10. No biegnę, biegnę!

393 24 6
                                        

Otworzyłam leniwie oczy. Mmm, ciepło. Miło. Wygodnie. Zaraz, zaraz, przecież zasnęłam oparta o drzewo. Zerknęłam w dół. Oooo, kocyk. Ktoś musiał mnie przykryć, gdy spałam. Ciekawe kto? Ale nie czas teraz na rozmyślania. Trzeba wstać.
Stanęłam na nogi i przeciągnęłam się, ziewając głośno. Potem, na wpół śpiąca, powlokłam się na śniadanie. Gdy byłam już w stołówce, zerknęłam na zegar. Coo?!? 5.27?! Idę spać, nie ma opcji.
W połowie drogi natknęłam się na Minho. Wprost tryskał energią. Pajac z plecakiem.
- O, Cami! - zawołał na mój widok. - Jak dobrze, że już jesteś na nogach! W takim razie zmiana planów i dzisiaj biegniesz ze mną do Labiryntu.
- Co? - spojrzałam na niego sennie.
- IDZIESZ ZE MNĄ DO LABIRYNTU!
- Wal się człowieku - zaprotestowałam. - Ja idę spać!
- O nie, moja droga. Idziemy do Alby'ego i załatwiam ci staż.
- Minho, kretynie, jest wpół do szóstej! - ryknęłam mu do ucha rozeźlona. Ale muszę przyznać, już nie chciało mi się spać. Co za palant.
Azjata spojrzał na mnie i uśmiechnął się promiennie. No nie! Byłam tak wściekła, że gdyby to było możliwe, buchałby mi z uszu szary dym, a ten się szczerzy jak głupi do sera.
- No nie fochaj się - trącił mnie łokciem w bok. Gdy nie odpowiedziałam, objął mnie ramieniem i przygarnął do siebie, mówiąc:
- Chodź moja mała złośnico. Idziemy do szefunia.
***
- Noo.. Nie wiem Minho - Alby nie był zachwycony pomysłem rozentuzjazmowanego chłopaka.
- Mówiłam - wtrąciłam szybko.
Minho, nie przestając się uśmiechać, odparował:
- Niby czemu?
- Bo wiesz, to może być dla niej niebezpieczne.
- Ona sobie poradzi - stwierdził Azjata z tak wielkim przekonaniem w głosie, że aż mnie to zaskoczyło.
- Na twoim miejscu nie byłbym taki pewny - odparł Alby, a gdy na mnie popatrzył, dostrzegłam w jego oczach... troskę? Niee, musiało mi się coś przywidzieć.
- Jest twarda! - upierał się Azjata.
- Ale może...
Miarka się przebrała.
- Czy możecie przestać rozmawiać tak, jak gdyby mnie tu nie było?! - przerwałam im gwałtownie.
Spojrzeli na mnie, zdziwieni miom wybuchem.
Popatrzyłam wyzywająco w oczy najpierw jednemu, potem drugiemu. Nic nie powiedzieli.
Minho nerwowo podrapał się po karku, a Alby spojrzał na mnie przepraszającym wzrokiem.
- Tiaa... - przerwał w końcu ciszę przywódca. - Chyba się troszkę zagalopowaliśmy, ale nadal uważam, że to zły pomysł.
- Uda jej się! - obstawał przy swoim Azjata. - Biorę na siebie całą odpowiedzialność - dodał i popatrzył na ciemnoskórego chłopaka oczami szczeniaczka.
Ten chyba zrozumiał, że Minho nie zmieni zdania. Westchnął zrezygnowany i z miną pokonanego rzekł:
- No dobra. Ale jeśli coś się stanie - zastrzegł - wyciągnę wobec ciebie stosowne konsekwencje.
- Ogay.
***
Dreptałam za Minho ze spuszczoną głową w stronę Pokoju Map. Miał mi dać ekwipunek. Gdy dotarliśmy na miejsce, chłopak kazał mi usiąść, a sam zszedł do jakiegoś pomieszczenia. Po chwili był już z powrotem z plecakiem że przerzuconym przez ramię i wielkim pudłem w rękach.
Rzucił wszystko na podłogę u moich stóp.
- Dobra, młoda - wyjął z pudła parę butów. - Jaki masz rozmiar?
Spojrzałam na niego zdezorientowana, ale zaraz zrozumiałam, o co mu chodzi. Zdjęłam buta i zerknęłam na podeszwę.
- 38.
Azjata pogrzebał trochę w pudle i po chwili wyprostował się z triumfalnym wyrazem twarzy.
- Ha - podał mi obuwie. - Masz farta, ostatnia para z tego rozmiaru.
Złapałam buty i przyjrzałam się im dokładnie. Lekkie, za kostkę. Założyłam i wstałam. Byłam zaskoczona, gdy zrobiłam parę kroków, bo obuwie, mimo że lekkie, doskonale usztywniało stopę, zapewniając przy tym swobodę poruszania. Więc mogę być pewna że nogi w kostce nie złamię. Podskoczyłam kilka razy z zadowoloną miną.
- Jak tam Cami? - rzucił Minho, obserwując moje poczynania. - Trenujesz balet?
Spojrzałam ma niego figlarnie i okręciłam się wokół własnej osi. Efektowny piruet, a potem ukłon.
- Nie muszę trenować. W tej sztuce nie mam sobie równych - odpyskowałam.
Chłopak parsknął śmiechem, ale skłonił się i podał mi rękę. Zaczęliśmy walcować po pokoju, zaśmiewając się w głos.
Nagle do środka wparował Newt. Przystanął ogłupiały, patrząc na nasze wyczyny.
- Co wy tu robicie? - spytał, ledwo panując nad głosem. Wyraz twarzy miał tak komiczny, że zaczęliśmy rechotać bez opamiętania. - Powiedziałem coś nie tak?
Minho podszedł do przyjaciela i położył mu dłoń na ramieniu.
- Nie chcesz wiedzieć sztamaku.
- Chcę.
- Na własną odpowiedzialność. No więc my... - Azjata celowo przeciągał zgłoski - ...szykujemy się na małą wycieczkę.
- Ach tak? - żachnął się Newt. - A dokąd to?
- Do Labiryntu.
Blondynowi na moment dosłownie odjęło mowę.
- Zabierasz Camille do Labiryntu? - użył mojego pełnego imienia. Ojjj, Minho, masz przekichane.
Azjata popatrzył wyzywająco na przyjaciela.
- Mam pozwolenie od szefunia - oświadczył z miną ważniaka.
- A ile go męczyłeś? - spytał Newt z przebiegłym wyrazem twarzy.
- Męczyłem? Jak śmiesz posądzać mnie o coś takiego?!
- Znam cię ponad rok i mam podstawy.
Minho skrzywił się i nie odpowiedział.
- Nie ważne - podjął w końcu. - Mam powolenie, zabieram ją, a ty się nie wtrącasz smrodasie.
- Ogay. Tylko później nie proś mnie o pomoc.
- Ogay.
Newt był już w drzwiach.
- Ej, Niusiek! - zawołał Azjata, na co blondyn się odwrócił. - Tylko nie mów nic Willowi ani Jemowi, a już w szczególności Willowi. Gość mi łepetynę urwie jak się dowie.
Rozmówca roześmiał się.
- No, w to nie wątpię - jednak zgodził się zachować naszą małą eskapadę w tajemnicy.
Gdy nasz przyjaciel wyszedł, poszliśmy do Patelniaka po jedzenie i picie.
***
*MINHO*
- Czemu myślisz, że Will urwie ci głowę? - spytała dziewczyna, gdy ramię w ramię przemierzaliśmy korytarze Labiryntu. Moją uwagę przykuł fakt, iż oddycha ona miarowo i wcale nie wydaje się być zmęczona. Ma dobrą kondycję, nie ma co.
- No bo wiesz... On cię traktuje jak młodszą siostrę. Nie dałby mi żyć za to, że cię tu zabrałem, a już gdyby ci się coś stało, to wolę nawet nie myśleć, co gość by mi zrobił.
Moja towarzyszka zachichotała.
Przeniosłem wzrok na nią. Rany, ale ona jest śliczna. I te oczy... Ogarnij się kretynie! O czym ty myślisz?!
Po upływie mniej więcej godziny zatrzymaliśmy się na postój.
- Cami?
- Tak?
- Jak uważasz: Newt się przepracowuje czy ja mam urojenia?
Popatrzyła na mnie w skupieniu.
- Zdecydowanie się przepracowuje! - odpowiedziała bez wahania. - Skąd ci przyszło do głowy, że masz urojenia?
- Nasz kochnany przyjaciel mi to powiedział, gdy zarzuciłem mu, że bierze na siebie za dużo.
- Na seerioo? - zrobiła wielkie oczy. - Nie możemy tak tego zostawić! Musimy coś wymyślić! A jak Niusiek się nie zgodzi, to go zamkniemy w Ciapie, żeby nic nie robił!
Patrzyłem na nią z podziwem. Troskliwa, sarkastyczna, pełna energii, odważna i wygadana, a do tego przyjacielska i pomocna. No ideał.
- Minho, kumplu - ał, zabolało - chyba się zbieramy, co? - zabrała głos wyrywając mnie z rozmyślań.
- Co? A, tak.
Zerwaliśmy się z ziemi i ruszyliśmy z powrotem w stronę Zachodnich Wrót.
Nagle, zza ostatniego zakrętu wyłoniło się 3 Bóldożerców. Zobaczyli nas i rozpoczęli pogoń.
Biegliśmy cholernie szybko, skręcając jak popadnie, a oni wciąż deptali nam po piętach. Aż w końcu, po kilkunastu skrętach straciłem ją z oczu

*CAMI*
Biegłam. Myśl, nakazałam sobie w duchu. Oddychaj. Obejrzałam się przez ramię i w jednej chwili moje opanowanie diabli wzięli. To było tuż za mną. I zbliżało się a zatrważającym tempie. Gdzie są moi przyjaciele, kiedy akurat są potrzebni!? Dotarłam do skrzyżowania. Miałam ułamek sekundy na decyzję. Skręciłam w prawo.
Nagle poczułam, że czyjeś ręce zaciskają się wokół mojej talii. Chciałam krzyknąć, ale zasłonięto mi usta.
- Cii - szepnął ktoś.
Kreatura pobiegła dalej. Słyszałam jak chrzęszcząc oddala się korytarzem. Obejrzałam się na niedoszłego napastnika... i zamarłam. Przypomniałam sobie słowa chłopaków.
- Thomas? - spytałam z niedowierzaniem.
- Tak.
- Dzięki. Ale czego właściwie ode mnie chcesz?
- Chcę cię ostrzec. Posłuchaj, nic już nie będzie takie jak kiedyś. Koniec jest blisko. Helen chciała się z tobą spotkać osobiście, ale nie dała ra...
- Helen? - przerwałam mu. - Znasz moją siostrę?
- Tak. Miałem ci tylko przekazać, że tu nie jest bezpiecznie, ogay?
Zanim zdążyłam się odezwać, rozległo się wołanie. Minho mnie szukał.
Thomas złapał mnie za ramiona i spojrzał mi w oczy.
- I pamiętaj, dla własnego dobra nikomu nie mów o tej rozmowie.
- Cami? - on stał za mną. - Jesteś cała?
- Ja... - obejrzałam sie na Thomasa, ale po nim nie było ani śladu. - Taak, jest ogay.
- To dobrze. Cholernie się o ciebie bałem. Chodź - podał mi rękę i pomógł wstać. - Wracamy do Strefy.
Podczas biegu się uspokoiłam.
- Cami? - zaczął Azjata, gdy byliśmy przed Wrotami. - Wiesz, wolałbym, żebyś mie mówiła Alby'emu o naszej małej przygodzie.
Kiwnęłam głową.
- No to dawaj! - krzyknął chłopak i sprintem pokonał ostatnią prostą.
- No biegnę, biegnę! - odkrzyknęłam i po chwili przekroczyłam Wrota.
Z powrotem w domu.
Jednak cały czas nie dawała mi spokoju sprawa z Helen i Thomasem. Muszę się komuś wygadać. Beznadzieja. Gdyby tylko była taka osoba... Już wiem! Muszę znaleźć Willa.
***
Witam po długiej przerwie☺Najpierw wakacje, potem mała przerwa z internetem i mamy ponad miesiąc, odkąd wstawiłam ostatni rozdział. Sorka😢. Teraz w wakacje będą się one pojawiać częściej, jednak w roku szkolnym może być trochę trudniej. Ale postaram się. Przepraszam raz jeszcze. Buźka :*

Fearless||TMROpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz