Mniej więcej tydzień później Louis otulał się już swetrami i kocami, kiedy cicho schodził po schodach w grubych skarpetach, po których ślizgał się na podłodze, żeby zrobić sobie przekąskę. Zrobiło się zimniej w ciągu zaledwie kilku dni, jak Louis zdążył zauważyć, pamiętając, że dzień wcześniej prószył już nawet śnieg. Harry był raczej z tego powodu spięty, biegał do stajni przynajmniej po tysiąc razy w tę i z powrotem w ciągu dwudziestu minut. Z początku Louis sądził, że może Mary będzie miała kolejne cielę, ale gdy spytał Harry'ego, ten tylko się zaśmiał i pokręcił głową, tłumacząc, że po prostu musiał się upewnić, że zwierzętom było ciepło i niczego im nie brakowało. I to byłoby na tyle, teraz po ciele Louisa przebiegały dreszcze, gdy podchodziłł do kręconowłosego, który siedział na podłodze przed kominkiem, a obok siebie trzymał małą buteleczkę z czarnym atramentem. Uniósł swoje brwi i przez kilka sekund oglądał go ciekawsko, zauważając również drobną igłę między jego palcami.
- Co robisz? – spytał cicho, a Harry spojrzał na niego, jakby się przestraszył.
Później uśmiechnął się i obrócił górną część ciała, ukazując tatuaż pokrywający jego ramię.
- Maluję – powiedział, gdy Louis odchylił się nieznacznie do tyłu.- Malujesz? – zastanowił się, a Harry przytaknął, sprawiając, że oczy niebieskookiego powędrowały za małą igłą, gdy brunet zanurzył ją w tuszu. Przełknął, gdy Harry wbił jej koniuszek w swoją skórę, w miejsce, które było raczej wolne od tatuaży i stworzył czarną linię, wycierając trochę kawałkiem ścierki, której Louis nawet nie zauważył.
- Możesz się tym zatruć lub doprowadzić do jakiegoś zakażenia – wymamrotał i otulił się kocem jeszcze ciaśniej, naciągając go na swoją głowę tak, że odkryta była tylko jego twarz.
Harry zaśmiał się łagodnie i pokręcił głową, znów maczając igłę w atramencie.
- Jestem ostrożny – powiedział uspokajająco, gdy Louis oglądał, jak robił kolejną linię.
W opinii szatyna wyglądało to całkiem boleśnie. Harry za każdym razem cicho syczał.
- .... co ty wyprawiasz? – wydyszał. – Przestań.
- W okolicy nie ma wielu tatuażystów. – Wyższy chłopak uśmiechnął się, znów wycierając pojedyncze kropelki. Dmuchnął delikatnie na linie, które tam zostały. – To najlepszy sposób, w jaki mogę wyjść z tej sytuacji.
Louis mógł się tylko w niego wpatrywać.
- Nie lubię tatuaży – powiedział niegłośno. – Nigdy sobie żadnego nie zrobię.
- Naprawdę? – spytał Harry, odwracając wzrok w stronę Louisa. Zostawił igłę w atramencie i wytarł swoje dłonie. Przechylił delikatnie głowę, przez co jego loki związane w kucyka opadły bardziej na jego kark, a Louis tylko je oglądał i zastanawiał się, czy były tak delikatne, na jakie wyglądały. – W takim razie nie lubisz moich?
- Nie nienawidzę ich – wymamrotał. – Wyglądają spoko na innych, ale mi w nich nie do twarzy.
- Nigdy się nie dowiesz – powiedział Harry i kolejny raz sięgnął po igłę. – A co powiesz na to, żebym ja ci jeden zrobił? Oczywiście jakiś mały.
- Z całą pewnością i przekonaniem - nie – odpowiedział Louis i wyprostował się, potrząsając dodatkowo głową. – Nigdy ci na to nie pozwolę.
- Och. – Harry wydął dziecinnie i okropnie sztucznie wargi, co było widoczne nawet z odległości kilometra. Westchnął i potarł swoje oczy.
- Zrób mi śniadanie, Harry – odezwał się, a brunet zerknął na niego i oparł o coś igłę, zaczynając iść w kierunku kuchni.
Louis skubnął swoją wargę, w duchu nienawidząc samego siebie za to, że musiało go to tak zaciekawić; sięgnął po cienki i szpiczasty przedmiot, który nadal był lekko umoczony w atramencie. Szturchnął jego czubek i zaskomlał, gdy się ukuł, a drobna kropelka krwi wydostała się spod powierzchni skóry. Warknął w stronę igły i rzucił okiem na swoje przedramię, właściwie zastanawiając się, jak wyglądałby na nim tatuaż. No i co by sobie zrobił? Cytat albo coś w tym stylu byłoby nudne, prawda? Zerknął na Harry'ego, zanim znów zanurzył igłę w buteleczce, a potem w swojej skórze, dokładniej w prawej ręce, powoli zaczynając pisać. Syknął cicho, tworząc małe „H" z zamiarem napisania „Home", ale Harry poradził sobie w kuchni zbyt szybko i już wrócił z kanapką oraz filiżanką herbaty, więc Louis szybko odłożył igłę z powrotem i wskoczył na kanapę. Wyglądał niemal na przerażonego i brunet tylko się zaśmiał, podając mu białą filiżankę z małymi paskami w kwiatki dookoła. O ile Louis pamiętał, Harry często z niej pił.
- Wybacz, nie chciałem cię przestraszyć. – Uśmiechnął się i również usiadł, kładąc kanapki szatyna na jego kolanach. Wziął gryza swojej własnej i oparł się wygodnie, gdy odgłosy pochodzące od kominka wypełniły na moment całe pomieszczenie. Harry posyłał Louisowi uśmiech, gdy ten przypatrywał się ociekającej atramentem igle i po cichu przeżuwał kawałek ogórka.
- Nie przestraszyłeś – wyszeptał Louis, a kręconowłosy skrzyżował pod sobą swoje nogi i sięgnął po filiżankę z herbatą, którą wcześniej postawił na podłodze. Wziął łyka.
- Czemu w takim razie tak się zaskoczyłeś? – rozmyślał Harry.
- Bo tak – odezwał się zwyczajnie szatyn, wzruszając ramionami i gryząc ponownie swoją kanapkę, po czym przeżuwając ją tak, jakby bał się, że złamie sobie zęby czy coś.
CZYTASZ
Alaska | Larry fanfiction | Tłumaczenie
FanfictionOpis: - Chodźmy do mojego samochodu, co? - Louis usłyszał Harry'ego, kiedy uniósł swoją głowę i spojrzał na niego. Ziemia ruszała się pod jego stopami, chociaż może tylko mu się wydawało. Podniósł swoją rękę, żeby go odepchnąć, bo, nie, to nie mo...