Bolała mnie głowa. I plecy. I nogi. Cała byłam obolała. Powoli przekręciłam głowę. Znajdowałam się w dość dużym pomieszczeniu, z drewniamymi ścianami i podłogą. Na całej długości pokoju stał rząd identycznych łóżek. Na każdym leżała biała kołdra. Czy to szpital? Czemu tu jestem? Milion pytań przepłynęło mi przez głowę. Podniosłam się do pozycji siedzącej. Pochyliłam się i włożyłam buty. Czarne adidasy. O lustro! Podreptałam na drugą stronę sali i przejrzałam się. Przechyliłam krytycznie głowę. Wysoka, szczupła, nie gruba, nie za chuda - figura idealna - długie do połowy pleców proste czarne włosy, duże intensywnie ciemnoniebieskie oczy. Miałam na sobie dopasowane czarne legginsy, błękitną koszulkę o grubych ramiączkach z białym napisem KEEP SMILING!, a na nią zarzuconą bordową dłuższą bluzę z kapturem. No szału nie ma.
Zawiało. Zatrzęsłam się z zimna i zasunęłam bluzę na zamek. Nagle usłyszałam jakieś głosy. Zbliżyłam się do ściany. Przyłożyłam ucho do drewna. Wszystko było słychać doskonale. Cienkie ściany mają haha.
- Alby, do fuja, my to wszystko wiemy! - oznajmił chłopięcy głos. Trochę szorstki. A tak w ogóle do fuja?? Co??
- A co proponujesz, szczylniaku? - odezwał się inny głos. - Co chcesz zrobić?
- Pójdźmy do niej i zobaczmy, jak się sprawy mają, ogay? - trzeci głos był, jak na razie, najłagodniejszy.
Cofnęłam się szybko od ściany. Ledwo zdążyłam usiąść na łóżku, gdy drzwi z impetem się otworzyły,
- Do cholery Minho! Nie można jeszcze głośniej!? Przecież ona...
No, ale nigdy się tego nie dowiem, bo chłopcy właśnie zauważyli, że nie śpię. Wykorzystałam tę chwilę oszołomienia i przyjrzałam się przybyszom. Było ich dwóch. Obaj wysocy. Ale tu się kończyły podobieństwa. Ten po prawej był umięśnionym, czarnowłosym Azjatą. Ten po lewej był trochę słabszej budowy. Miał przydługie blond włosy i przenikliwe czekoladowe oczy.
- Świeżuchu, jak długo jesteś przytomna?
Nie odpowiedziałam, bo w tym momencie strasznie zabolała mnie głowa. Jakiś głosik szepnął Camille. No tak! Camille. To moje imię!
- Dobrze się czujesz? - zaniepokoił się blondyn. - Mam na imię Newt, a ta tutaj czarna materia to Minho. A ty jesteś...?
- Pełna podejrzeń - odparowałam. Azjata uśmiechnął się pod nosem. - Camille.
- Ogay Cami - rzekł Minho. - Jest późno, dziś przekimasz się w szpitalu, a jutro rano zabierzemy cię na wycieczkę.
- Cami? - wykrztusiłam. Minho spojrzał na moją minę i wybuchnął śmiechem. Po nim Newt, a na końcu ja. Już go lubię.
- Tak, Cami. A co nie pasuje? - spytał robiąc śmieszną minę typu tylko spróbuj odpowiedzieć. Pokręciłam głową z uśmiechem.
- Tu są twoje ubrania Njubi - dodał Newt wskazując na wypchaną torbę pod łóżkiem. Wcześniej nie zwróciłam na nią uwagi.
- Ok. Dobranoc - wygoniłam ich z pokoju, pomimo głośnych protestów Azjaty. Przebrałam się i położyłam do łóżka. Co za dzień.
***
Hejka!
Zaczynam nowe ff, tym razem o TMR. Oczywiście inspiruję się książka Jeffa Dashnera. Mam nadzieję, że komuś będzie się chciało to czytać :). Buźka. :*
CZYTASZ
Fearless||TMR
FanficBiegłam. Myśl, nakazałam sobie w duchu. Oddychaj. Obejrzałam się przez ramię i w ciągu sekundy moje opanowanie diabli wzięli. To było tuż za mną. I zbliżało się w zatrważającym tempie. Gdzie są moi przyjaciele, kiedy akurat są potrzebni?! Dotarłam d...