5. Co tu się dzieje!?

496 20 2
                                        

Spojrzałam skonsternowana na Minho. Ten w odpowiedzi odwrócił wzrok. Stał teraz odwrócony do mnie swoim lewym profilem i patrzył na mury. Słońce padało na jego twarz. Zaskakująco dobrze wygląda w tej pozycji... STOP! Cami, o czym ty myślisz?! Zerknęłam jeszcze raz. Dalej gapił się na te cholerne mury. Postanowiłam zaryzykować.
- Minho? - zaczęłam niewinnie - Newt jakoś szybko nas opuścił, nie sądzisz?
Brak odpowiedzi. Uznałam, że mogę mówić dalej.
- Możesz mi łaskawie wyjaśnić, co się tutaj właściwie stało?
Obrzucił mnie badawczym spojrzeniem.
- Masz dużo pytań - stwierdził.
- Ale nie mam odpowiedzi - odparowałam, bo już zaczynał mnie drażnić.
- Oj Njubi, Njubi. Ja wiedziałem, że sarkazm to nieobce dla ciebie zjawisko. Niusiek poszedł do Alby'ego. Pewnie zwołają Zgromadzenie.
- Ogay... Po pierwsze: co to Zgromadzenie? Po drugie: kto to Alby? Po trzecie: Niusiek? Serio? Aż tak nisko upadłeś?
- Haha - stary dobry sarkazm - Dobra świeżuchu, no to tak: po pierwsze: Zgromadzenie to takie nasze zebranie, na którym omawiamy ważne sprawy - zaczął tłumaczyć Azjata. - Po drugie: Alby to nasz Przywódca. Szefunio, jak wolisz. To on tu rządzi. Po trzecie: tak. Coś nie pasuje? - zrobił taką zabawną minę, że nie wytrzymałam i, mimo woli, parsknęłam śmiechem. Plan subtelności diabli wzięli.
- Nie wiem, może... A ty masz jakąś ksywkę? Minhoś? - spytałam, uśmiechając się chytrze.
- I to ja nisko upadłem... - skrzywił się Azjata i wyrzucił ręce w górę. Jednak po chwili te ręce znalazły się kolejno: jedna na moich ustach, druga na mojej talii. Chłopak przewrócił mnie na ziemię i zaczął łaskotać, krzycząc przy akompaniamencie złożonym z moich chichotów:
- Zginiesz za to Cami! Oj, marny twój koniec!
O co cały ambaras? Odpowiedź jest całkiem prosta i niewinna. Otóż zaczęłam drzeć się na całą Strefę MINHOŚ! MINHOŚ! i chyba ktoś to usłyszał, a sądząc po śmiechach (oczywiście z mojego towarzysza), nawet paru ktosiów. Tak więc za to teraz leżę na trawie (po raz kolejny zresztą) i przeżywam męki łaskotana przez Minho (po raz kolejny zresztą).
Nagle jakaś tajemnicza siła ściągnęła ze mnie żądnego zemsty Azjatę. Podniosłam się na łokciach i spojrzałam w górę na wybawcę. Will. No tak. Posłał mi jeden z tych swoich zniewalających uśmiechów i wyciągnął rękę. Przyjęłam dłoń i wstałam z ziemi.
- Dzięki - rzuciłam w kierunku chłopaka. - Ale poradziłabym sobie i bez twojej pomocy.
- Nie wydaje mi się - stwierdził nadal się uśmiechając.
- Hm. Tak czy inaczej, dziękuję wybawco.
- Nie ma sprawy. Musimy sobie pomagać - skwitował. - Inaczej nie przeżylibyśmy długo. Wiesz, ja...
Niestety (albo stety), nie dowiedziałam się, bo wrócił Newt.
Spojrzał na "obrażonego" Minho, na uśmiechającego się Willa, aż w końcu na mnie. Uświadomiłam sobie szybko, że nadal ściskam dłoń Willa. Puściłam ją, lekko się rumieniąc. DLACZEGO SIĘ ZARUMIENIŁAM???! Głupio się czułam, wobec tego przeniosłam, po części zaciekawiony, po części zaniepokojony, wzrok na blondyna. Ten zawahał się, nerwowo wodząc wzrokiem od Minho do Willa, jakby szukając pomocy. Co tu się dzieje!?
- Emm... Ten, no... - zająknął się Newt. - Rozmawiałem z Alby'm. Jutro rano Zgromadzenie, a na razie...
- Co na razie?! - spytał Will z niepokojem w głosie.
- Cami musi iść do Ciapy.

***

Badum tss! Się porobiło :) Co do rozdziałów, to postaram się wrzucać jakoś co dwa/trzy dni. Ale zastrzegam, że mogą się one pojawiać nieregularnie (czasem wcześniej, czasem później). Buźka :*

Fearless||TMROpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz