Ocknąłem się z drzemki i zamroczony oparami snu zerknąłem na budzik przy łóżku. Osz, kurde, wpółdo dziesiątej!
Chciałem delikatnie wstać, tak, żeby nie obudzić mojej kochanej kobiety, ale ona i tak otworzyła swoje śliczne oczka i uśmiechnęła się do mnie nieśmiało.
-Cześć, kochanie- zaśmiałem się, przygniatając ją swoim ciałem. Usłyszałem jej cichy pomruk zadowolenia i znów zachichotałem.
-Kocham cię- szepnęła zamykając powoli oczy.
Ach! Moje serce zabiło sto razy szybciej, a żołądek zacisnął się boleśnie z radości. Tak bałem się, że tego nie usłyszę. Jestem durniem, totalnym głupkiem, bo jak wogóle mogłem w to wątpić? Przecież to Shy!
-Ja ciebie bardziej- mruknąłem jej do ucha.
Ona tylko cicho zaprzeczyła, a ja nie chciałem się sprzeczać, nawet na żarty. Byłem na to zbyt szczęśliwy. No, i jeszcze ta upojna noc, o której nawet nie odważyłbym się śnić.
-Która godzina?- zerwała się nagle, zwalając mnie na materac obok siebie.
-Nie ma jeszcze dziesiątej...
-Co?! Ale przecież dzisiaj bal jest o trzeciej! Zaraz tu przyjdzie Elizabeth! Ubieraj się- burknęła jeszcze, widząc moją nagą posture.
-Ty również mogłabyś się przyodziać- zaśmiałem się, przyciągając jej drobne ciałko (no może nie do końca drobne, ale na pewno szczuplutkie) do siebie.
-To mnie łaskawie puść- uśmiechnęła się, z mocnym rumieńcem.
-Wczoraj nie byłaś taka nieśmiała, kochanie- stwierdziłem trochę złośliwie, jednak szybko pocałowałem ją mocno w usta, przyciągając jeszcze bliżej siebie.
-Głupol- mruknęła szybko chowając się w łazience z ubraniami.
Ja leniwie wstałem z łóżka i podszedłem do szafy, żeby znaleźć cokolwiek do zarzucenia na siebie. Ale los chciał, że drzwi otworzyły się i do mojej sypialni wpadł rozentuzjazmowany Max z urwanymi okrzykiem:
-Hej, Shy! Znala....- w tym momencie przerwał widząc mnie wciągającego bokserki.- Kurna, stary, weź się ubierz- burknął odwracając się gwałtownie.
-Sorry, dość nieodpowiedni moment wybrałeś- zaśmiałem się zażenowany.
Podczas gdy ja ubierałem spodnie, z łazienki wyszła Shy. Stanęła na progu, ułamek sekundy podumała, a potem roześmiała się tak głośno, jak nigdy do tąd.
-Nie, no. Max, ty po prostu nie mogłeś wybrać lepszego momentu- chichotała.
Podczas gdy ona jeszcze się ogarniała, drzwi ponownie się otworzyły i do środka weszły dwie piękne suknie, wprowadzane przez Magię Elizabeth. Sukienki miały fantastyczne, musiałem przyznać.
-Shy, słuchaj co znalazłem- radował się nadal Max, a dziewczyna skinęła głową, żeby mówił, zabierając swoją sukienkę.- Wczoraj czytałem książkę fantastyczną i doczytałerm tam o zmianie postaci. Poszedłem do dyrka i zapytałem czy naprawdę jest to możliwe. I jest! A na dodatek przyznał, że po zamku krążyło pełno kruków!.
-Czyli kamuflaż gotowy!- zaśmiała się głośno i jakoś tak podle, ale mimo to pomyślałem, jak bardzo ją kocham.
-A teraz może mnie ktoś łaskawie wprowadzi w temat- wtrąciłem,- bo coś mnie się wydaje, że ominęło mnie wiele wydarzeń.
-Owszem, kochanie- przytaknęła moja kobieta odwracając się w moją stronę i mocno mnie całując.
-Blee- burknął Max szybko się odwracając, na co Elize zaśmiała się perliście, z niedowierzaniem kręcąc głową.
CZYTASZ
Shy...
Teen FictionCicha dziewczyna, drżąca na myśl o zmianach, o czymś nieznanym. Nagle zostaje wrzucona w świat fantazji, o którym do tej pory mogła tylko czytać. Świat magii i nieoczekiwanego zainteresowania jej osobą...