R.35

1.1K 63 5
                                    

(Rozdział jest odrobinę nieskładny, ale taki już urok wojen. Wykorzystano tu i sparafrazowano wiersz A. Mickiewicza "Reduta Ordona"

Dziękuję ci, dragon010xd, za zarwanie nocy i konferencje, za nieocenioną pomoc, jaką było napisanie tego rozdziału ;) )

Minęła pełna doba od powrotu z tego innego wymiaru, a ja wciąż miałam ciarki na plecach, gdy oczyma wyobraźni widziałam to przemiłe (sarkazm) powitanie. Potem, znaczy gdy już wróciłam, musiałam wszystko streścić i to trzy razy- najpierw Maxowi, gdy z buta wracaliśmy do Akademii, a potem Dannylowi i wreszcie Mistrzowi- który, swoją drogą, czuł się już znacznie lepiej.

Ale oczywiście musiała mnie dorwać jeszcze Elize, na spółkę z Sylwią:

-Dlaczego my, jako twoje najlepsze przyjaciółki...

-Mam nadzieję, że najlepsze- wtrąciła szybko Sylwia.

-... dowiadujemy się ostatnie o czymś takim jak tajna misja?!

-Zacznijmy od tego, że wogóle nie powinnyście tego wie...

-Nie chrzań już!- przerwała mi gwałtowne Sylwia, a równie szybko spłonęła rumieńcem.- Przepraszam- wymamrotała cicho, patrząc na swoje stopy.

Objęłam ją ramieniem i pociągnęłam w stronę mojego pokoju. Już po drodze zaczęłam tłumaczyć, a przy okazji zastanawiałam się jak to jest, żyć w tej błogiej nieświadomości, co większość szkoły. Jak to jest mieć tylko podstawowe pojęcie o niebezbieczeństwie, nie zaprzątać nim sobie wciąż myśli, nie musieć planować rzadnych taktych wojennych.

-Jak wiecie, Max był na przeszpiegach i zwinął temu Czarnemu Mistrzowi-Dereusowi- jedną z kulek teleportacyjnych, czy jakkolwiek to się mówi. Przekazał wszelkie instrukcje i poszliśmy nad Wodospad Wei, by zdobyć sprzymierzeńców do wojny. Czyli elfy i krasnoludy, bo reszta to ci "źli" lub nie nadający się do walki. No, i ja sobie tak na luzie wskakuję przez ten portal i widzę chyba ze dwadzieścia łuków wymierzonych we mnie.

Zaśmiałam się teraz, myśląc, jaką miałam wtedy minę. Aż jeden z tych strażników ulitował się, roześmiał dźwięcznie i podał mi dłoń. Wstałam powoli, otrząsnęłam pył z sukienki i odchrząknęłam niezręcznie.

-Po chwili dyskusji pozwolili mi iść do Orlona...

-Kto to Orlon?

-Ich przywódca. No więc, miałam pełnow portkach, jakby to się wyraził mój dziadek, ale poszłam i... hmmm.... negocjowałam z Orlonem.

-Zgodził się?- przytaknęłam- Negocjowałaś... Warunki...- kombinowała Sylwia, co mnie zaczęło denerwować, ta dziewczyna była zbyt mądra.- Co on postawił jako swój?

-Że spotkam się z jego synem, na tańcach...

-Dannyl się wścieknie!- stwierdziła Sylwia, w tym samym momencie, co Elize krzyknęła przerażona: Dannyl go zabije!

-Dlatego Dannyl o niczym się nie dowie- powiedziałam ostro, groźnie i znacząco na nie patrząc.- Mam go tylko upewnić w przekonaniu, że nie wszystkie dziewczyny to wredne idiotki i łowczynie posagów.

-Złamane serducho?- przytaknęłam krótkim skinięciem głowy.- Tylko go w sobie nie rozkochaj- ostrzegła Elize.- Ale gadaj dalej.

-Właściwie to tyle. Zgodziliśmy się oboje na te warunki i zostałam odprowadzona do otwartego portalu. No i się wróciłam i przyszliśmy do zamku, gdzie musiałam to wszystko streścić, a teraz robię to ponownie, choć rzygam tym tematem- zakończyłam optymistycznym tonem.

Shy...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz