R.26.

1.2K 79 2
                                    

Rozległo się gwałtowne pukanie do drzwi, na które zerwałam się na równe nogi.

-Cholera- zaśmiał się Dannyl.

Drzwi otworzyły się. Pojawiła się głowa Elize.

-Dyrektor...- spojrzała na moje zarumienione policzki.- Przeszkodziłam w czymś?- zaprzeczyłam szybko.- Dyrektor zawołał zebranie w auli. Ma być sam Mistrz- pisnęła zachwycona.- Podobno jest bardzo młody.

Przytaknęłam, dodając:

-I na granitowe oczy.

Na co ona rzuciła mi spojrzenie o treści: "Zajmij ty się lepiej swoim Dannylem", więc ja odpowiedziałam tym samym: "A ty swoim Calvinem".

Zachichotała i wyszła.

-Chodźmy- Dan złapał mnie za rękę i pociągnął za sobą.- Posłuchajmy, co też pan dyrektor może nam powiedzieć.

Razem z tłumami dotarliśmy do auli. Dan wciąż nie wypuszczając mojej dłoni-co mnie trochę peszyło- znalazł dwa puste miejsca obok siebie, które szybko i ze śmiechem zajęliśmy, jak małe dzieci.

Po chwili na środek małego podwyższenia wyszedł Mistrz i wygłosił mowę o grożącym nam niebezpieczeństwie. Nie dowiedziałam się zbyt wiele nowego, tylko tyle, że Tamci być może używają WYŻSZEJ magii, czyli potocznie czarnej.

Okej, wtedy miałam ciarki.

Wychodząc zauważyłam, że Mistrz spogląda w moją stronę niepewnie, a Dan chyba to zauważył, bo delikatnie uścisnął moje palce i wskazał na wyjście.

Rzuciłam ostatnie niechętne spojrzenie Mistrzowi, który naprawdę dobrze się prezentował na tym podwyższeniu.

Ale ja mam Dannyla. Radość nagle ścisnęła mój żołądek na tą myśl. Przed wyjściem na zewnątrz zatrzymałam się.

-Pójdę odrazu do ogródka.

-Pójdę z tobą. Lubię słuchać kiedy śpiewasz.

Rzuciłam zdziwienio-zaciekawione spojrzenie, na co on szeroko otworzył oczy i zakrył usta dłonią.

Odchrząknęłam znacząco, z naganą. Dla większego efektu złożyłam usta w dzióbek i delikatnie postukiwałam palcami stopy o podłogę.

-Czyś ty śmiał mnie śledzić?

-Nie, nie!- zaprzeczył szybko, zbyt szybko.- Nieraz tylko tamtędy przechodziłem i słyszałem jak sobie nucisz...

-Łgarz- zaśmiałam się delikatnie, ruszając do wyjścia. Prychnął na to i dogonił mnie, znów ujmując moją dłoń w swoją i splatając nasze palce.

Spojrzałam na nasze ręce. Na jego długie palce i na skórę prawie tak ciemną jak moja. A potem przeniosłam wzrok na jego twarz, przy okazji jeszcze raz omiatając jego sylwetkę.

Widać, że nie ćwiczył na siłowni jakoś specjalnie dużo, ale wiedziałam, że musi utrzymywać formę, jak każdy z nas.

Patrzył na mnie tymi swoimi oczami, pełnymi ciepła. Kurczę, chyba serce mi stanęło.

Albo wogóle się rozpłynęło, tak jak moja zdolność chodzenia właśnie coraz bardziej zanikała.

Uśmiechnęłam się, unosząc jeden kącik ust i odwróciłam wzrok.

-Jakim cudem jeszcze rano na siebie warczeliśmy, a teraz idziemy razem, jak gdyby nigdy nic, trzymając się za ręce?- z niedowierzaniem pokręciłam głową.

-Oboje przeżyliśmy szok- rzucił tytułem wyjaśnienia. A potem ciężko westchnął i dodał cichym głosikiem: Kiedy mówiłaś, że uderzyła w ciebie moc tamtego czarnego maga. Zacząłem sobie wyobrażać, jak by to wszystko wyglądało, gdybyś nie potrafiła stworzyć tej cholernej tarczy. Teraz pewnie siedziałbym w pokoju z kumplami, rozpaczając, a starsi z twojego plemienia szukaliby innej kandydatki.

Shy...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz