Rozdział 1

21.9K 880 2.5K
                                    

Było gorąco. Naprawdę gorąco, mimo że była późna noc. Była inna od tych chłodnych w Anglii, więc prawdopodobnie to przez to Louis Tomlinson czuł się, jakby zaraz miał zemdleć. Przebywanie w samolocie przez prawie sześć godzin razem z kobietą z krzyczącym dzieckiem i chrapiącym mężczyzną nie jest czymś, co cię odpręża – nawet jeśli nie brzmi to jak coś wyczerpującego. W sumie praktycznie się nie przespał ani niczego nie zjadł, głównie przez to, że miał takie mdłości, że to aż śmieszne. Kochał swoją pracę; naprawdę kochał podróżowanie po całym świecie dla pisania różnych artykułów i opinii o filmach czy sztukach. Można powiedzieć, że był pisarzem dla gazet, wszystkie dzwoniły do niego, kiedy chciały, aby napisał akapit tekstu czy dwa. Ale wciąż nienawidził latać. Bał się, że samolot się rozbije lub coś pójdzie nie tak, lecz nigdy tego nie okazywał. Dlatego kamień spadł mu z serca, kiedy wysiadł z samolotu na LAX, niosąc swoją dużą, szarą torbę na ramieniu i ściskając w dłoni telefon. Niemal się nie potknął, gdy kobieta za nim wpadła na niego, a później tylko przeprosiła i popędziła dalej. Louis westchnął i zignorował ją, starając się włączyć telefon w tym samym czasie, w którym przepychał się przez wszystkich, zdających się zajmować okropnie dużo miejsca ludzi. Oczywiście wcale tyle nie zajmowali, ale Louis czuł wstręt do spieszenia się i bycia spowalnianym. Więc tak to wyglądało, mamrotał milion „przepraszam", próbując dotrzeć do miejsca, w którym będzie w stanie usiąść. Do krzesła albo nawet kanapy, żeby tylko mógł położyć swoje torby i zadzwonić po taksówkę.

Musiał zatrzymać się na chwilę, tylko po to, by obejrzeć się wokół, kiedy w końcu wydostał się z właściwego obszaru przylotów i poczuł, jak szybko biło mu serce. Przyłożył do piersi swoją opaloną dłoń, starając się uspokoić, zanim zerknął z powrotem na swój telefon. Już czekał, aż Louis wpisze kod PIN, więc chłopak zrobił to, a później prędko dotarł do najbliższego siedzenia i rzucił na nie swoje torby. Odetchnął i umieścił telefon pomiędzy ramieniem a uchem po tym, jak wybrał numer na taksówkę. Zgiął nogę i oparł stopę o siedzenie, żeby móc zawiązać buta.

- Poproszę taksówkę, która mogłaby zabrać mnie do Baxter 5 – powiedział do telefonu, będąc wdzięcznym za to, że jego oddech zdążył się uspokoić. Wziął z powrotem urządzenie do dłoni i usiadł na moment oraz poprawił swoją grzywkę, gdy skończył już zawiązywać buty. Oparł się tyłem o torby, jednak odchylił z powrotem i syknął cicho, kiedy coś ostrego wbiło się w jego plecy. Prawdopodobnie książka. – Za około dwadzieścia minut. – Rozejrzał się za niczym konkretnym, podczas gdy jakaś kobieta odezwała się i spytała, gdzie się znajduje, a Louis odpowiedział jej tylko i rzucił okiem na dużą salę, na dziewczynkę w fioletowej sukience, która krzyczała za kimś, na mężczyznę, który pomagał innemu mężczyźnie na wózku inwalidzkim i na małe dziecko, które uważnie kolorowało swoją kolorowankę, starając się nie wyjść za linię. Louis uśmiechnął się delikatnie, wracając do swojej rozmowy. Podziękował i rozłączył się, biorąc ponownie głęboki wdech. Przeciągnął się, a potem zdecydował, żeby wziąć swoje rzeczy i rozejrzeć się za kawą albo czymś w tym stylu. Zasnąłby, gdyby nie otrzymał żadnej kofeiny lub przynajmniej jakiejś herbaty czy czegoś do jedzenia. Prędko przeprosił, kiedy przypadkowo wszedł w walizkę należącą do mężczyzny w zielonej koszulce. Mężczyzna prychnął i odwrócił się do kobiety, która wyglądała na jego żonę, a Louis szedł dalej.

Komiczne było to, jak wielu ludzi wbiegało i wybiegało ze sklepów z pamiątkami oraz restauracji z plastikowymi torbami i portfelami. Louis odsunął się, kiedy dwie nastolatki przeszły koło niego. Przygryzł swoją cienką wargę, ostrożnie idąc w stronę kawiarni, która wyglądała na wystarczająco pustą, aby wypić w niej szybką filiżankę kawy, wobec tego podszedł do kolejki i stanął za raczej szczupłą kobietą, która była ostatnia. Westchnął.

Alaska | Larry fanfiction | TłumaczenieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz