Rozdział 16

242 26 10
                                    

Kiedy samolot przygotowywuje się do lądowania w Nowym Jorku, delikatnie budzę Tini. Już niedługo podda się leczeniu, już niedługo wszystko będzie tak, jak powinno. Otrzymałem wiadomość od Troya, że znalazł odpowiednią osobę, żebym sprzedał firmę. Wspaniale. Wszystko idzie po mojej myśli.

"Jorges" Stoessel wyrywa mnie z przemyśleń swoim zaspanym głosem
"Cii.. Odpoczywaj" Zapinam jej pasy bezpieczeństwa. Wzdryga się, gdyż niechcący ją połaskotałem
"Przecież nie jestem dzieckiem, Jorge. Nie musisz się mną opiekować" Przewraca oczami
"Muszę" Całuję ją w czoło

Lądujemy. Wysiadamy z samolotu. Mówię Martinie, że zamówiłem dla niej taksówkę od razu do kliniki. Ja przyjadę później, ale najpierw odbiorę walizki i zawiozę je do hotelu.
"Chcę, żebyś był tam ze mną" Bierze mnie za rękę i mówi słabym głosem
"Będę" Całuję ją w policzek "Ale muszę zabrać stąd nasze walizki" Wkładam jej kosmyk włosów za ucho

Niechętnie zgadza się na moją propozycję i udaje się do taksówki. Czekam, aż na taśmie przyjadą nasze walizki. Czekam. Czekam. Czekam.

Po dwudziestu minutach są. Odbieram nasze bagaże i idę z nimi do najbliższej, wolnej taksówki. Taksówkarzowi mówię, żeby pojechał pod hotel- Hilton.

W recepcji odbieram kartę do pokoju numer 362. Jadę windą na piętro numer trzy. Tam odnajduję wskazane pomieszczenie. Otwieram drzwi za pomocą karty.

Bardzo tu przytulnie. Jestem pewien, że Tini się tu spodoba. Meblem, który najbardziej przykłuwa moją uwagę jest dwuosobowe łóżko, przykryte kremową narzutą. Na jednej ze ścian wisi obraz Williama Turnera. Na przeciwko niego, na innej ścianie znajduje się okno, a obok niego drzwi na balkon. Podłoga jest pokryta panelami. Z lewej strony są drzwi prowadzące do, jak sądzę, łazienki. W pokoju znajduje się również mały stolik do kawy, a obok duża, kremowa kanapa i dwa fotele. Zostawiam nasze bagaże i wychodzę.

Nie udaje mi się złapać żadnej taksówki, więc idę na pieszo. Znów Google Maps okazuje się bardzo pomocny. Dzięki temu, kto to wymyślił, po dziesięciu minutach, jestem na miejscu.

"Dzień dobry. Na którym piętrze znajdę Martinę Stoessel?" Pytam bardzo uprzejmą pania w recepcji
"Na piętrze dwunastym. Onkologia" Odpowiada z uśmiechem

Onkologia. Jakbym nie wiedział, że moja ukochana ma raka. Kurwa, jebanego raka. Spokojnie, Jorge, teraz już będzie z górki. Mam nadzieję.

Nienawidzę szpitali. Po prostu nienawidzę.

Kiedy jestem już na wyznaczonym miejscu, lekarz akurat wychodzi z sali.

"Witam. Jestem Jorge Blanco. Chciałbym wiedzieć co z Martiną Stoessel. Rozpoczęła leczenie, prawda?" Wypytuję. Mężczyzna poprawia swój fartuch
"Widzi pan.. To nie takie proste.. Ona.." Odchrząknął "Już nie.." Zrobił pauzę "Żyje" Dodał ciszej

To. Nie. Może. Być. Kurwa. Prawda.
Nie. Zgadzam. Się. Kurwa.

"Przecież.. Przecież miała się u was leczyć" Chowam twarz w dłonie "Co się stało?" Pytam łamiącym się głosem. Kładzie rękę na moim ramieniu
"Przyjechała do nas taksówką, ale wtedy straciła przytomność. Miała dużo płynu w płucach, którego nie udało się nam wydobyć" Tłumaczy
"Nie udało się wam go wydobyć?! Miałem was za najlepszą klinikę, która może jej pomóc! Cholera! Zawiedliście mnie" Łzy napływają do moich oczu. Nie, nie mogę płakać.
"Proszę pana, jej stan nie był najlepszy" Ciągnie spokojnie
"Założę się, że nawet nie próbowaliście jej ratować!" Krzyczę. Krzyczę z bezsilności. To na pewno tylko sen. Jeden z tych jebanych koszmarów.
"Może pan do niej wejść. Zaraz będziemy odpinać maszyny" Rzuca zwięźle i odchodzi

"Nie!" Uderzam pięścią w ścianę. Tym razem pozwalam łzom spływać po moich policzkach. Nie mam już siły.

Przygryzam dolną wargę i rękawem wycieram policzki i oczy. Idę do niej. Przed naciśnięciem klamki waham się. Czy chcę zobaczyć moją Tini martwą? W końcu wchodzę.

Wszystkie maszyny piszczą. Ten odgłos prawie kaleczy moje uszy. Siadam na krzesełku obok łóżka. Biorę ją za zimną rękę i ją całuję. Nadal ma tę bransoletkę. Ja mam swoją.

Odgarniam włosy z jej twarzy. Widok jej zamkniętych powiek i tak spokojnej twarzy, irytuje mnie. I to bardzo.

Zauważam, że w drugiej ręce coś trzyma. Małe zawiniątko. Powinienem to brać? Hm, może na mnie nakrzyczy? Biorę. Rozkładam. To list. Do mnie.

Jorge..

Pisząc ten list, siedzę w zamówionej przez Ciebie taksówce. Z każdą chwilą czuję się coraz gorzej. Boję się, że Cię zawiodę. Zrobiłeś dla mnie tyle, a ja teraz umrę. Jestem po prostu niewdzięczna. Ty, czytając to, pewnie zadajesz sobie miliony niepotrzebnych pytań: dlaczego? Czemu ona? Przeciez wszystko szło tak dobrze.. Tak, Jorges. Szło dobrze. I to bardzo. Z Tobą czułam się tak, jak z nikim innym wcześniej. Chcę Ci podziękować, niestety nie osobiście.. Nie zastanawiaj się "czemu?". Tak musiało być. Nowotwór wybrał mnie. To byłoby nie fair, gdybym ja z dziesiątek tysięcy innych osób chorujących na mięsaka kości, po prostu przeżyła. Nie miej do siebie pretensji. Wiem, że zrobiłbyś dla mnie wszystko. Zrobiłeś już wszystko, co mogłeś. Ale proszę Cię jeszcze o jedno. Znajdź sobie dziewczynę. Bądź szczęśliwy, Jorge. Wtedy ja też będę szczęśliwa.

I obiecuję Ci, jeszcze kiedyś się spotkamy...

Znów ta bezsilność. Łzy znów cisną się do moich oczu. Nie. Zaciskam zęby i nie pozwalam im się wydostać. Chowam list do kieszeni w koszuli. Tej, po lewej stronie. Siadam na łóżku obok Tini.

Nie wytrzymuję i całuję ją namiętnie. Najpierw czuję się głupio, ale już po chwili wydaje mi się, że odwzajemnia pocałunek. Głupie iluzje. Odklejam się od niej, gdy słyszę, że respirator znów rozpoczyna pracę.

Otwieram szerzej oczy. Klatka piersiowa Stoessel delikatnie się unosi. Plastikowa rurka zaczyna znów pąpować płyn z jej płuc. Żyje?!

Po kolejnych kilku minutach, otwiera oczy. Nie wierzę. Mrugam powiekami. Lekarz wchodzi do sali

"Przykro mi, panie Blanco, odłączamy sprzę.." Oniemiał, kiedy widzi, że ona żyje, a wszystkie maszyny znów pracują.

Mimowolny uśmiech wkrada się na moją twarz.

"Jorge" Tini unosi jedną rękę i kładzie ją na moim policzku
"Nie mów nic. Opowiesz mi później" Unoszę jeden kącik ust i kładę rękę na jej czole

× light your heart ×Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz