Rozdział 15

243 22 3
                                    

Słyszę ciche skrzypienie drzwi. Powoli otwieram oczy. Razi mnie światło dochodzące od drzwi łazienki. Z pomieszczenia wychodzi Tini, przebrana w fioletową piżamę. Rozpuszczone włosy spadają jak wodospad po jej plecach.

Kiedy zauważa, że nie spię, uśmiecha się. Pospiesznie zamyka drzwi i gasi światło. Czuję, jak materac lekko się ugina. Po chwili Stoessel leży już koło mnie

"Zastanawiałaś się nad tym leczeniem?" Postanawiam podjąć rozmowę. Może uda nam się coś wynegocjować?
"Tak, już mówiłam, żadnej chemii" Odpowiada bez emocji. W tym samym czasie wzdychamy ciężko "Masz jakieś tabletki?" Jedyne, co widzę w ciemności to jej święcące, duże oczy
"Jakie tabletki?" Unoszę jedną brew, chociaż wiem, że tego nie widzi
"Przeciwbólowe" Mówi bez tchu

Widzę, jak się męczy. Tak bardzo chcę jej pomóc, ale jak? Skoro ona sama tego nie chce. Mogę tylko sobie wyobrażać jak ogromny jest ten ból, jak bardzo piecze ją brak powietrza w płucach.. Wolałaby pewnie umrzeć niż tak bardzo się męczyć

"Niestety, wszystko zostało w walizce, w twoim domu" Ale jeśli chcesz, mogę iść do apteki całodobowej. Na prawdę, zrobię dla ciebie wszystko.
"Jorge.." Łapie mnie za rękę. Wsłuchuję się w jej świszczący, ciężki oddech czekając, aż zacznie mówić "Podaj mi moją torebkę, tam mam jakieś tabletki"
"Tini. Nie możesz wiecznie brać tabletek przeciwbólowych- one i tak nic nie dadzą. Może warto spróbować tego leczenia w Nowym Jorku?" Podejmuję kolejną próbę. Cały czas Stoessel ściska moją dłoń
"Po co?" Kaszle "Wydasz tyle kasy, sprzedasz firmę, a jak się nie uda zostaniesz z niczym"
"Zostanę z tobą" Zapewniam ją
"Nie, Jorge.."

Zamyka oczy. Nie kontynuuje rozmowy. Sprawdzam, czy oddycha. Raczej nie zasnęłaby tak szybko. Kilka razy wypowiadam jej imię. Nic. Widocznie straciła przytomność.

Szybko zarzucam na siebie pierwsze lepsze ubrania, jakie znajduję. Biorę Tini na ręce i wychodzę z pokoju hotelowego. Jej spokojna twarz wygląda na całkowicie pozbawioną życia. Nie.

W recepcji pytam, czy mogę wyporzyczyć jakiś samochód na już. Mężczyzna daje mi kluczyki i instruuje, gdzie znajdę auto.

Zmierzam na wyznaczone miejsce. Jest samochód. Sukces. Otwieram go z kluczyka. Kładę Tini na tylnym siedzeniu. Nie tracę czasu na odgarnianie włosów z jej twarzy.

"No, już" Warczę, kiedy auto nie chce odpalić.

Po wielu próbach, udaje się. Wyjeżdżam z podziemnego parkingu. Dobrze, że na drodze jest mały ruch.

Z prędkością osiemdziesięciu kilometrów na godzinę, nie stając na światłach, pokonuję kolejne ulice Buenos Aires. Według nawigacji jeszcze wystarczy jechać dwieście metrów prosto i pół kilometra w prawo.

"Już niedaleko, Tinuś" Patrzę w lusterko, czy wszystko w porządku u mojej pasażerki

Nie reaguje. Czego się spodziewałem?

Docieramy na miejsce. Nie znajduję miejsca parkingowego, więc zatrzymuję się na środku drogi i włączam światła awaryjne. Znów biorę Stoessel na ręce i wchodzę do szpitalnego gmachu. Odnajduję rejestrację

"W czym mogę pomóc?" Pyta z fałszywym uśmieszkiem pielęgniarka

Kurwa, chyba mam tu nieprzytomną dziewczynę, heloł? Nie widać jej?

"Ona jest nieorzytomna. Jej życie jest zagrożone" Mówię najpoważniej jak umiem. Chyba lekko się przestraszyła, gdyż szybko wykonała telefon i kazała nam jechać na siódme piętro

Wyjaśniłem lekarzowi wszystko, co wiedziałem- o tym, że Tini przechodzi przez tę cholerną chorobę, że bierze dużo leków przeciwbólowych. Każe mi czekać.

Siedzę na szpitalnym korytarzu, na jakimś zielonym krzesełku. Bawię się bransoletką, którą dostałem poprzedniego wieczoru.

Kiedy zacznie się wszystko układać, wszystko się pieprzy. Czemu za każdym razem musi tak być? Czemu ja i Tini nie możemy być po prostu razem? Dlaczego ona nie chce zdecydować się na leczenie? Przecież jej pomogę, we wszystkim

Po trzech godzinach z sali, w której leży Stoessel wychodzi dwóch lekarzy. Jeden z nich idzie do gabinetu, a drugi zmierza w moją stronę

"Panie doktorze, czy wszystko z nią w porządku?" Staram się zachować jak najwięcej emocji dla siebie
"Pan wie, że ma raka. Już nic nigdy nie będzie w porządku" Poprawia okulary, ciągle zsuwajace się z nosa
"Żyje?" Pytam prawie bezgłośnie. Kiwa głową
"Ale obawiam się, że ten stan nie potrwa długo.." Wzdycha
"Można do niej wejść?"
"Tak, ale proszę jej nie denerwować"

Podchodzę do białych drzwi. Przez chwilę się waham, ale w końcu łapię za klamkę i wchodzę. Tini jest podpięta do dużego monitora, przymocowanego do ściany. W prawej dłoni ma umieszczony wenflon z długą rurką, w której płynie dawka kroplówki. Większość twarzy zasłania jej trochę zielona, trochę przezroczysta maska tlenowa. Włosy zlepiły jej się od potu i przykleiły do czoła. Oczy ma zamknięte. Tym razem śpi. Nie dziwię się. Jest na pewno bardzo zmęczona.

Siadam na krześle. Wyciągam rękę, aby odgarnąć włosy z jej czoła. Kiedy tylko dotykam palcem jej skóry, otwiera oczy.

"Jorge" Przez jej twarz przemyka uśmiech. Muszę się bardzo skupić, żeby coś usłyszeć. Po pierwsze mówi bardzo cicho, a po drugie respirator cały czas działa. "Nie sądziłam, że cię jeszcze zobaczę" Wyciąga dłoń w moją stronę i kładzie na moim policzku
"Nie mów tak" Ganię ją. Jak ona może tak myśleć? "Jak tylko stąd wyjdziesz, rezerwuję najbliższy lot i lecimy do Nowego Jorku" Patrzę jej prosto w oczy i mówię stanowczo
"Mówiłam już coś" To ma znaczyć nie.
"Nie obchodzi mnie to. Próbowałem cię namówić, ale jeśli się nie zgadzasz, muszę wziąć sprawy w swoje ręce" Nadal przemawiam stanowczo i zdecydowanie
"Ale.."
"Nie ma żadnego ale" Podkreślam każde słowo

Teraz oczekuję na jakiś wybuch gniewu z jej stony, ale nic takiego nie następuje. Jest zbyt wycieńczona

"Zgoda, Jorges, ale robię to tylko dla ciebie" Wymawia z trudem całe zdanie

Lekarz oznajmia, że muszę dać pacjentce spokój i nie obchodzi go to, że jestem milionerem. Na to stwierdzenie przewracam oczami. Postanawiam zadzwonić do Troya, aby rozesłał informacje, że firma Blanco Inc jest na sprzedaż. Jest zdziwiony, ale nie zadaje pytań. Cenię sobie takich ludzi.

Wracam do pokoju hotelowego. Nie wspomnę o tym, że dostałem mandat za torowanie drogi. Przecież włączyłem awaryjne, tak? Z resztą nie ważne. Kładę się do łóżka, ale oczywiście nie śpię.

Nagle moją uwagę przykuwają wibracje dochodzące z szafki nocnej. Telefon Tini. Powinienem? Nie powinienem? Powinienem.

Od: Peter
4:44
Bez mojej pomocy nie wygrasz walki z rakiem. Niedługo będziesz mnie błagać o wybaczenie

Czytam wiadomość na głos. Czy jego nie mieli przypadkiem zamknąć? Ech, nie ważne. Niech on się odpierdoli. Nie będzie jej w niczym pomagać, przynajmniej do czasu, kiedy ja będę to robił.

Jeszcze niedawno moje życie było.. normalne? Tak, to chyba właściwe słowo. Miałem wszystko w dupie i chyba byłem zdrowszy. Teraz przejmuję się Stoessel. Cholernie się przejmuję. Kurwa, czemu ja się tak przejmuję? Bo ją kochasz- podrzuca moja podświadomość

Dzwonił lekarz ze szpitala i powiedział, że Tini będzie musiała zostać w nim dłużej. Załatwiłem wszystkie formalności i razem ze Stoessel stwierdziliśmy, że przeniesie się do szpitalu w Nowym Jorku. Ulżyło mi.

W końcu zapaliło się światełko w tunelu.

•••
Dziś trochę krócej, ale wierzcie mi, szykuję coś dłuższego c;

× light your heart ×Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz