"Cześć, Tini" Mówię z uśmiechem, kiedy wchodzę do jej szpitalnej sali. Odpowiada mi tym samym gestem
Uważnie mi się przygląda, kiedy wyciągam zza pleców bukiet czerwonych róż. W oczach Martiny pojawiają się iskierki radości
"To dla mnie?" Pyta z nadzieją
"Ee.. Nie.." Kłamię "To dla pielęgniarek za to, że tak ładnie się Tobą opiekują" Śmieję się. Widzę, że się zasmuciła "Oczywiście, że są dla Ciebie"Podchodzę do łóżka i całuję ją w czoło. Wręczam jej bukiet, najpierw upominając, żeby uważała na kolce. Czy jestem nadopiekuńczy?
"Kiedy będziesz mogła już stąd wyjść?" Rozglądam się po pomieszczeniu. Stoessel wzrusza ramionami.
"Sam chciałeś, żebym poddała się leczeniu, a wiesz, że to nie trwa tak krótko" Bierze swój telefon z półki i stuka coś na klawiaturze.
"Wiem, wiem. To dobrze, że się leczysz" Uśmiecham sięKiedy wspominam tę sytuację, gdy lekarz oznajmił mi, iż Tini się nie obudzi, po prostu nie wierzę, że coś takiego mogło się stać. I dlaczego właściwie się obudziła? Mam jakieś magiczne Moce? Uśmiecham się na tę myśl
Martina oznajmia mi, iż jej przyjaciółka - Katherine, przyjedzie do Nowego Jorku, żeby się z nią zobaczyć. Super. Następna koleżaneczka.
Mam ją odebrać z lotniska. Nie chcę denerwować Tini, więc przytakuję bez słowa.
Wygania mnie ze swojej sali, twierdząc, że się spóźnię. Przewracam oczami i wychodzę. Najpierw, oczywiście, całuję ją w policzek.
Wyporzyczonym samochodem dojeżdżam pod dużych rozmiarów budynek lotniska. Parkuję na jedynym wolnym miejscu na parkingu. Klikam na przycisk na kluczyku, zamykając auto.
Wchodzę do środka przez drzwi obrotowe. Moim oczom od razu ukazuje się ogromna tablica przylotów, a obok niej tablica z odlotami. Na tej pierwszej odnajduję lot z Los Angeles i idę do hali przylotów.
Mam jeszcze 27 minut.
Siadam na niebieskim, plastikowym krzesełku. Patrzę na tych wszystkich znudzonych ludzi. Dwie dziewczyny siedzą na przeciwko mnie i o czymś żywo dyskutują. Kilkoro mężczyzn stoi pod ścianą i rozprawiają na temat "Czy stewardessa miała wystarczająco ładną dupę?"
Tak, czy siak, większość jest znudzona.
Spoglądam na telefon. 20 minut. Ech...
Włączam grę Traffic Rider i czekam, aż się załaduje. Kiedy to następuje, wybieram swój ulubiony, fioletowo-czarny motor i klikam graj. Wybrać Jazdę Na Czas czy Tryb Nieograniczony? Pierwsze, lepsze.
Zupełnie tracę poczucie czasu. Dopiero pojawienie się Katherine, która z jakiegoś powodu wie jak wyglądam, sprawia, że wracam do rzeczywistości.
"Katherine?" Upewniam się i wstaję z krzesełka. Pewnie kiwa głową.
Jest.. No, cóż.. Ładna. Bardzo podobna do Mercedes, aczkolwiek Mechi ma bardziej latynowską urodę, a Katherine amerykańską. Ma niebieskie oczy, śmiejące się usta.
"Tini napisała, żebym szukała najprzystojniejszego chłopaka na tym lotnisku" Mruga do mnie. Lekko się uśmiecham.
Chyba próbuje mnie poderwać. Czy tak zachowuje się przyjaciółka? Z resztą, nie przejmuję się tym. Wiem, co łączy mnie i Tini. Nie polecę na pierwszą lepszą blondynkę.
"Jedziemy?" Patrzy na mnie wyczekująco
"Tak, jedziemy" Potwierdzam i biorę nagaż KatherinePakuję walizkę do samochodu i siadam na miejscu kierowcy. Blondynka siada obok mnie. Auto jej się spodobało i wyraźnie to okazuje.
"Nie bardzo wiem, dokąd mam Cię zawieźć" Stwierdzam i przekręcam kluczyk w stacyjce. Tym chcę nakłonić ją do tego, żeby powiedziała mi, dokąd jedzie
"No, jak to? Przecież jadę do szpitala. Muszę odwiedzić Stoesselkę" Rzuca, jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie.Ze swojej torebki wymuje kosmetyczkę, imponujących rozmiarów, a z niej tusz to rzęs. Przekręca lusterko w swoją stronę i rozpoczyna poprawianie makijażu.
"Co robisz? Zostaw to lusterko" Mówię i poprawiam ten przedmiot, bez którego o wiele łatwiej byłoby spowodować wypadek. Może to jej marzenie.
"Nie przesadzaj, skarbie, muszę się umalować"Zaczyna mnie denerwować. Coraz bardziej. Biorę głęboki, na prawdę głęboki, oddech. Włączam światła awaryjne i zatrzymuję samochód.
"Słuchaj, Katherine, bo nie zamierzam powtarzać" Warczę "Nie mów do mnie: skarbie, ani nic innego, co wymyślisz. Nie podrywaj mnie, bo doskonale widzę, co robisz. Ja tylko mam Cię przetransportować. Wszystko" Rozkładam ręce "Ciekawe, co by było, gdyby Tini się dowiedziała?" Unoszę jedną brew
"Ale się nie dowie.." Mówi zdecydowanie, chwyta moją koszulkę i namiętnie całujeTo przelewa moją czarę goryczy. Odpycham ją.
"Wysiadaj" Prawie krzyczę
"Ale, Jorge.." Udaje głęboko urażoną
"Wypierdalaj" Dokładnie podkreślam każdą literę w tym magicznym słowie. Żeby zrozumiała.Chyba tym razem zbyt mocno uraziłem jej dumę. Robi się cała czerwona ze złości. Gwałtownie odpina pas, otwiera drzwi i wysiada. Czekam, aż zabierze swoją walizkę z bagażnika. Robi to. W zamknięcie klapy wkłada cały swój gniew.
Czy ja muszę ciągle wpadać na takie wariatki jak mama Tini, albo Katherine?
Wyłączam światła awaryjne i znów właczam się do ruchu. Jestem taki zły. Przyciskam mocniej pedał gazu. Jebana Katherine. Patrzę, jak prędkość na godzinę rośnie z każdą chwilą. Zaciskam palce na kierownicy. Najchętniej przywaliłbym jej, ale mogłaby się poskarżyć Martinie. Właśnie, Martina. Co zrobi, jak się o tym dowie? Wciskam "gaz do dechy" i już po chwili cieszę się wesołą dwusetką na moim liczniku.
Na szczęście wyjechałem za miasto.
Wyprzedzam kolejne samochody i poprawia mi się humor. Jako dziecko, chciałem zostać kierowcą rajdowym, albo muzykiem. Los chciał, żeby mój ojciec założył firmę i skutecznie zniszczył moje marzenia.
Zakręt. Pojawia się znak, żeby zwolnić. Lekko się wychylam. Nic nie jedzie z na przeciwka. Nie zwalniam. Z największą prędkością wchodzę w zakręt. Tracę panowanie nad autem.
Zaczynam jechać dziwnym slalomem, a już po chwili ląduję w przydrożnym rowie.
CZYTASZ
× light your heart ×
FanfictionBlanco jest właścicielem ogromnej firmy. Nie lubi robić rzeczy "na pokaz". Uczestniczy w grach hazardowych. Handluje narkotykami. Pewnego dnia poznaje Niki. Czy ona na zawsze odmieni jego życie?