R.17.

1.2K 74 1
                                    

Pisnęłam zachwycona, ale moja przyjaciółka nie była tym aż tak szczęśliwa.

Skinęła głową nauczycielowi, że rozumie, podziękowała Uzdrowicielce i wyszła na korytarz. Ja zaczekałam, aż maść na ręce się wchłonie i szybko wyszłam, by jej poszukać.

Stała za zakrętem, oparta o ścianę i załamana psychicznie. Gdy podeszłam bliżej przytuliła się do mnie, znów zaczynając szlochać.

-Przepraszam! Tak bardzo mi przykro, nie chciałam cię zranić, chciałam żeby się odczepiła. Nie chcę chodzić na lekcje! Boję się.

Zabrałam ją do swojego pokoju. Jednak nie przewidziałam, że w saloniku natkniemy się na Calvina.

-Hej!- poderwał się szybko i przygarnął dziewczynę do siebie, automatycznie i podświadome prowadząc ją do mojego pokoju i usadzając na łóżku.- Co się stało?

Szybko wszystko straciłam, wdzięczna, że nie zadawał pytań, tylko spokojnie gładził po plecach pochlipującą z rzadka Elize.

Poczułam przypływ chwilowej zazdrości. Też chcę mieć kogoś takiego, kto by mi był przyjacielem i chłopakiem zarazem. Ktoś, kto by przytulił, rozśmieszył, pocałował.

Tym kimś mógł być Dannyl.

Pierwszy raz słyszałam w swojej głowie ten smutny głos.

Rzeczywiście, to mógł BYĆ Dannyl, ale teraz pozostało mi czekać na mojego narzeczonego.

A nuż będzie to jakiś przyjemny facet.

Ocknęłam się z zamyślenia i klepnęłam dziewczynę lekko w kolano.

-Nie masz się czego bać, jesteśmy z tobą.

-Ale ja muszę się nauczyć kontroli, a przy nauczycielach za bardzo się denerwuję!- tłumaczyła szybkim szeptem.-Jeszcze któregoś poranię, jak ciebie!

-Ja będę z tobą ćwiczyć- obiecałam pod wpływem impulsu, wiedząc jednak, że mogę podołać temu wyzwaniu.

-A ja będę zawsze w pobliżu- Calvin posłał jej ciepły uśmiech, na co ona spłonęła rumieńcem i jeszcze wygodniej ułożyła się w jego objęciach.

-Naprawdę byłabyś w stanie tak się poświęcać? Przecież już i tak praktycznie nie będziesz miała dla siebie czasu, gdy wieczorami zaczniesz się zajmować swoim ogródkiem.

-Tak. Naprawdę byłabym w stanie. Jeśli chcesz, to jeszcze dziś możemy iść do sali treningowej, trochę cię zmęczyć.

Cieszyłam się jej radością. Czułam dumę, widząc jak się rozpromienia.

-Tylko musimy sobie załatwić salę do ćwiczeń- przypomniał nam.

Jak się okazało, z tym mógłby być problem, gdyby nie Dannyl, którego minęliśmy. Zdziwiony spojrzał na mój bandaż i chyba wbrew sobie zapytał co się stało, a Cal streścił wszystko jednozdaniowo:

-Elize uwolniła moc, nie umie nad nią panować, a my chcemy jej trochę pomóc.

Dannyl zamyślił się i stwierdził, że możemy mieć problem z dostaniem sali.

-Ale, jeśli pozwolicie-spojrzał najbardziej na mnie- to postaram się wam w tym pomóc.

Pokiwałam lekko głową. Dan obdarował mnie krótkim uśmiechem, nie obejmującym oczu i nakazał nam zaczekać w naszym pokoju.

Kazał nam na siebie czekać nie całe 10 minut, ale i tak zdążyłam zacząć nerwowo chodzić po saloniku w tę i spowrotem.

Wreszcie drzwi się otworzyły i stanął w nich przystojniak z bananem na twarzy.

-Załatwione, codziennie między 20, a 21 sala treningowa jest do waszej dyspozycji.

Pisnęłam krótko, objęłam go za szyję i pocałowałem w policzek, nagle oriętując się, co też takiego wyczyniam.

A on tylko stał, ze zdziwienia lekko rozszerzył oczy, a jedna jego ręka oplotła mnie w pasie.

Shy...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz