Rozdział 9

146 20 18
                                    

- Panno Ravin, co jest tak interesującego na końcu klasy, że pochłania to więcej pani uwagi, niż lekcja?

Potrząsam głową i wracam spojrzeniem na nauczyciela. Wytrzymuję jego wzrok, lekko unosząc prawą brew. Nie komentuje już i kontynuuje lekcje. Staram się skupić, ale puste krzesło w najdalszym rzędzie aż się prosi o patrzenie w jego stronę.

Na przerwie, w drodze do klasy biologicznej wysyłam Aaronowi esemesa. Myśl, że go nie ma w szkole nie daje mi się skupić ani trochę.

Podczas lunchu, który spędzam z Noah i Stephanie dostaję odpowiedź. Sprawy rodzinne. Marszczę brwi. Coś się dzieje z jego ojcem? Znów sie kłócą? Coś poważniejszego? Kręcę głową. Prawdopodobnie się nie dowiem, Aaron nie powie mi o co chodzi.

- Coś nie tak, Lani? - pyta Stephanie życzliwym tonem. Okazała się naprawdę sympatyczną osobą. Nie zostaniemy wielkimi przyjaciółkami, ale daję jej i Noah moje błogosławieństwo.

- Nie, nie. - Uśmiecham się słabo. - Wszystko jest okay.

Odpowiada tym samym i wraca do rozmowy z Noah. Nie słucham ich, moje myśli krążą wokół Aarona. Na literaturze siedzę jak na szpilkach i chociaż bardzo aktywnie biorę udział w dyskusji na temat Dumy i Uprzedzenia, to odliczam sekundy do dzwonka. Jak oparzona biegnę do samochodu i wracam do domu. W pokoju zaszywam się z stosem prac domowych, ale wszystko robie automatycznie i z mnóstwem błędów. Kiedy kończę, rzucam się na łóżko i czytam książkę, jednocześnie zastanawiając się nad pytaniem dla Aarona, którego nie zamierzam mu odpuścić. W pewnym momencie się zrywam i sięgam po telefon. Wystukuję szybko Klasyki czy współczesna literatura?. Odkładam telefon obok siebie i kontynuuję czytanie, niecierpliwie czekając aż telefon zawibruje. Po jakimś czasie orientuję się, że czytam jedno zdanie piąty raz i za nic nie wiem czemu główny bohater jest sam z psem niewiadomo gdzie. Zamykam książkę, z zakładką w miejscu gdzie była zanim zaczęłam i włączam swoją ulubioną płytę. Kładę się ponownie na łóżku i wsłuchuję w najpiękniejszy głos na ziemi. Piosenki się kończą, nastaje chwila ciszy aż odtwarzacz nie zacznie od początku. Kiedy słucham chyba siódmej pozycji, coś wibruje koło mojej głowy. Marszczę brwi i sięgam ręką po telefon. Podnoszę go, ledwo unikając wypuszczenia prosto na twarz, i patrzę na migające niebieskie światełko. Moje oczy rozszerzają się do wielkości spodków, szybko odblokowuję telefon i czytam wiadomość. Portret Doriana Gray'a. Marszczę brwi. Nie do końca rozumiem tą odpowiedź. Czyli klasyki? Zastanawiam się chwilę, ale nic mi nie przychodzi do głowy, więc nie mogę sie powstrzymać i odsyłam mu znak zapytania. Ta książka, dostaję odpowiedź, mimo że napisana ponad sto lat temu, odnosi się do naszych czasów aż za bardzo. W skrócie - nie patrzę na rok wydania, jeżeli coś mnie interesuje, nie bardzo obchodzi mnie czy autor napisał to ręcznie, na maszynopisie czy na komputerze. Uśmiecham się lekko. Aż słyszę jego beznamiętny ton, mówi jakby to była najbardziej oczywista rzecz na Ziemi. Telefon po chwili wibruje ponownie. Pod numerem Aarona widnieje pytanie z jego tury: Twoje największe marzenie?

Następnego dnia Aaron spóźnia sie na matematykę. Włosy ma roztrzepane jeszcze bardziej niż zawsze. Nic nie mówi, po prostu siada na swoim miejscu i zatapia się w swoich myślach. Ogarnia mnie dziwna ulga, że widzę go już w szkole. Jednak on nie posyła ani jednego spojrzenia w moją stronę, mimo to czuję, że ktoś obserwuje nas oboje, ale za każdym razem, gdy rozglądam się po klasie, każdy jest skupiony na nauczycielu, zeszycie lub widoku za oknem. Wzdycham i znów zajmuję się bazgraniem po ostatniej stronie zeszytu. Jestem strasznie niewyspana. Wczoraj nie odpisałam Aaronowi, a jego esemes uświadomił mnie w tym, że nie jestem pewna co chcę robić w życiu. Co prawda wiem, co sprawia mi przyjemność, co mnie interesuje. Ale nie mam żadnych planów odnośnie tego, co chcę robić w przyszłości. Te rozmyślania sprawiły, że pół nocy przewracałam się z boku na bok, a drugie pół śniły mi się dziwne sny. Między jednym ziewnięciem, a drugim mechanicznie robię zadania, notatki i mażę po ostatniej stronie. Sytuacja wygląda identycznie na biologii i na każdej innej lekcji. Nawet perspektywa lunchu nie jest w stanie mnie rozbudzić. Ciemne włosy Aarona migają mi przy schodach na balkony. Bez większego zastanowienia kieruję się za nim. Nie trudno go śledzić, bo jest aż nieprzeciętnie wysoki i jego głowa zawsze jest widoczna ponad innymi uczniami. Muszę go zapytać ile ma wzrostu.

Black Sheep, have you any soul?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz