Rozdział 13

96 14 17
                                    

Przez następne dni unikamy siebie nawzajem. Często posyłamy sobie spojrzenia, ale żadne nie zdobywa się na odwagę żeby podejść. Noah za każdym razem, gdy Aaron jest w pobliżu dziwnie się na mnie patrzy, ale nie pyta.

W piątek robimy sobie noc filmową.

- Star Wars, Piraci z Karaibów czy coś Marvela? - pyta Noah, siedząc pośród góry płyt DVD, kiedy dyskutujemy nad tym co będziemy oglądać.

- Powiedz mi ile razy widziałeś Gwiezdne Wojny w przeciągu ostatnich dwóch miesięcy? - Zakłopotanie na jego twarzy jest wystarczającą odpowiedzią. - Piratów oglądaliśmy z dziesięć razy. A na Marvela nie mam ochoty.

Noah jęczy zrezygnowany. Zawsze stajemy przed tym dylematem. Zmieniam pozycję i kładę nogi na oparcie kanapy, a głowę zwieszam nad podłogą. Moje włosy zamiatają posadzkę. Wtedy do moich oczu rzuca się okładka w żółtych odcieniach. A bardziej znajoma twarz na niej widniejąca.

- Co to? - sięgam po płytę, ale nie jestem nawet blisko. Noah łapie o co mi chodzi i bierze opakowanie do ręki.

- Film gangsterski. Widziałem go kiedyś, ale niewiele pamiętam.

- Czy tam jest Obi-wan? - Staram się wyciągnąć głowę żeby coś zobaczyć, ale kończy się to tak, że prawie spadam.

- Tak - mruczy Noah, czytając opis. Po chwili podnosi na mnie wzrok i uśmiecha się. - Bierzemy?

- Bierzemy.

Dwie godziny później rzucam popcornem w telewizor.

- Nie wierzę, że go zamknęli. - Wbijam się w kanapę, z rękoma założonymi na piersi. Noah tylko się śmieje.

- Nic z tym nie zrobisz, Lani. - Wstaje i zabiera miskę z popcornem do kuchni. - Chcesz coś do picia? Na obecną sytuację poleciłbym ci meliskę.

- Zabawny jesteś - mruczę pod nosem. - Ale poproszę.

Wraca po kilku minutach z dwoma parującymi kubkami. Stawia przede mną jeden, z wizerunkiem kota. Sobie wybrał ten, który sami ozdobiliśmy, jak mieliśmy chyba osiem lat. Uśmiecham się na ten widok. U siebie w domu mam podobny.

Noah siada na przeciwko mnie i opierając kubek na kolanie, patrzy na mnie poważnym wzrokiem. Wiem, że nie zamierza zapytać jaki kolejny film oglądamy. Nie chcę nawet odpowiadać na to, które zaraz zada, ale wiem, że bez tego nie wypuści mnie z domu.

- Powiedz mi - rząda, a jego głos kipi z wściekłości. Chcę się odezwać, ale on kontynuuje: - Żebym miał usprawiedliwienie w poniedziałek przed dyrektorem za pobicie go.

- Noah - jęczę. - Nie będziesz nikogo bił. Powiem ci wszystko. Ale, proszę, nie rób mu krzywdy.

- Postaram się - warczy. Kiwa głową żebym zaczynała.

Biorę głęboki oddech i opowiadam. Mówię o tym, jak wspaniały był piątek, jak dobrze zapowiadała się sobota. O terenie. I o galopie. Nie omijam upadku, ani tego jak nakrzyczałam na Aarona podczas powrotu do stajni. Nie ukrywam kontuzji Lucyfera. I tego, że rozumiem jego złość. Mimo, że rani. Chyba w którejś chwili załamuje mi się głos, ale nie jestem pewna.

-Lani... - szepcze Noah łagodnym tonem, ale jego oczy płoną z gniewu. Przytula mnie, a ja z całej siły zaciskam pięści na jego koszuli. Z mojej piersi wyrywa się pojedynczy szloch. - Zabije go... - mruczy. - Jest martwy.

Black Sheep, have you any soul?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz