R.41.

2K 58 1
                                    

Obudziłam się, nie bardzo wiedząc dlaczego. Wiedziałam tylko, że jest jeszcze zbyt wcześnie na pobudkę. Rozejrzałam się wokoło, przyzwyczajając wzrok do mroku pokoju w domu babci. Po krótkiej chwili dostrzegłam wiercącego się Dannyla, który mamrotał pod nosem coś w rodzaju "Och, matko" i "Co za ciało!".

Nie wiem, czy bardziej byłam przestraszona tym, co on wyrabia, czy rozeźlona tym, że mówi tak o kimś- zapewne o jakiejś dziewczynie.

Szturchnęłam go-wcale nie delikatnie- w ramię. Ocknął się, gwałtownie siadając. Potem spojrzał na mnie, zamrugał gwałtownie i przechylił głowę.

-Czemu nadal mi się śnisz- mamrotał jękliwie.- Dlaczego mnie dręczysz?

Po czym przygniótł mnie swoim cieżarem do łóżka i zachłannie zaczął całować po szyi i ramionach. Nie panowałam nad sytuacją. Byłam zbyt oszołomiona. Ale szybko się ocknęłam, gdy usłyszałam własny stłumiony jęk. Boże! Przecież w domu byli dziadkowie i moi rodzice!

-Dannyl, do cholery. Ogarnij się!- syknęłam odpychając go, nim zdążył rozpiąć moją górę od piżamy.

Podniósł się i znów zamrugał.

-Halo- szepnęłam.- Wracamy do rzeczywistości, panie Napaleńcu!

Uśmiechnął się lubieżnie.

-Wiesz- mruknął spowrotem się na mnie kładąc,- we śnie to by było cudownie, ale rzeczywistość... hmm nie równa się z niczym. Nie da się tego porównać, o nie.

Powoli wsunął dłonie pod moją piżamę, zbliżając się do piersi. Z podniecenia aż wstrzymałam oddech, ale znów to ja musiałam być ta silniejsza i przypomnieć mu:

-Jesteśmy w domu pełnym ludzi, a tu ściany nie są magicznie wyciszane, głupolu- warknęłam, a on natychmiast przetoczył się na bok.

-Gdzie my jesteśmy?- zmarszczył brwi spoglądając w okno, przez które wpadał blask chowającego się gdzieś za drzewami księżyca.

-U babci.

-Trzeba było tak od razu- mruknął przytulając się do mojego boku.

Delikatnie przeczesywałam palcami jego krótkie włosy, póki nie usłyszałam, jak oddech mu się wyrównał. Zasnął. I zostawił mnie taką... rozbudzoną. Co za facet!

~||~

-Ale mamo...

-Nie ma żadnych "ale"!

Tak, wyprowadzić moją mamę z równowagi- to dopiero sztuka. Jednak wystarczyło, że jechałam z nią na zakupy, a już po godzinie miała mnie dość. A dodajmy, że tym razem zakupy były spowodowane moim rychłym weselem. Naturalnie, że nie szukałyśmy białej sukni ślubnej z welonem, rozglądałyśmy się raczej za dekoracją sali, gdzie miała się odbyć ceremonia i impreza.

Strój oczywiście miałam mieć zgodny z tradycją obu plemion, więc razem z babcią i mamą stworzyłyśmy coś pomiędzy obydwoma stylami- skórzany stanik, nie sięgający nawet do końca żeber z szerokimi ramiączkami krzyżującymi się na praktycznie całkowicie odsłoniętych plecach i krótka wystrzępiona, również skórzana spódnica lekko przylegająca do nóg. Do tego miałam mieć wysoko wiązane ciżemki (jakżeby inaczej-skórzane), ale z pewną nowością, bowiem doczarowałam sobie do nich koturny.

-Posłuchaj mnie, pozwól mi skończyć- uniosłam rękę, by zatrzymać jej potok słów.- Dekorowaniem możemy się zająć tak jak strojem, bo i tak nie mamy czasu, żeby się bawić w dekoratorki wnętrz.

-Znowu te twoje czary mary...

-Za to teraz zajmiemy się kateringiem, żeby choć trochę normalności było.

Shy...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz