Cholera.
To chyba się nazywa zazdrość. Patrzyłem z boku, jak w ciemności jej głowa opada na ramię Jecksa.
Oglądając film miałem dreszcze. Niezły horror, a ona śpi. Ucieszony chłopak z satysfakcją przytulił ją do siebie i delikatnie błądził palcami po jej nagim ramieniu.
Pod kojec filmu byłam w niego wtulona jak w poduszkę, co bardzo mi nie pasowało.
Co ja bym dał, żeby być na jego miejscu. Gdyby tylko usiadła koło mnie, wtedy ja mógłbym ja tak tulić...
Ledwie film się skończył, wstałem i zaniosłem śpiącą księżniczkę do jej łóżka. Szczelnie przykryłem kołdrą i wyszedłem, wściekły na cały świat, na siebie, na nią, na Jecksa.
~||~
-Czy ty aby nie jesteś zazdrosny?
Już niejednokrotnie przeklinałem tę domyślność Charliego.
Patrzyłem na spacerującą z Jecksem Shy. Szli od strony jej ogródka, w którym często sobie podśpiewywała.
Nie żebym ją śledził...
W pewnym momencie Jecks odwrócił roześmianą dziewczynę za ramię i przyciągnął tak blisko siebie, że ich ciała się stykały.
Już przeszedł poza granicę, która należała tylko do mnie, ale on nie mógł na tym skończyć. Chciał ją pocałować.
-NIE!- warknąłem bardziej sam do siebie, przy okazji intuicyjnie stwarzając barierę między ich twarzami.
Podchodząc szybkim krokiem już z odległości dwóch metrów mówiłem:
-Jecks! Odsuń się od niej! Wyzywam cię. Wyzywam cię na magiczny pojedynek!
-O Shy? Świetny pomysł. Jeśli wygram, ty dasz jej święty spokój. Jeśli ja przegram, zrobię to samo.
-Chłopaki- Shy prawie zachichotała historycznie.- Jecks, ty nic nie rozumiesz...
-Jutro na arenie po lekcjach- oznajmiłem i odszedłem, nim złość dziewczyny osiągnęła punkt kulminacyjny.
-Chłopie, nie wiem co zrobiłeś- stwierdził Charlie, -ale nam nadzieję, że dziesięć razy to pomyślałeś.
Dobre sobie, żebym chociaż raz to przemyślał. Zostawiłem kolegę bez jednego słowa wyjaśnienia. Przecież i tak się dowie, a ja muszę załatwić pozwolenie na rywalizację poza lekcyjną.
Cóż, szokiem było, gdy wujek oznajmił, że się nie zgadza, ale ja miałem Argument...
-Wujku, nie rozumiesz, to moja narzeczona, która ma ładną buźkę i długie nogi, a przy okazji zbyt dobre serce. Wciąż któryś będzie mi ją chciał odebrać, jeśli nie pokażę, że już jest ze mną związana, a mimo wszystko będę o nią walczył!
W głowie to brzmiało znacznie krócej i mniej zawile, ale i tak to powiedziałem. A wujek uśmiechnął się delikatnie.
-Skoro tak to ujmujesz- wzruszył ramionami, co oznaczało zgodę, a nawet aprobatę.
-Dzięki- odetchnąłem z ulgą, a wychodząc usłyszałem jeszcze jego szeptane pod nosem "Bo o miłość trzeba walczyć".
~||~
Stanąłem w wygodnym ale trochę bardziej odświętnym stroju na sali, gdzie Shy wciąż uczy wesołe dzieciaki i gdzie uczyła Elize, i gdzie mogłem ją bez końca obserwować, jak pociesza, cierpliwie tłumaczy, cieszy się z sukcesu.
Z pogardą spojrzałem na udającego pewność siebie przeciwnika. A moje oczy mówiły tylko jedno:
ONA JEST MOJA
Spojrzałem na pełne uczniów i nauczycieli trybuny. Nie przyszła. Ukłucie żalu wypełniło mnie pomimo, iż spodziewałem się tego.
Była na mnie wściekła i miała do tego pełne prawo.
Mam tylko nadzieję, że na tego głąba też się wkurzyła.
Gdzieś za moimi plecami rozległo się wesołe trajkotanie pani Wilgins, która tłumaczyła przyczynę pojedynku.
-Dwaj chłopcy i jedna dziewczyna. Turniej toczy się o jej względy, lecz ona sama pomysłem zachwycona nie jest, bo odmówiła pojawienia się na arenie. Proszę zawodników, by obwieścili swoimi słowami, o co się będą pojedynkować.
Po tym jak Jecks wygłosił swoją jednozdaniową przemowę ja ogłosiłem, że walczę o to by inni faceci zostawili Shy w spokoju, bo w końcu to MOJA narzeczona.
Oczywiście mówiłem w ładniejszy, bardziej oficjalny sposób. I nagle dotarło do mnie, jaką minę zrobiła pani wicedyrektor.
Mogą być kłopoty. A przynajmniej zmiany, które Shy się nie spodobają.
CZYTASZ
Shy...
Teen FictionCicha dziewczyna, drżąca na myśl o zmianach, o czymś nieznanym. Nagle zostaje wrzucona w świat fantazji, o którym do tej pory mogła tylko czytać. Świat magii i nieoczekiwanego zainteresowania jej osobą...