R.21.

1.1K 76 2
                                    

Po tym jak dostałam podręcznik w wersji dla nauczyciela, musiałam iść na lekcje. Max sam zgłosił się do Arcy-uzdrowicielki z propozycją pomocy przy jej lekcjach.

Przynajmniej się biedaczysko nie będzie nudziło.

Na lekcjach byłam zestresowana, zostały nam niecałe dwa miesiące do matury. I do moich zaręczyn.

Prawie o nich zapomniałam przez wszystkie te drobne lub większe.

Po wszystkich zajęciach odszukałam młodego. Z Elize byłam już ugadana na 20 w sali treningowej, więc postanowiłam upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. Max zobaczy jak wygląda trening.

-Cześć. Jak ci minął dzień?- zapytałam, gdy już go znalazłam.

-Super było- przyznał entuzjastycznie.- Pomagałem Wilgins i siedziałem w bibliotece. A potem przyszedł Adam.

-Dobrze ci się z nim gada?

Ruszyłam w stronę ogródka, musiałam podlać swoje roślinki.

-Tak. Powiedział mi, że zawsze chciał mieć młodszego brata i zapytał, czy się z nim będę kumplował- zaśmiał się.

Ach, czyli jednak tęsknota za rodzeństwem.

W ogrodzie dostałam cenną pomoc od chłopca, który wypatrzył dwa szkodniki na ziołach.

Wstrętne owadziska wygryzają mini dziurki w listkach. Dzięki temu dziecku znałam kolejny sposób ratowania swych roślinek.

I wreszcie poszliśmy na arenę. Max chyba przeżył szok widząc co można robić za pomocą Magii, a Elize właściwie nie potrzebowała już moich korepetycji.

Ale obydwie lubiłyśmy ten sposób spędzania ze sobą czasu. I zawsze towarzyszył nam Dan.

Może jeden z niewielu- i to jeszcze malutki- minus.

A teraz stałam się nauczycielką.

*****Słowo od autora*****

Krótko, ale w następnym dziale znów przesuniemy się w czasie. Czeka nas matura i to co po niej.

PS. Komentarze mile widziane ;)

Shy...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz