Jem spojrzał na mnie z niedowierzaniem.
- Co zrobiłaś? - spytał po raz kolejny i pokręcił głową.
Westchnęłam i przytaknęłam ponuro.
- Nie mam pojęcia co we mnie wstąpiło. - Zwiesiłam głowę, pełna podziwu dla swojej własnej osobistej głupoty. - Po prostu wyglądał tak słodko i bezbronnie, że nie mogłam się powstrzymać no i... Ehhh coraz gorzej ze mną.
- Nieprawda. - Podszedł do mnie i uniósł mój podbródek, zmuszając mnie do spojrzenia mu w oczy. - Cami. Jesteś sarkastyczną, tryskającą radością i energią cholerą. Chodzącym ideałem. I jeśli Minho tego nie widzi, to jest kompletnym tumanem. Koniec, kropka.
Zrobiło mi się miło po tych ciepłych słowach, nie powiem i na chwilę nawet zapomniałam, że byłam tak wielką idiotką, że nie dość, że go pocałowałam, to jeszcze potem stchórzyłam i uciekłam. Masakra.*MINHO*
- Aaaa! Wiedziałem, wiedziałem, wiedziałem!!!! Aaaaaa!!
Sceptycznie patrzyłem jak mój przyjaciel, obecnie opętany atakiem niewiadomo czego, skacze po pokoju, przewracając krzesła i cały czas drąc się: "wiedziałem, wiedziałem!". Dom wariatów.
- Newt? A tak po za tym to wszystko ogay?
- Absolutnie wszystko, mój ty sztamaczku kochany!! - Zabrzmiało groźnie.
- Stary!!! - wydarłem się naprawdę głośno i w końcu udało mi się przekrzyczeć jego wrzaski. - Starczy.
Newt spojrzał na mnie figlarnym wzrokiem i wrzasnął jeszcze głośniej. Zatkałem sobie uszy rękoma i zacząłem walić w drzwi. Może ktoś mnie stamtąd wypuści. Bo jeśli nie... Mogiła. Gally może kopać mi grób. Co z tego, że jest Budolem, a nie Grzebaczem. Dla mnie zrobi wyjątek.***
*WILL*
Kolejne tygodnie minęły stosunkowo spokojnie. Co prawda, Cami i Minho, mimo naszych najszczerszych zamiarów, nie zamienili ze sobą więcej niż paru słów, a i one sprowadzały się tylko do krótkich powitań i pożegnań, chociaż te rzadziej. Z Jemem i Newtem odnosiliśmy nieprzyjemne wrażenie, że to się nieprędko zmieni.
- Ale przynajmniej już gorzej być nie może - stwierdził pewnego razu Jem, kiedy sprzataliśmy bandaże.
Nie zdawaliśmy sobie wtedy sprawy jak nietrafne były te słowa.
Siedzieliśmy właśnie na stołówce i pałaszowaliśmy obiad Patelniaka, gdy nagle rozległ się ten przeraźliwie głośny, ale dobrze znany nam wszystkim (może poza Cami) dźwięk.
- Pudło! - krzyknęło jednocześnie kilku sztamaków, a wszyscy zerwali się z miejsc.
Tylko Cami nadal siedziała i skonsternowana rozglądała się dookoła. Poderwaliśmy ją do góry i pobiegliśmy w stronę Pudła, które właśnie wyjeżdżało.
Minho i Gally otworzyli oba skrzydła, a Newt wskoczył do środka.
Jak zwykle rozległy się krzyki:
- No i Newt?
- Kto to jest?
- Mamy nowego świeżaka czy robią sobie z nas żarty?
W końcu i Minho postanowił się wtrącić:
- Co jest stary? Zobaczyłeś Bóldożercę w makijażu czy coś równie pięknego, że ci głos odebrało?
Jedyna dobra rzecz to ta, że Azjata, pomimo małego zatargu z naszą przyjaciółką, nie stracił swojego sarkazmu i poczucia humoru zrozumiałego tylko dla wtajemniczonych.*MINHO*
Postanowiłem się w końcu odezwać, bo blondyn w Pudle nie dawał znaku życia. Pokierowany ciekawością, zajrzałem do środka. Na dnie metalowej klatki leżał zdezorientowany chłopak. Na oko miał gdzieś około 16 lat, zmierzwione ciemno blond włosy i bardzo zielone oczy. Rozglądał się dookoła, mamrocząc coś pod nosem. Zobaczyłem też Newta. Mój przyjaciel kucał obok świeżucha i mówił coś do niego.
Dokoła mnie sztamaki zaczęły naśmiewać się z nowego i pokazywać go sobie palcami. Postanowiłem nie interweniować, bo w końcu każdy z nas przeżył coś takiego, kiedy wyjechał Pudłem na górę. Była tylko jedna osoba w całej Strefie, która tego nie doświadczyła.
I teraz ta niedouczona, zbyt (na mój gust) empatyczna osoba przepchnęła się przez tłum rozgadanych Streferów i nie bacząc na nawoływania moje, Willa i Jema, wskoczyła za Newtem do środka klatki.
Uznałem więc, że trzeba kontrolować sytuację i nie opuszczałem swojego "posterunku" przy jednym ze skrzydeł Pudła. Było stamtąd widać wszystko jak na dłoni.
Doskonale słyszałem jak nowy gada po... francusku? Co? A potem jeszcze dziwniejsza rzecz. Jak Cami mu odpowiada. Po francusku.
- Détendez-vous. Je ne vais pas vous faire du mal. Quel est votre nom?*
- F-fabien - odpowiedział chłopak, patrząc na nią podejrzliwie, choć i nie bez strachu. W sumie mu się nie dziwię. - Que fais-je ici? Quel est cet endroid?**
- Je vais vous expliquer tout ce que plus tard. Je dois d'abord supporter les vos blessures.***
Nowy (Fabien? Co to za imię?) pokiwał powoli głową i pozwolił się wyciągnąć z Pudła. Potem razem z Cami, która po drodze złapała Jema za ramię i pociągnęła za sobą, ruszył w stronę szpitala. Dopiero teraz zauważyłem, że na kości potylicznej miał niewielką ranę. Włosy wokół niej były posklejane krwią. Ojej.
Przeżywałem wewnętrzny konflikt: iść za nią czy zostać? Przecież ten smrodas może jej coś zrobić. Co z tego że jest nowy. Tacy są najgorsi - wiem z doświadczenia. Ale z drugiej strony jest z nią tam Jem, a jemu ufam i wiem, że w życiu by nie pozwolił, żeby coś jej się stało.
Patrzyłem na nią, jak powoli się oddalała. W słońcu jej proste, opadające na plecy kruczoczarne włosy wydawały się lśnić, a jej figura nawet z tyłu wydawała się tak perfekcyjna jak zawsze.
Will i Newt chyba wiedzieli co mnie gryzie, bo podeszli do mnie i popchnęli mnie do przodu tak mocno, że wystrzeliłem jak z procy.
Nasi przyjaciele wraz ze świeżuchem zdążyli wejść już do Bazy i teraz wdrapywali się na piętro, tam gdzie mieścił się szpital. Przyspieszyłem i wpadłem do budynku, a potem pognałem po schodach przeskakując po dwa stopnie na raz. Podszedłem do drzwi i zajrzałem do pomieszczenia.
No nie wierzę! Ten palant siedział sobie na krześle, a Cami skakała wokół niego jakby co najmniej pociąg towarowy go potrącił. Szczebiotali sobie po francusku. Bosko! (tu inspiracją moją panią od matematyki 😂 - od aut.) Jema nie było - pewnie poszedł po bandaże. Mam nadzieję, że szybko wróci, bo jak nie, to chyba nie wytrzymam długo i pokażę temu świeżakowi gdzie jego miejsce. Bo na pewno nie przy mojej Cami. Niedoczekanie!*CAMI*
Posadziłam Fabiena na krześle, bo nie znalazłam nic innego w tym naszym szpitalu. Tak, bez problemu mogę mówić "naszym". Tydzień temu odbył się przydział i zostałam nowym Plastrem, choć na razie na stażu, przynajmniej Will ciągle tak mówi. Cieszę się z posady, bo to najlepsze, co mogło mi się trafić. W życiu nie chciałabym pracować z Winstonem. Podczas terminu u niego odkryłam o sobie kilka nieznanych mi wcześniej faktów, między innymi to, że choć nie brzydzę się krwi, to nie mogę patrzeć jak jakieś biedne zwierzę jest tak po prostu zarzynane. Odpada. Budolem bym nie została, do tego musiałby mnie lubić Gally, a mamy na pieńku już od początku, kiedy to dałam mu w twarz, bo powiedział Willowi, że byłam z Minho w Labiryncie. Co do Zwiadowców, ta robota to też nie dla mnie. Po pierwsze: ranne wstawanie. Jestem śpiochem jakich mało. Po drugie: moja fatalna kondycja - padłabym na ryj po paruset metrach, gdybym chciała dotrzymać im kroku. Po trzecie: Minho. Tak, powiedziałam to. Nie bardzo mam teraz ochotę spędzać z nim całe dnie, nie wspominając już o fakcie, że byłby moim Opiekunem. Uchowaj Boże.
Tak więc blondyn grzecznie siedział na krześle, a ja przemywałam mu delikatnie ranę, przy okazji posyłając Jema po bandaże. Rozkazuję własnemu Opiekunowi. Kurczę, tylko jak tak potrafię. No i Will, ale oni z Jemem przyjaźnią się od niepamiętnych czasów, więc się nie liczy. Udało mi się uspokoić Fabiena na tyle, żeby dowiedzieć się, że nic nie pamięta, że ranę zrobił sobie, gdy poleciał na stalową skrzynię w Pudle i że mam ładne oczy. Gdy powiedział to ostatnie zachichotałam cicho, a z tyłu dobiegło mnie stłumione parsknięcie. Odwróciłam się na pięcie, z wodą utlenioną w jednej ręce i gazikiem w drugiej i krytycznym wzrokiem spojrzałam na czającego się w drzwiach Azjatę.
- A ty co? Szczęścia szukasz czy ci się pokoje pomyliły? - rzuciłam dość ostrym tonem, bo miałam go już dość.
Ten po prostu podszedł do mnie, nachylił się (bo jednak był trochę wyższy. Ale podkreślam - trochę!) i szepnął mi do ucha:
- Ładnie wyglądasz, kiedy się złościsz.
A potem wyszedł jak gdyby nigdy nic, pozostawiając mnie w stanie osłupienia.***
* - Nie bój się. Nie zrobię ci krzywdy. Jak masz na imię?
** - Co ja tu robię? Co to za miejsce?
*** - Później ci wszystko wyjaśnię. Najpierw muszę opatrzyć twoje rany.Hej, hej! Wróciłam! W poprzednim "rozdziale" tłumaczyłam swoją nieobecność, więc teraz nie będę się znowu produkować😉 Żeby Wam to wynagrodzić, starałam się napisać dłuższy. Myślę, że w ferie uda mi się wstawić jeszcze jeden. Jeśli w moim pięknym francuskim są jakieś błędy to przepraszam - to tłumacz Google, więc może być trochę niepoprawnie. Jeśli macie wolne tak ja ja, moi Streferzy, to życzę dużo fajnych pomysłów na wykorzystanie tego czasu albo udanych wyjazdów. Jeżeli ferie już Wam minęły, to nie pozostaje mi nic innego, jak powiedzieć: ciekawych i owocnych lekcji oraz mało prac domowych i klasówek! Buźka :*
![](https://img.wattpad.com/cover/72261255-288-k483363.jpg)
CZYTASZ
Fearless||TMR
ФанфикBiegłam. Myśl, nakazałam sobie w duchu. Oddychaj. Obejrzałam się przez ramię i w ciągu sekundy moje opanowanie diabli wzięli. To było tuż za mną. I zbliżało się w zatrważającym tempie. Gdzie są moi przyjaciele, kiedy akurat są potrzebni?! Dotarłam d...