Odchodzę wolnym krokiem do domu. Nie śpieszy mi się za bardzo. Chcę pomyśleć. A raczej nie myśleć. Po chwili zaczynam biec. Sławię fakt, że po powrocie ze szkoły chciało mi się przebrać, bo nie przetrwałabym w jeansach, o koturnach nie wspominając. Biegnę we własnym rytmie, wystukując stopami rytm piosenki, która leci obecnie w moich słuchawkach. Nawet nie zauważam kiedy przyspieszam. Nawet nie zauważam kiedy przekraczam granice miasta. Nawet nie zauważam, kiedy biegnę kilometry po postu nie myśląc. W pewnym momencie tylko jeden dźwięk przebija się przez muzykę w moich uszach. Dźwięk klaksonu. Potykam się i upadam dosłownie przed maską wyjeżdżającego z podjazdu samochodu. Na szczęście jego kierowca ma szybki refleks i udaje mu się mnie nie przejechać. Zdyszana i przerażona wpatruję się w maskę pojazdu przede mną. Wychodzi z niego w pośpiechu mężczyzna w średnim wieku. Czarne włosy ma lekko przypruszone siwizną, ale z wyjątkiem tego i kilku zmarszczek wokół oczu i ust czas nie odcisnął za nim piętna. Nadal szczupły i silny z tego co widzę.
- Wszystko dobrze, panienko? - podchodzi do mnie i wyciąga do mnie rękę. Jestem w stanie jedynie kiwnąć głową. - Nie powinnaś tak wybiegać. - uśmiecha się słabo - Chodź, zrobię ci herbatę na uspokojenie. Potem mój syn odwiezie cię do domu, dobrze?
Ponownie kiwam głową. Teoretycznie nie powinnam ufać temu mężczyźnie, ale coś w nim jest tak znajome, że nie czuję ani odrobiny strachu.
Mężczyzna pomaga mi wstać. Dziękuję mu uśmiechem.
- Skąd jesteś? Nie widziałem cię tu nigdy. - prowadzi mnie wzdłuż podjazdu do domu.
- Mieszkam w mieście. Jakieś dwa kilometry od Winchester High School. - odpowiadam słabo. Mężczyzna kiwa głową.
- Mój syn też chodzi do tej szkoły. - mamrocze cicho i wprowadza mnie do domu. Pokazuje mi bym usiadła. Nieświadomie wykonuję jego polecenie. Mimo, że nic mi się nie stało, nadal jestem w szoku. Gdyby ten mężczyzna nie zatrzymał się w porę, prawdopodobnie bylibyśmy w drodze do szpitala. Mężczyzna wstawia wodę na herbatę i po chwili ją zalewa. Stawia ją przede mną z uśmiechem. - Zaraz wracam - mówi.
Pospiesznie wychodzi. Po kilku minutach słyszę kłótnie na ganku. Głos osoby, z którą rozmawia mężczyzna wydaje mi się znajomy, ale nie poświęcam temu więcej uwagi. Herbata stygnie, a ja wpatruję się w parę płynącą powoli w górę. Nadal jestem trochę wstrząśnięta, chociaż dociera do mnie, że nawet gdyby mężczyzna sie nie zatrzymał pewnie nic wielkiego by mi się nie stało. Łapię kubek w obie ręce, nie zważając na jej temperaturę. Kocham gorące herbaty.
- Wytłumacz mi jeszcze raz czemu to mam ją odwieść skoro ty jedziesz do mia...? - słyszę od progu kuchni w chwili, gdy do pomieszczenia wchodzi mężczyzna, a za nim jego syn. Zamiera w pół słowa, kiedy nasze spojrzenia się krzyżują - A co ty tu robisz?
- Aaron? - z moich ust wypada jakże inteligentna odpowiedź.
- Znacie się? - pyta pan Hunter, a jego szczupła twarz, tak zadziwiająco podobną do syna, że aż się dziwię, iż ich nie skojarzyłam, rozjaśnia uśmiech - Dobrze. Aaron odwieziesz ją.
- Czym? - rzuca ze sztuczną nonszalancją - Bierzesz samochód.
Przyglądam się ich kłótni. Aaron zawsze miał wszystko gdzieś, nie unosił się, ale przy ojcu wyraźnie ogarnia go wściekłość. Jestem ciekawa co się stało między tą dwójką, zwłaszcza, jeśli nie zauważam żadnego śladu kobiecej ręki w tym domu, ale nie mam odwagi pytać.
- Po coś kupiłem ci motor - rzuca ojciec i kieruje się do wyjścia.
- Motocykl. - Poprawia go twardo. - Mam odwieźć motocyklem dziewczynę, której o mało nie potrąciłeś?
CZYTASZ
Black Sheep, have you any soul?
Romance"Jeszcze niedawno jego towarzystwo mnie irytowało, jednak wczoraj... Jego zachowanie w stosunku do ojca, to jak jego charakter potrafił się nagle zmienić. Zaintrygował mnie, pragnę dowiedzieć się co siedzi w jego głowie. Poznać jego motywy, marzenia...