Rozdział 19

181 17 5
                                    

Od mojego wypadku minęło już kilka miesięcy. Przeprowadziłem się do Nowego Jorku, żeby móc codziennie odwiedzać Tini w szpitalu. Kupiłem apartament w najwyższym wieżowcu w mieście i mieszkam tam z Danielem. Sprawa sprzedaży firmy nie doszła jeszcze do końca, ale dziś mam spotkanie z zainteresowanym. Właśnie się na nie szykuję.

Ubieram się w czarne spodnie i białą koszulkę z nadrukiem koloru spodni. Jestem gotowy do wyjścia. Z półki zabieram kluczyki do samochodu i windą zjeżdżam na poziom minus jeden, gdzie znajduje się parking. Niedawno kupiłem nowy samochód - czarny kabriolet. Wsiadam i przeglądam się w lusterku.

Po kilkunastu minutach docieram w umówione miejsce. Jest to bardzo przytulna kawiarnia niedaleko Central Parku. Znajduję wolne miejsce na parkingu. Pewnym ruchem otwieram drzwi samochodu i wysiadam. Naciskam przycisk na kluczyku, a światła kabrioletu migocą. Drzwi wejściowe otwierają się automatycznie, więc po chwili zajmuję stolik przy oknie. Otwieram teczkę z dokumentami i sprawdzam, czy jest w niej wszystko co potrzebne.

"Witam" Odzywa się znajomy mi skądś głos. Podnoszę wzrok znad kartek.

Mężczyzna siada naprzeciwko mnie. Przyglądam mu się uważnie, a po chwili już wiem, że to Peter. Wygląda zupełnie inaczej niż wtedy, gdy widziałem go ostatnio. Wygląda normalnie. Ubrał się w granatową marynarkę i kremową lnianą koszulę. Ku mojemu zdziwieniu, nawet ułożył włosy.

"Jakiś problem, Panie Blanco?" W kąciku jego ust błądzi uśmiech. Nie wiem czy jego entuzjazm jest wskazany.
"Nie, aczkolwiek jestem trochę zdziwiony" Gadka na poziomie jest w tym momencie najlepszym wyjściem. To daje mi trochę czasu na dokładne przeanalizowanie obecnej sytuacji. Powinienem sprzedawać mu firmę? Chyba jest niezrównoważony.
"Jeśli chodzi Panu o nasze ostatnie spotkanie to wiele się od tamtej pory zmieniło" Wyrecytował tajemniczym tonem.
"Zapewne" Rzuciłem i podałem Peterowi teczkę "Tu są wszystkie dokumenty dotyczące funkcjonowania firmy i formalności" Wyjaśniłem spokojnie.
"Jeśli to nie problem, to ja jestem już zdecydowany" Rozłożył ręce, a z jego twarzy nadal nie schodził uśmiech "Tak sobie myślałem.. Może nie sprzedawaj firmy, Jorge, tylko znajdź współwłaściciela" Uniósł jedną brew.
"Ciebie?" Zrobiłem to samo co on.
"Na przykład" Odpowiedział gładko "Podzielimy się zyskami po połowie. Nie będziesz musiał przychodzić do firmy. Zostaniesz tu z Tini..." Mówił.
"To rozsądne rozwiązanie" Skwitowałem "Muszę już jechać, ale tu masz mój adres mailowy" Podaję mu małą karteczkę "Skontaktuj się ze mną po południu" Poinstruowałem go.

To nawet dobre rozwiązanie.

Wyjeżdżam windą na piętro, gdzie znajduje się oddział onkologii. Pod nosem nucę sobie Light Your Heart. Wchodzę do sali Martiny. Leży w łóżku i się uśmiecha. Odwzajemniam jej gest i siadam na krześle.

"Jak tam spotkanie?" Zapytała z ciekawością.
"Jak ci powiem to chyba mi nie uwierzysz" Stwierdziłem "Ten koleś to Peter.. i w dodatku chce być współwłaścicielem, razem ze mną"
"Zgodziłeś się?" Dopytywała.
"Ani tak, ani nie" Poprawiłem grzywkę "Ma się ze mną skontaktować. A jak tam u ciebie? Dowiedziałaś się czegoś od lekarzy?"
"Tak i mam bardzo dobrą wiadomość" Uśmiechnęła się od ucha do ucha. Rzuciłem jej pytające spojrzenie. Kontynuowała "Już mogę wyjść ze szpitala!" Prawie krzyknęła.

Poderwałem się z krzesła i przytuliłem ją mocno. Tini prawie zaczęła płakać że szczęścia. Już pół godziny później znajdujemy się w mieszkaniu. Po drodze odebraliśmy Daniela ze szkoły.

Włączam komputer, żeby sprawdzić czy Peter wysłał maila. Martina układa na półkach swoje rzeczy, które miała ze sobą w szpitalu. Myszką najeżdżam na ikonkę poczty. Tam znajduję nową wiadomość.

Od: planzani@gmail.com
Temat: Spotkanie.
Może kolacja biznesowa? Dziś wieczorem. Weź Tini, jeśli będzie chciała ;)
Peter.

Do: planzani@gmail.com
Temat: Spotkanie.
Okay. O 20 w BlackHeart ? Tini mówi, że przyjdzie ze mną.
J. Blanco Güereña

Od: planzani@gmail.com
Temat: Spotkanie.
Będę na Was czekał.
Peter.

Nie odpisuję mu już. Zamykam komputer i podchodzę do Tini. Przytulam ją, a ona odwzajemnia ten gest.

"Kocham Cię, Jorges" Szepcze do mojego ucha.
"Ja Ciebie bardziej" Mrugam jednym okiem i całuję ją w czoło. Kręci przecząco głową i nic nie mówi, dając mi tym do zrozumienia, że nie ma ochoty na kłótnię.
"Do wieczora mamy jeszcze trochę czasu.. Może obejrzymy jakiś film?" Proponuje Martina i uśmiecha się słodko.
"Jeśli Ty wybierzesz" Delikatnie pukam ją palcem w nos.
"Okay" Przytakuje.

Tini zajęła się włączaniem Last Minute, ponieważ stwierdziła, że ma ochotę na komedię. Wyjmuję z szafki torebkę z ziarenkami kukurydzy. Wkładam ją do mikrofalówki. W międzyczasie kładę na blacie dwie szklanki i nalewam do nich soku pomarańczowego. Po kilkunastu minutach wpatrywania się w woreczek z popcornem, mikrofalówka zdecydowanym piknięciem oznajmiła mi, że przekąska jest już gotowa. Otworzyłem drzwiczki i chwyciłem za róg torebki. Nie przewidziałem tego, że jest gorąca. Upuściłem ją na podłogę.

"Oj, Jorge" Stoessel stała w drzwiach, opierała się o framugę i kręciła głową z zażenowaniem "Z Tobą to gorzej niż z dzieckiem" Zaśmiała się, a ja przewróciłem oczami.

Wyjęła z szafki rękawice kuchenne i zgrabnym ruchem podniosła torebkę z podłogi.

"Wyjmij miseczkę" Poinstruowała mnie. Zrobiłem, co kazała.

Wysypała popcorn do naczynia. W pomieszczeniu unosi się zapach masła i soli. Nagle do kuchni wbiega Daniel.

"Czy ja czuję popcorn?" Porusza brwiami w zabawny sposób.
"Tak, ale Ty nie będziesz go jadł" Uśmiecham się sztucznie i biorę miskę do ręki.
"Właśnie, Dani. Lepiej odrób lekcje, bo inaczej zadrzesz z panią od fizyki" Ja i Tini zaczęliśmy się śmiać. Ona tak pięknie się śmieje.

Zakończyliśmy rozmowę z moim bratem poprzez wyjście z kuchni. Włączyliśmy film i zaczęliśmy go oglądać. Po kilkudziesięciu minutach nie ma już śladu po popcornie. Jest tylko pusta miska.

Nadeszła godzina osiemnasta trzydzieści, więc uznałem, że trzeba się szykować na kolację z Peterem. Martina podzieliła moje zdanie i udaliśmy się do sypialni. Lepiej, żebym się ubrał w garnitur czy lepiej nie?

Ostatecznie, założyłem czarne spodnie, białą koszulkę bez nadruku i również czarną skórzaną kurtkę. Tini ubrała się w ciemną bokserkę i jasną narzutkę oraz spodnie pasujące do jej górnej części garderoby.

Na kolację pojechaliśmy moim samochodem. Byliśmy na miejscu kilkanaście minut wcześniej. Na spokojnie weszliśmy do restauracji. Peter już czekał. Przywitałem się z nim uściskiem dłoni.

"Tini, bardzo miło mi Cię widzieć" Lanzani pocałował ją w policzek.
"Tak, Peter.. Ostatni raz widzieliśmy się w nieco mniej miłych okolicznościach" Zażartowała i usiadła na wcześniej odsuniętym przeze mnie krześle. Mężczyzna nie odniósł się do jej słów, tylko nieznacznie skinął głową.

Większość wieczoru minęła w miłej atmosferze. Nie licząc oczywiście tych sytuacji, kiedy Peter nie odrywał wzroku od Martiny. Miałem ochotę mocno go uderzyć, ale jednocześnie byłem pewien, że Tini mnie kocha. Podpisałem umowę z Lanzanim. Nie mam stuprocentowej pewności, że się zmienił, ale może warto dać mu szansę.

× light your heart ×Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz