14. Wybacz, chyba nie rozumiem

299 16 3
                                        

*MINHO*
Po tym jak Cami bezceremonialnie wyprosiła nas z pokoju, Will zaciągnął mnie do lasku. Pogadaliśmy chwilę i w ciągu tej krótkiej konwersacji ten podstępny Judasz ("Miasto Kości" Cassandra Clare ~ Jace😂) 5 razy usiłował wyciągnąć ze mnie co mnie łączy z Cami. Ogarniam, że on się o nią martwi (w końcu to z nim młoda ma najlepszy kontakt, więc to normalne, że brunet traktuje ją jak swoją młodszą siostrę), ale, na litość boską, ile można?! Potrzebuję porozmawiać z Newtem. On zawsze daje mi dobre rady. Szkoda tylko, że on teraz gada z Cami. A co jeśli źle ich zrozumiałem i ona wcale mnie nie kocha? Co jeśli teraz ma mnie za jakiegoś zboczeńca, który u niej spał? Miałem wrażenie, że moje trybiki zaraz się przegrzeją. I to chyba było widać.

*JEM*
Kiedy Cami się uspokoiła, poszliśmy na śniadanie. No, dziś Patelniak się postarał - podał nam naleśniki, ale nie takie jak zwykle. To były naleśniki bogów (dokładny cytat z zachwyconej Camille). Chrupkie na na brzegach, ładnie przypieczone i takie delikatne, no mówię wam. Dodatkowo jeszcze na każdym stole stały pojemniczki z dżemami (truskawkowym, brzoskwiniowym i śliwkowym) oraz z syropem klonowym, a obok nich kubeczki z cukrem i cukrem pudrem. Poczułem się jak w jakiejś restauracji, serio. Byłem w trakcie konsumpcji czwartego naleśnika z dżemem brzoskwiniowym, gdy nagle ktoś mnie pchnął, a mój nos wylądował w talerzu. Okazało się, że to moja śmieszna pielęgniarka postanowiła się zemścić nie wiem za co.
- No ja pierkwaczę - wykrztusiłem z twarzą w naczyniu.
- A ty przeklinasz czy kaczkę udajesz? - spytała Cami wcale nie powstrzymując śmiechu.
Może moja godność jeszcze nie przepadła, będę musiał poszukać jej gdzieś na podłodze.
Wstałem, by zjeść mojego ostatniego naleśnika, ale ze zdumieniem odkryłem, że przedziwnym sposobem zniknął on z talerza.
Odwróciłem się i pierwszym, co zobaczyłem był Will beztrosko chrupiący MOJE śniadanie.
Postanowiłem jednak nie reagować złością i zdecydowałem się na mały eksperyment. Jak gdyby nigdy nic wstałem i skierowałem się w stronę wyjścia ze stołówki. Byłem ciekaw czy któreś z nich pójdzie za mną. Po cichu liczyłem na Cami, bo chciałem skończyć rozmowę. Nie było mi to dane. Przeliczyłem się.
Gdy po kilku krokach odwróciłem się i spojrzałem na nasz, teraz ich, stolik. Wydawali się całkowicie zajęci robieniem kawału Gally'emu. Nikt mnie nie kocha.
Wyrzuciłem ręce w górę i, przewracając oczami, skierowałem się do szpitala, bo pewnie zaraz zaczną się tam zlatywać potrzebujące plastra, bandaża albo nastawienia złamanej kości w stopie (to tylko taki przykład) sztamaki.

*CAMI*
Po śniadaniu poszłam do lasku pod moje ulubione drzewo. Potrzebowałam chwili samotności, żeby przemyśleć pewne kwestie, które od dłuższego czasu nie dawały mi spokoju. Po chwili zaczęłam sobie cicho podśpiewywać.

Are you, are you
Coming to the tree,
When they strung up a men
They say who murdred three.
Strange things did happen here
No stranger would it be.
If we met at midnight
In the hanging tree.

Are you, are you
Coming to the tree,
Where the dead men called out
For his love to flee.
Strange things did happen here
No stranger would it be.
If we met at midnight
In the hanging tree.*

- Ładnie śpiewasz - rozległ się w dole głos Minho, który pojawił się nagle, prawie przyprawiając mnie o palpitacje. - Szkoda tylko, że takie smutne.
Odwróciłam się od niego, żeby ukryć rumieniec i zaczęłam schodzić z drzewa. Azjata czekał na mnie i gdy skoczyłam z ostatniej gałęzi złapał mnie delikatnie i postawił na ziemi. Otrzepałam się i stwierdziłam:
- Poradziłabym sobie sama. Jestem samowystarczalna.
- Możliwe. Albo samowystarczalnie byś spadła i zupełnie sama skręciła sobie kark.
- Pff - prychnęłam cicho, ale w duchu wiedziałam, że miał trochę racji. Tylko, że w życiu bym nie przyznała tego na głos.
- Co ty tu robisz? - spytał Minho, jakby od niechcenia.
- A co ty tu robisz?
- Zadałem pytanie pierwszy - odparł z uroczym uśmiechem, starannie unikając odpowiedzi.
- Ugh, no dobra. Przychodzę tu, żeby pomyśleć, w spokoju posiedzieć i przeanalizować wszystko we własnym i tylko własnym towarzystwie. Tutaj mogę się wyciszyć, zapomnieć o tych problemach. Albo pośpiewać - specjalnie zaakcentowałam ostatnie słowo, na co mój towarzysz wykrzywił usta w uśmiechu.
- Wow - skomentował. - Niezła przemowa.
Teraz to ja się uśmiechnęłam, unosząc lekko głowę, by móc spojrzeć w jego czarne oczy. 
- To dobrze. Chyba nie mam nic na bis.
- Rozgryzłaś mnie - stwierdził pogodnie, takim tonem jakby mówił to machinalnie.
- Wybacz, chyba nie rozumiem - odrzekłam skonsternowana.
- Jesteś jedyną osobą w Strefie, która potrafi mi dorównać, ba! wręcz bije mnie czasem na głowę w słownych utarczkach. Ale nie spodziewałem się, że tak szybko znajdziesz moją samotnię.
Uniosłam wyczekująco brwi.
- To drzewo - podjął, wskazując na rozłożysty dąb za moimi plecami, ten sam, na którym zwykle myślałam. - Odkąd pamiętam przychodzę tu, by coś przemyśleć albo gdy potrzebuję spokoju.
Mówił bez wahania, a w jego oczach widziałam jakby otwarte drzwi. Drzwi do innego świata. Do jego świata. I sprawiał wrażenie, że chce się nim ze mną podzielić. Siedziałam więc cicho, uważnie wpatrując się w jego twarz i czytając z mimiki.
- Wiesz, że przychodzę tu też marzyć? - spytał, zadziornie wyginając kąciki warg. - Wyobrażasz sobie? Ja i marzenia? - Nie odpowiedziałam, wciąż chłonąć każde jego słowo. - A jednak. Tak wiele nas łączy - dodał, spoglądając mi głęboko w oczy.
Słyszałam gdzieś powiedzenie, że komuś dusza z oczu wygląda. W przypadku Minho tak właśnie było.
Nie mogąc się powstrzymać wspięłam się na palce i złożyłam na jego miękkich ustach delikatny pocałunek.
A potem uciekłam.
***
* Igrzyska Śmierci - The hanging tree (idk czy dobrze napisałam, jakby co, to poprawiać)
Hej, hej, hej! Powracam! Wszystkiego najlepszego w nowym roku, moi mili😘 Mam nadzieję, że udał Wam się Sylwester :) Buźka :*

Fearless||TMROpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz