Rozdział 19

5.2K 461 334
                                    

Kolejnego dnia Louis obudził się w zmieszaniu, ciągnąc i szarpiąc za pościel. Za oknem było zaskakująco słonecznie i chłopak musiał kilkakrotnie zamrugać przy otwieraniu oczu, żeby promienie całkiem go nie oślepiły. Przewrócił się na drugi bok, kiedy poczuł, że nie był już śpiący, a potem jęknął w poduszkę, rozciągając obolałe nogi i ramiona. Przez moment nie mógł zrozumieć, dlaczego wszystko tak bardzo go bolało i starał się wyłącznie odetchnąć głęboko, gdy jego powieki uniosły się już całkowicie. Zmarszczył delikatnie brwi, kiedy znalazł obok siebie śpiącego Harry'ego – połowa jego twarzy wciśnięta była w poduszkę, pod którą dodatkowo znajdowała się jego zgięta ręka. Jego wargi były rozchylone i wyglądał blado. Louis przygryzł wargę, pozwalając swoim oczom wędrować w dół ciała bruneta. Pościel przykrywała jedynie jego nogi i krągłość pośladków, niższy chłopak wyciągnął się i położył rękę na jego plecach. Był rozgrzany, a Louis musiał zabrać ją z powrotem, kiedy Harry ożywił się nieco i odwrócił w drugą stronę. Przełknął ślinę, zauważając długie i czerwone ślady ciągnące się przez całe ramiona i barki Harry'ego. Mocno się zarumienił. Naprawdę coś wczoraj wyrabiali, prawda?

Louis nie odważył się poruszyć, zwyczajnie w obawie, że mógłby obudzić Harry'ego. Wyglądał tak spokojnie, a szatyn nie chciał tego przerywać. Skrzywił się lekko w bólu, kiedy naciągnął przykrycie na ich ciała i poczuł spory ból w dolnej części pleców. Naprawdę nie można było winić go za to, że gdy tylko się tu dostał, wydawało mu się, że Harry go wykorzystywał. Dokładnie tak się wtedy czuł. Przynajmniej nie był sparaliżowany i z tego powodu nieco mu ulżyło. Harry obudził się dopiero za pół godziny, mamrotał fragmenty wyrazów, zanim przewrócił się na brzuch i zakopał w pościeli, a potem rzucił okiem na Louisa, który nadal tylko tam leżał i nadal bał się ruszyć. Harry uśmiechnął się i zamrugał w zmęczeniu, wiercąc się pod pościelą.

- Dzień dobry – wychrypiał w sposób, który natychmiast wywołał u Louisa dreszcze.

Szatyn pozwolił drugiemu chłopakowi przyciągnąć się do jego klatki piersiowej, mógł poczuć jego nagą skórę przy swoich udach i biodrach.

- Dobrze się spało?

Louis przytaknął i w końcu ułożył się wygodnie na materacu, nieśmiało owijając nogę wokół pasa Harry'ego. Było mu w ten sposób znacznie wygodniej, a od kiedy dosłownie przysiągł Harry'emu, że zostanie tutaj razem z nim i razem z nim będzie tu żyć, mógł równie dobrze naprawdę to zrobić. Czy to tak naprawdę robili? Żyli ze sobą? Louis zastanawiał się nad tym przez moment, czując mocno bijące serce Harry'ego przy swoim czole. Była to prawdopodobnie relacja tak zbliżona do czegoś więcej niż tylko zakładnik i porywacz, jaką tylko kiedykolwiek uda im się osiągnąć, więc Louis zdecydował się ją zaakceptować. Teraz pozostanie z Harrym nie wydawało się takie złe. Mógł się przyzwyczaić.

Louis przełknął ślinę i położył się bliżej Harry'ego, przesuwając swoimi cienkimi wargami po jednym z dwóch wytatuowanych na jego piersi wróbli, a potem całując go i owijając ramiona dookoła szyi chłopaka. Nie, to nie o to chodziło. Zostawienie Harry'ego nie wchodziło w grę. Często zaprzeczał sam sobie, ale teraz cierpiał dla niego i przez niego, a budzenie się bez Harry'ego w kuchni, który robi badziewną herbatę albo idealne naleśniki i dżem truskawkowy... Nie, Louis nie byłby w stanie tego zrobić.

Odetchnął niepewnie, czując, jak jego dłonie zacisnęły się na plecach Harry'ego. Kręconowłosy syknął.

- Louis, kochanie, to boli. Mam już sporo śladów.

Louis zamrugał, spoglądając na niego, po czym puścił go tylko na chwilę. Harry także spuścił na niego swój wzrok i Louis nie mógł tak naprawdę wiele zrobić, gdy jego palce zaczęły delikatnie się trząść.

- Poleć ze mną do Londynu – wyszeptał.

Harry uśmiechnął się i pokręcił głową, unosząc dłoń oraz kładąc ją na policzku Louisa. Delikatny kciuk przebiegł wzdłuż jego kości policzkowej, a potem przez nieznaczny zarost, którego Louis nie zdążył jeszcze ogolić. Kiedyś pożyczył kilka jednorazowych maszynek do golenia od Harry'ego, bo nie do końca chciał wyglądać jak Święty Mikołaj.

- Nie mogę. – Wzruszył ramionami i złożył pocałunek na czole Louisa. – Jeśli ktokolwiek odkryje, że to ja cię zabrałem, pójdę prosto do więzienia. Zostań ze mną w zamian tutaj.

Louis przełknął ciężko ślinę, kładąc własną dłoń na tej Harry'ego. Też pokręcił przecząco głową.

- Nie chcę tutaj być – powiedział. – Chcę mieszkanie, Harry, albo dom. Chcę dom z trójką dzieci i psem, w którym będę mógł przechadzać się w dresach przez cały dzień bez obawy, że ktoś mnie zostawi.

Harry uśmiechnął się i uniósł brwi.

- Chcesz powiedzieć, że...?

- Nie bądź taki pewny siebie – wymamrotał Louis i znów wcisnął głowę w poduszkę, wsłuchując się w dźwięk, który wydała klatka piersiowa Harry'ego, gdy ten się śmiał. – Mówię tylko, że nie chcę porzucić całego swojego życia... z twojego powodu.

W pokoju zapanowała cisza, a Louis zamknął oczy, relaksując się pod pościelą. Z pewnej przyczyny cisza była raczej przyjemna, on tylko leżał przez chwilę, aż nie usłyszał, jak Harry poruszył się obok, pociągnął lekko za przykrycie. Przygryzł wargę, gdy poczuł drobne pocałunki składane wzdłuż jego szyi i pleców.

- Pójdę i zrobię jakieś śniadanie – wyszeptał Harry, po czym wstał z łóżka, a Louis obrócił głowę, żeby móc go obserwować. Zielonooki chłopak z czerwonymi zadrapaniami na plecach podszedł do szafy i Louis znów zauważył, że był nagi. Nie zdziwiło go to tak bardzo, biorąc pod uwagę, że sam też nie był w nic ubrany. Wciąż.

Harry wciągnął na siebie parę białych bokserek i starą, szarą koszulkę z logiem jakiegoś zespołu, za to Louis w końcu usiadł na łóżku, po drodze cicho skomląc i się krzywiąc. Harry nic nie powiedział i po prostu zniknął, a szatyn podciągnął kolana do klatki piersiowej. Wiedział, czego chciał. Życia w Anglii. To tyle. Westchnął cicho i pozwolił swojej głowie opaść na kolana, powoli, lecz pewnie zsuwając z siebie kołdrę oraz nieznacznie rumieniąc się, kiedy zauważył na swoich udach zaschniętą spermę – i tę swoją, jak i tę należącą do Harry'ego. Przygryzł wargę i po prostu zasłonił je jeszcze raz, a potem wyprostował na łóżku, aż wrócił Harry.

Brunet położył na materacu tę samą srebrną tacę, której używał przez ostatni miesiąc i mruknął cicho z włosami związanymi kolejny raz w kucyka. Zawsze wyglądał tak rano.

- Twoje śniadanie – powiedział cicho Harry. – Kanadyjska kawa, taka, jaką lubisz. Z mlekiem i dwoma kostkami cukru.

Louis zamrugał, zerkając na Harry'ego.

- Pamiętasz moje zamówienie?

- Oczywiście. – Harry uśmiechnął się słabo i usiadł obok Louisa. – Jak mógłbym zapomnieć?

Szatyn odwzajemnił tylko jego uśmiech i pokręcił głową, ostrożnie zsuwając się z łóżka z cały czas owiniętym wokół siebie przykryciem. Spojrzał na Harry'ego, a jego mina zrzedła, gdy zauważył, że, rzeczywiście, brunet go obserwował.

- Nie patrz – mruknął. – Będę się przebierać.

- Jeśli nie pamiętasz – odezwał się Harry, unosząc brwi – wczoraj byłem właściwie w tobie. Wszystko już widziałem.

- No, ale już nie jesteś – wymamrotał Louis i wywrócił oczami, wstając. – Nie patrz.

Harry westchnął oraz wzruszył ramionami, wyglądając za okno, podczas gdy Louis podszedł do wciąż otwartej szafy, nieco kuśtykając. Upewnił się, że Harry nadal na niego nie patrzył, kiedy pozwolił białemu materiałowi opaść na podłogę, a potem szybko znalazł po omacku jakąś czystą bieliznę i sweter, oddychając z ulgą, gdy ten zasłonił jego uda.

- Jest trochę za duży – upierał się Harry.

- Zdawało mi się, że kazałem ci nie patrzeć.

- Nigdy nie powiedziałem, że posłucham. – Harry uśmiechnął się, kiedy drugi chłopak odwrócił się w jego stronę.

Louis tylko mruknął i wciągnął na siebie parę dresów.

- Jesteś beznadziejny.

Harry uśmiechnął się słabo, kolejny raz.

- Wiem. Mówiłeś mi to już milion razy.

Louis mruknął, kiedy siadał na podłodze kilka godzin później i wyciągał opaloną dłoń w stronę łebka Whiskey. Dorastające cielę podniosło na niego wzrok i zamrugało z odrobiną zastanowienia, jak i wesołością, a jego pyszczek delikatnie szturchał rękę szatyna. Louis nie mógł powstrzymać się od uśmiechu ani przyciągnięcia go bliżej swojej klatki piersiowej.

- Hej, kochanie – zachichotał i pozwolił zwierzęciu polizać swoją dłoń. – Jak się dzisiaj czujesz? Nie widziałem cię tak długo.

Whiskey wydał z siebie cichy odgłos i rozejrzał się po stodole, za to Mary podeszła nieco bliżej. Louis zmarszczył delikatnie brwi i spiął się, kiedy policzek krowy otarł się o jego własny. Niebieskooki chłopak odsunął się, gdy poczuł na sobie także jej język.

- Okej, okej, już rozumiem, spokój – wymamrotał i wytarł policzek w ramię, wyrzucając z siebie cicho kilka przekleństw. Whiskey spojrzał na niego i przez moment, kiedy Louis po cichu przebiegał dłonią po swoich plecach, zdawało mu się, że cielę nawet się uśmiechnęło.

- Sporo już urósł – powiedział z drugiej strony stajni Harry, trzymając w dłoni łopatę. – Nie sądzisz?

- Racja – zgodził się Louis. Znów położył dłoń na główce Whiskey'go. – Nie wiedziałem, że tak szybko rosną.

Harry zaśmiał się cicho, odkładając łopatę w miejsce, z którego wcześniej ją wziął. Louis nie zwracał na to uwagi, więc nie wiedział, po co była mu ona potrzebna, ale Harry wyglądał na nieco zmęczonego mimo wszystko. Przypuszczał, że robił coś wyczerpującego. Mógł poprosić go o pomoc. Louis by się zgodził, nie ma wątpliwości.

- Hej, Louis – odezwał się po chwili ciszy Harry, podchodząc do szatyna i siadając obok. Uśmiechał się, mimo to Louis w pewnym sensie zwątpił i zostawił cielę, pozwalając brunetowi złapać swoje dłonie. Był zimny. Bardzo zimny. A zazwyczaj było na odwrót. Louisowi wydawało się to dziwne. – Wychodzę na trochę.

Louis zamrugał.

- Co?

- Tylko na kilka godzin. Wrócę, w porządku?

Louis był zdziwiony.

- Gdzie wychodzisz?

- Na zewnątrz. – Harry uśmiechnął się, za to szatyn wywrócił oczami.

- Mówię poważnie.

- Tak samo, jak ja.

Louis westchnął i wywrócił oczami po raz drugi, po czym uniósł wzrok na kręconowłosego, który zaśmiał się i złożył niewielkie pocałunki na jego knykciach. Niebieskooki zarumienił się, mimo to pozwalał robić mu ze sobą cokolwiek tylko chciał, ledwo nawet się wzdrygając, kiedy ten przesunął wargami po jego serdecznym palcu. Westchnął cicho, czując jego gorący oddech przy dłoni. Harry również odetchnął i przygryzł mocno dolną wargę.

- Kiedy wrócisz? – westchnął.

Brunet wzruszył ramionami.

- Nie wiem – przyznał, znów całując ciało Louisa, ale tym razem jego nadgarstek. – Jeśli wyjdę w ciągu najbliższych dwóch godzin, powinienem być z powrotem wczesnym rankiem.

Louis zmarszczył lekko brwi.

- Więc – szepnął – przez całą noc będę sam w domu?

Harry uniósł na niego swój wzrok i uśmiechnął się słabo, kiwając głową. Złożył trzeci pocałunek pośrodku jego przedramion, a potem na bicepsach, Louis oglądał, jak kręconowłosy chłopak uniósł całe jego ręce.

- Tak – potwierdził. – Myślisz, że dasz radę przetrwać całą noc beze mnie?

Louis mruknął w jego stronę.

- Nie jestem dzieckiem.

- Nigdy nie powiedziałem, że jesteś – odezwał się Harry, po czym przymknął oczy, składając pięć cichych i delikatnych jak piórka pocałunków na ramieniu Louisa.

Szatyn odwrócił wzrok, wbijając go w Mary, która również na nich patrzyła. Warknął na nią cicho.

- Niech będzie – wymamrotał. – Zdaje się, że w takim razie będę musiał jeść jabłka i sałatki owocowe do końca dnia.

Harry zaśmiał się w ramię Louisa i owinął własne ręce dookoła jego pasa, przyciągając go do swojej piersi. Louis odpychał go tylko przez moment, gapiąc się na niego, gdy został usadzony na jego kolanach.

- Mówiłem ci, że nie jestem dzieckiem.

- Jesteś moim dzieckiem. – Harry uśmiechnął się. Schował nos we włosach Louisa, które znów robiły się znacznie za długie, a on wbił wzrok w siano, które Mary jadła razem z Whiskey.

- Nieprawda – wymruczał, kręcąc się między nogami Harry'ego. – Jestem od ciebie starszy. Naucz się szanować starszych.

Harry tylko cicho się zaśmiał, ale nie w ten sposób, do jakiego przyzwyczajony był Louis. Nie podobało mu się to. Nie do końca mu się to podobało.

Dwie i pół godziny później Louis znów siedział na środku podłogi z tymi samymi puzzlami, które układał jakiś czas temu, gdy, o ironio, Harry'ego nie było. Wtedy się poddał i powiedział kręconowłosemu, że mogą je zniszczyć, ale Harry tylko ostrożnie je podniósł i położył na kocu, a potem wniósł powoli do składowni znajdującej się tuż za schodami, której Louis wcześniej nie zauważył. Było mu przez to trochę głupio. Siedział tu już więcej niż pół roku, a nadal nie zauważył białych drzwi tuż obok kuchni. Mimo to ze smutkiem musiał przyznać, że w środku nie było niczego ciekawego. Kilka pudełek starych narzędzi ogrodowych, które nie mieściły się w szopie na zewnątrz, jeśli już.

Louis westchnął, odkładając całkiem niebieskie fragmenty puzzli na bok i spoglądając z góry na obrazek, który odtwarzał. Zostało mu tylko kilka kawałków, ale nie do końca czuł motywację. Tak bardzo, jak nienawidził tego przyznawać, bez Harry'ego było nudno. Nie było słychać żadnych kroków ani żadnych bladych dłoni przebiegających przez ciemnobrązowe loki. Żadnych długich na kilometry nóg i również żadnych zielonych oczu. No i żadnego zapachu herbaty. Louis wydął wargi. Czy naprawdę aż tak potrzebował Harry'ego? Tak w rzeczywistości, to nie mogło o to chodzić, prawda? Że pragnął go tutaj. Porwał go, zabrał od rodziny i przyjaciół i zostawił z niczym z wyjątkiem łóżka i złej wodnej instalacji. Nie brał normalnego prysznica od pół roku, na miłość Boską. Westchnął i wstał. Naprawdę niewiele było tu do roboty. Był pewny, że brakowało kilku fragmentów puzzli, skoro, nieważne jak bardzo szukał, nie mógł znaleźć parapetu ani kominka, pasującego do domku. Co do reszty, nie wiedział. Poddał się i pobiegł za to schodami na górę, opadając twarzą na łóżko. Jego oczy samoistnie zamknęły się, kiedy po prostu tam przez moment leżał, jego nagie stopy zrobiły się delikatnie sine przez zimne powietrze dookoła. Pościel pachniała Harrym. Brudem, dymem papierosowym i jabłkami.

Nie minęło więcej niż godzina, podczas której Louis przewracał się z boku na bok na łóżku, aż nie spostrzegł zachodzącego słońca i w końcu zdecydował się rozebrać do samej bielizny, a potem wskoczyć pod kołdrę, może nawet kładąc się po stronie Harry'ego celowo. Nie do końca wiedział, czy strona, po której leżał przez te wszystkie tygodnie i miesiące należała od początku do Harry'ego. Zawsze spał po tej stronie w łóżku z Eleanor, więc do tego się po prostu przyzwyczaił. Harry nigdy też o tym nie wspominał i Louis nagle poczuł się źle, że pozwolił mu w ten sposób spać na kanapie.

Szatyn położył głowę na poduszce, czując, jak zatopił się w pościeli, której resztę naciągnął na swoje drobne i teraz już szczuplejsze ciało. Zawsze chciał zrzucić tylko kilogram czy dwa i był raczej pewny, że teraz mu się udało. Odmawiał jeść czegokolwiek od Harry'ego tak często na początku, że musiał przez to schudnąć. Harry rzucał okiem na jego szczuplejsze uda i zmniejszający się brzuszek, ale też nigdy tego nie komentował. Louis wiedział, że to była prawda i nie potrzebował nikogo, kto miałby mu to uświadomić. I tyle. Mimo wszystko przecież przez to nie umrze.

Louis odetchnął w białą pościel, czując, jak stawał się lżejszy i lżejszy, przewracał się w różne pozycje, zanim w końcu właściwie zasnął. Teraz w domu było niemal zbyt cicho, biorąc pod uwagę opinię Louisa. Harry już nie chrapał. Szatyn nie lubił, jak było cicho. Już nie.

Obudziło go ciche szeptanie jego imienia i uczucie, że był lekko potrząsany. Mrugał, otwierając oczy, jęcząc cicho i mrucząc. Uniósł wzrok na Harry'ego, który siedział na krawędzi łóżka, opierał jedną dłoń za plecami Louisa na materacu, a drugą trzymał na jego biodrze. Wyglądał nawet na jeszcze bledszego niż wczoraj i nawet na nieco przerażonego, jego oczy wyglądały na przestraszone, ale i nieżywe w tym samym czasie. Louis zmarszczył brwi w zmieszaniu, cicho przecierając dłońmi oczy.

- Harry? – wychrypiał i wtulił się kolejny raz w pościel. Nadal w połowie spał. – Co jest?

- Wstań i się ubierz – powiedział łagodnie, a Louis zamrugał, podnosząc na Harry'ego wzrok oraz marszcząc brwi.

- O co ci chodzi? – zastanawiał się, po czym wyjrzał przez okno. Było pochmurnie. – Jest wcześnie. Zbyt wcześnie.

- Po prostu się ubierz – wymamrotał Harry, a następnie wstał, samemu spoglądając nerwowo za okno. Cokolwiek się działo, Harry'emu zdawało się to nie podobać.

Sam Louis nieco się przeraził, ale zrobił to, co mu powiedziano, zwlókł się z łóżka, cicho ziewając. Nadal było trochę zimno, więc owinął ramiona wokół swojego ciała, czując na nim dreszcze, kiedy podchodził do szafy, a potem wyjmował z niej parę dresów i koszulkę z krótkim rękawkiem. Spojrzał w górę na Harry'ego, kiedy ten pojawił się obok i ułożył dłoń na dole pleców Louisa.

- Na zewnątrz jest zimno – wymamrotał i niedbale podał mu gruby sweter.

Louis tylko zamrugał.

- Wychodzimy gdzieś? – spytał ostrożnie.

Harry uśmiechnął się i teraz szatyn po raz pierwszy zauważył, że jego policzki były mokre, a oczy kompletnie czerwone. Harry nie spojrzał na niego, tylko wbijał wzrok w podłogę, ale mimo wszystko nie umknęło to uwadze Louisa.

- Nie, skarbie – powiedział łamiącym się głosem i natychmiast przyciągnął Louisa bliżej, szatyn powstrzymywał cichy jęk, kiedy dłonie wyższego chłopaka zacisnęły się na jego drobnej posturze. Trząsł się, nawet jeśli tylko troszkę, a Louis podniósł wzrok na sufit.

- To boli – westchnął łagodnie, jednak Harry go nie puścił.

W zamian za to brunet nabrał bardzo nierównomiernie powietrza, a Louis zachwiał się, gdy przyciągnięto go nawet bliżej. Stanął na palcach, przez co Harry nie musiał tak bardzo kucać. Zdecydował się nie pytać, a wyłącznie oprzeć policzek o ramię wyższego chłopaka.

- Nie chciałem tego – wymamrotał w jego ramię Harry. – Nie chciałem, żeby to się stało.

Louis zamrugał i odchylił tylko trochę, żeby móc na niego spojrzeć.

- Żeby co się stało? – spytał tak cicho, jak mógł, ledwo wiedząc, czy chciał poznać odpowiedź.

Harry także spuścił na niego wzrok, pozwalając mu obejrzeć, jak pojedyncza łza spłynęła po jego policzku, a potem spadła na koszulkę szatyna. Nie odezwał się ani słowem. Louis niekoniecznie mógł usłyszeć też jego oddech; równie dobrze mógł być żywą rzeźbą. Nie robiłoby to większej różnicy.

Harry pociągnął cicho nosem, rozchylając wargi, za to Louis zmarszczył brwi, kręcąc w jego stronę głową.

- Przestań płakać – powiedział, a potem wytarł policzki Harry'ego swoimi dłońmi. – Przestań. Po prostu przestań. Powiedz mi, co się dzieje.

Po tych słowach Harry nabrał głęboko powietrza, a jego oczy zmrużyły się w uśmiechu, który wyglądał na szczery. Ale Louis wiedział, że on wcale taki nie był.

- Idź na dół – wyszeptał.

Szatyn przełknął ślinę.

- Nie mogę – odszeptał, dokładnie tak samo cicho. – Musisz mnie puścić.

Harry zaśmiał się i pokręcił głową.

- Nie mów tego – odetchnął. – Wszystko, tylko nie to.

Louis natychmiast zmarszczył brwi i zrobił krok w tył, gdy Harry rzeczywiście go puścił. Potem zrobił to, co mu kazano, wyszedł z pomieszczenia ze swetrem Harry'ego mocno ściskanym w dłoni. Liczył schody, po których schodził i cały czas utrzymywał wzrok na swoich stopach. Nadal były nagie. Nie podniósł nawet wzroku, gdy dotarł na dół, co, mogłoby się wydawać, trwało godzinami. Jego dłonie delikatnie się trzęsły, uda też i nawet całe jego ciało zachowywało się jak takie należące do dziecka, które tylko swoimi ruchami chce kogoś zirytować.

- Louis Tomlinson?

Louis zamknął oczy i nabrał powietrza, wstrzymując oddech, dopóki nie odwrócił się przodem do obcego, stojącego przed nim mężczyzny. Absolutnie odmówił mówienia czegokolwiek. Częściowo dlatego, że nie chciał rozmawiać z kimś, kogo nie znał, ale także dlatego, że nie był w stanie. Słowa utknęły mu w gardle, więc tylko przytaknął w stronę policjanta w jasnoniebieskiej koszuli i z rudymi włosami. Stał prosto jak słup i wyglądał na niemal zaskoczonego, że Louis przytaknął, sięgając w takim razie po swoją policyjną odznakę i pokazując ją Louisowi, jakby nie było to wystarczająco oczywiste, że, w rzeczy samej, mężczyzna był policjantem. Louis był pewny, że powinien był spojrzeć na odznakę, ale nie zrobił tego. Gapił się na samego mężczyznę przed sobą.

- Oficer Fredrick Harrison – powiedział z głębokim, alaskijskim akcentem. – Zabieram cię z powrotem do Anglii. 

Alaska | Larry fanfiction | TłumaczenieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz