Rozdział 10

225 21 4
                                    

Dziś wziąłem sobie wolne w pracy, żeby poczytać więcej o tym całym Stevenie Johnsonie i jego aktach sądowych. Kompletnie nie mam pojęcia, gdzie mógłbym szukać?

Na jednej ze stron internetowych zamieszczam informację, że szukam owych akt. Może ktoś wie, gdzie są. Może ktoś je ma?

Po kilkunastu minutach otrzymuję odpowiedź.

Od: Anonim
Mam te akta. Zostawię je w opuszczonym budynku, a Ty przyniesiesz kasę i zostawisz na miejscu, gdzie znajdziesz akta, jasne?

Jasne. Wszystko jasne. Pójdę do banku i wypłacę z dziesięć tysięcy. Chyba wystarczy.

Pozostaje mi teraz znaleźć opuszczony budynek. Wydaje mi się, że wiem gdzie to jest. Jeśli chodzi nam o ten sam opuszczony budynek to jesteśmy w domu.

Tak jak pomyślałem, tak zrobiłem. Wypłaciłem stosowną ilość pieniędzy i udaję się właśnie na miejsce "spotkania". Dziś jest ciepło. Nie ma wiatru, ani żadnej chmurki na niebie. To może być dobry dzień.

Okay. Docieram na miejsce. Nie boję się, ale ta rudera wygląda na prawdę okropnie. Dość wysoki budynek, z kilkoma wybitymi szybami- nic ciekawego. Znajduję coś, co może służyć za wejście i wchodzę.

Gdzie mam zacząć szukać? Gdzie owy anonim zostawił akta? Mogłem się dopytać.. Albo on w ogóle nie ma tych akt? Może tylko mnie nabrał, bo chce pieniądze?

Co tam dla mnie dziesięć tysięcy. Warto spróbować. Może dzięki temu uda mi się znaleźć Tini.

W środku jest kilka razy zimniej niż na dworzu. Idę przez ciemny korytarz, wróć, wszystko tu jest ciemne. Teraz to już w ogóle czuję się jak w jakimś filmie.

Nagle robi mi się ciepło. Wręcz gorąco. Idę dalej. Zauważam jakieś drzwi. Nie podoba mi się to. Wchodzę do pomieszczenia, które wygląda jak z horroru. Pajęczyny na obdrapanych ścianach i suficie. Pod wybitym oknem stoi biurko, też nie pierwszej nowości. Może tam znajdę te dokumenty?

Podchodzę do biurka. Kucam. Otwieram szafkę. Wypada z niej mnóstwo papierów.

"Cholera" Klnę pod nosem i szukam w kartkach tych właściwych

Po kilku chwilach i milionie przejrzanych dokumetów znalazłem akta. Anonim dołączył kartkę, żebym zostawił pieniądze w tej szafce. Wyjmuję je z kieszeni kurtki i układam starannie na półce.

Tylko co ja mam teraz z nimi zrobić?

Nagle słyszę krzyk, który jest nieoczekiwanie przerwany. Damski głos. Nerwowo przełykam ślinę. Przez moją głowę przemyka dziwna myśl. Tini. Nie, to niemożliwe. Pewnie już dawno jest w Seattle z Peterem.

Teraz słyszę wrzask jakiegoś mężczyzny. Nie jestem w stanie zrozumieć, o co chodzi. Jestem pewien (prawie), że to nie Tini. Coś mi jednak każe sprawdzić, co się tam dzieje.

Wydaje mi się, że głos dochodził gdzieś z góry. Po chwili "spacerku" znajduję schody. Wbiegam po dwa stopnie, ale już tego żałuję, ponieważ strasznie skrzypią. Jeśli chciałem tu być incognito, to już mi nie wyszło.

Na piętrze znajduje się kolejny wspaniały korytarz. Boję się, co tam zobaczę. Tak, w końcu to przyznałem. Boję się, boję się, boję się. Boję się o Tini.

Szybko znajduję kolejne drzwi, jak w jakimś jebanym labiryncie. Słyszę uderzenie. Jakby ręką o stół. Już wiem, że ktoś tam jest. Im bliżej podchodzę, tym głośniejszy staje się monolog.

"Teraz tylko wystarczy zaczekać, aż ten Twój kochanek, Jorge" Wyostrzam słuch i po chwili już rozpoznaję ten głos "przyjdzie tu, da mi pieniądze, oraz akta Steve'a"

Mocno popycham dość ciężkie drzwi i moim oczom ukazuje się ta świnia, Peter. A dalej, w kącie siedzi Stoessel. Siedzi, to za dużo powiedziane. Ręce ma związane za plecami mocnym sznurem, a twarz zasłoniętą białą bandamką. Widzę zmęczenie na jej twarzy.

Tego już za wiele. Złość na tego cholernego Petera jest większa niż współczucie dla Tini. Wybacz, kochanie.

"No, Jorge" Unosi jeden kącik ust. Po jego oczach widzę, że coś brał. Na rozmowie się nie skończy. "Witamy"
"Daruj sobie te fałszywe uprzejmości" Warczę "Jak możesz krzywdzić taką dziewczynę, hm? Nie wyobrażasz sobie, że niszczysz jej życie? Nie dasz jej po prostu spokoju? Twój znarkotyzowany mózg tego nie ogarnia" Krzyczę.
"Masz to odszczekać" Podnosi wskazujący palec prawej ręki i kieruje go w moją stronę

Nie będę z nim rozmawiał. Nie będę tracił czasu. Uderzam go pięścią. Peter ląduje na podłodze i próbuje się podnieść. Wykorzystuję okazję i podbiegam do Tini. Przykucam.

"Spokojnie. Wszystko będzie dobrze" Całuję ją deliaktnie w czubek głowy

Teraz nie pozwolę jej już do niego wrócić. Nie ma nawet najmniejszej szansy. Odwiązuję bandamkę i rzucam na podłogę. Martina gwałtownie łapie powietrze, a po chwili jej oddech się stabilizuje. Omiatam wzrokiem pomieszczenie, szukając czegoś, czym mógłbym przeciąć sznur. Gdzieś pod ścianą stoi szklana butelka. Sięgam ją ręką i rozbijam o ziemię. Biorę największy z kawałków szkła i starannie go przecinam. Kiedy ściskam odłamek, wbija mi się w dłoń i robi ranę, od palca wskazującego, aż do nadgarstka. Po chwili zaczyna mi lecieć krew. Cholera.

Podaję Tini drugą rękę i z moją pomocą wstaje z podłogi. Przytula się do mnie.

"Chodźmy" Mówię zdecydowanie i zaciskam krwawiącą rękę w pięść
"Ale Twoja ręka.." Martina wskazuje na nią
"Nic mi nie będzie" Cedzę przez zaciśnięte zęby, ale cały czas staram się utrzymac pokrzepiający uśmiech

Wygląda na to, że Lanzani stracił przytomność. Trudno. Policja go obudzi. Wychodzimy. Instruuję Stoessel, w którą stronę ma iść. Wyjmuję telefon z kieszeni i wykręcam numer na policję. Nie mówię nic Martinie, na pewno przekonałaby mnie, żebym tego nie robił.

Zostały mi jeszcze te jebane akta. Co mam z nimi zrobić? Może oddam je na policję? Zastanowię się.

Wsiadamy do samochodu i przekręcam kluczyk w stacyjce.

"Jorge, może zadzwonię na pogotowie" Nieśmiało proponuje Tini
"Nie, dam radę"

Ta rana wygląda okropnie. Nie mogę położyć ręki na kierownicy. Ja pierdolę. Prowadzę samochód lewą ręką. Cudem udaje nam się dojechać bez kraksy pod mój dom.

Elinor, widząc moją dłoń, rozpoczyna litanię do wszystkich świętych i kończy ją słowami "Co Pan zrobił Panie Blanco?" Ignoruję ją.

"Chodź, George, opatrzę ci tę ranę" Odzywa się Tini i prowadzi mnie do łazienki. W szafce znajduje się apteczka. Skąd ona to wie? Jedno jest pewne- ona ciągle mnie zaskakuje

Najpierw starannie dezynfekuje moją rękę, później nakłada jałowy opatrunek, a na koniec, w wielkim skupieniu, zawija ją bandażem. Przez chwilę na jej twarzy pojawia się cień uśmiechu.

"I tak uważam, że powinien to obejrzeć lekarz" Stwierdza
"Uważam, ze powinnaś mi wyjaśnić, o co chodziło z tymi wskazówkami" Zmieniam temat

Przez chwilę rozważam to, co powiedziałem. Tini zamknęła oczy i widzę, że próbuje się uspokoić, jakby to sprawiało jej wielki ból.

"Kiedy pisałam list.. Przyszedł Peter, dlatego go urwałam" Opiera się o umywalkę i kontynuuje po chwili "Kazał mi napisać te kartki i schować w wyznaczonych miejscach. Tę pierwszą schowałam tutaj" Pokazuje na pojemnik z mydłem "Nie chciałam, żebyś ją znalazł. Chciał dostać akta swojego przyjaciela- Stevena Johnsona. Wymyślił to, żebyś zrobił to za niego. Miałeś nie dowiedzieć się, gdzie mnie przetrzymywał" Podchodzę do niej i obejmuję ją w talii. Odwraca się w moją stronę i wtula się w mój tors

"Już więcej nie pozwolę mu Cię skrzywdzić" Szepczę jej do ucha. Mam nadzieję, że podołam tej obietnicy.

•••
I jak? :)
Podoba się?

Przypominam o możliwości zadawania pytań do bohaterów! ;)

× light your heart ×Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz