
- Możesz wejść- powiedziała kobieta w mundurze.
Wchodząc do pomieszczenia widziałem Jacksona siedzącego na krześle w otoczeniu ochrony. Zająłem miejsce przed nim i spojrzałem na niego.
- Możesz mi powiedzieć co Ty tu do cholery robisz?- spytałem ciekawy.
- Nie wiem.
- Jak to nie wiesz?
- Poprostu, ponoć byłem pijany i przeleciałem jakąś laske w parku.
Przez chwilę znieruchomiałem. Skojarzyłem fakty i rzuciłem się na niego z pięściami.
- Ty chuju! Ta laska to była moja przyjaciółka!- nie przestawałem okładać go pięściami, ale ochrona mnie powstrzymała.
Jackson trzymał się za swój zakrwawiony nos i zaśmiał się. Ochrona wyprowadziła mnie na zewnątrz a ja nie wiedziałem co mam ze sobą zrobić.

Ostatnie 365 Dni ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz