Louis przygryzł wargę, kiedy jego dłonie zacisnęły się na lejcach Caeruleusa i zamrugał kilka razy, czując owijające się wokół swoich bioder ramiona Harry'ego. Od kiedy Macula trochę się rozchorował, brunet zasugerował, żeby obaj przejechali się na Caeruleusie zamiast na osobnych koniach. Louis, wiadomo, w pierwszej chwili się nie zgadzał, mówił, że może wziąć Hiems czy Superbię, ale Harry w ogóle tego nie łapał. No i szatyn nie miał też potem dużo do powiedzenia, bo jeśli by się nie zgodził, Harry będzie „krzyczał całą noc, aż nie będzie się dało zasnąć". Więc tak się to skończyło, teraz słuchał równomiernego oddechu Harry'ego, czuł, jak jego uda ocierają się o jego boki za każdym razem, gdy koń robił krok do przodu.
- Dobrze ci idzie? – spytał cicho prosto do jego ucha, a Louis przytaknął, przełykając nieco śliny.- Tak, wszystko w porządku – odpowiedział i obrócił lekko głowę, spoglądając na Harry'ego, który, wbrew pozorom, wcale się nie uśmiechał. Brunet zagryzł swoją dolną wargę i szturchnął nosem ramię Louisa. Niebieskooki westchnął. – Hej, Harry – odezwał się i zdobył jego uwagę, chociaż nadal mógł poczuć na ramieniu podbródek. – Dlaczego odkąd... przyszedłem do domku na drzewie i namalowałem gwiazdy, stałeś się bardziej czuły?
Harry uśmiechnął się słabo i uniósł brwi, przechylając delikatnie głowę.
- Co masz na myśli? – spytał. – Nie byłem taki zawsze?
- Nie. Znaczy, tak, ale – mamrotał – wcześniej nie dotykałeś mnie tak bez powodu.
- Nie dotykałem? – mruknął Harry. Znów oparł czoło o ramię Louisa, który zarumienił się, tylko czując złożony na swojej szyi pocałunek. – To dziwne.
Louis wywrócił oczami i podskoczył trochę, kiedy Caeruleus przeskakiwał krótko skałę, szybko kładąc dłonie na udach Harry'ego, żeby utrzymać w ten sposób równowagę. Brunet zaśmiał się łagodnie.
Jakiś miesiąc temu śnieg przestał już padać; dwa dni później Harry siedział w łazience, podczas gdy Louis brał kąpiel. Niekoniecznie wszędzie dookoła widoczna była już zielona trawa, las cały czas pokryty był nijakimi kolorami, ale mimo wszystko dało się dostrzec, że wiosna już nadchodziła. Louis nie mógł się doczekać, aż znów będzie ciepło i nie będzie musiał wszędzie chodzić w szaliku. Westchnął cicho, jego knykcie pobielały, kiedy zacisnęły się na lejcach.
- W ogóle odsunąłeś się też ode mnie – wyszeptał.
Harry zdawał się nieco wyprostować i mimo że Louis nie był w stanie tego zauważyć, zmarszczył brwi. Brunet oglądał tył głowy drugiego chłopaka, obserwował, jak pojedyncze pasma włosów były podwiewane przez wiatr.
- Naprawdę? – zastanowił się, próbując brzmieć tak samo radośnie, jak zawsze. – To nietypowe.
Louis przełknął ślinę.
- Dlaczego?
Harry wzruszył ramionami, znów owijając ramiona wokół pasa drobniejszego chłopaka. Louis opuścił wzrok na jego dłonie, przygryzając dolną wargę, a potem wnętrze policzka.
- Nie wiem – odpowiedział prosto.
Louis był pewny, że nie otrzyma już kolejnej odpowiedzi i odpuścił, zanim wymówił coś jeszcze. Jechali dalej, dopóki Harry nie wyciągnął swoich dłoni po obu jego stronach i złapał za lejce, uderzając Caeruleusa, żeby poruszył się nieco szybciej. Louis zaskomlał cicho i zacisnął własne dłonie na czarnej grzywie tuż przed sobą, słysząc, jak kręconowłosy śmieje się w jego ramię. Oddech szatyna ugrzązł mu w gardle, gdy koń nagle nad czymś przeskoczył, a Louis niemal spadł. Był prawie pewny, że nigdy się do tego nie przyzwyczai i że Harry nigdy nie przestanie się z tego powodu śmiać – dokładnie jak robił to teraz. Po prostu wymamrotał ciche „zamknij się" i przeniósł wzrok niżej, na ścieżkę, po której jechali, po czym zacisnął dłonie, gdy Caeruleus skoczył jeszcze raz. Musiał oddychać równomiernie, skoro nie chciał ośmieszyć się jeszcze bardziej, niż udało mu się to do tej pory.
- Wiesz – wydyszał wtedy Harry – nie dostałem żadnego całusa już od dłuższego czasu.
Louis westchnął.
- Proszę, możesz odpuścić? – wymamrotał.
- Pocałowałeś mnie więcej niż dwa razy – mruknął Harry. – Chcę jeszcze raz.
- Wygląda na to, że nie masz dziś szczęścia, kolego – zaśmiał się Louis.
Harry odwzajemnił śmiech, gdy policzki drugiego chłopaka przyozdobiła ciemna czerwień przez to, że jego kurtka i sweter zostały leciutko pociągnięte w dół, a na nowo wyeksponowanej skórze złożono kolejny pocałunek. Louisa cały czas przerażała sama myśl o spadnięciu, więc odepchnięcie Harry'ego w tamtym momencie tylko spowodowałoby to, że obaj skończyliby na ziemi.
- Jeszcze kiedyś pocałujesz mnie z własnej woli. – Harry uśmiechnął się. Jego dłonie wylądowały płasko na brzuchu Louisa, który wymamrotał kilka przekleństw i odwrócił się, zaczynając spoglądać złośliwie na drzewa wokół, nie na Harry'ego.
- Dzień, w którym pocałuję cię z własnej woli, będzie tym samym, w którym ty zrozumiesz, że powinieneś puścić mnie z powrotem do Anglii – powiedział i odwrócił się do Harry'ego.
Wyższy chłopak marszczył brwi, więc Louis znów odwrócił wzrok. Nadal nie lubił patrzeć na zawód w jego oczach, a przynajmniej nie kiedy występował on z jego powodu.
- To nie fair – powiedział cicho, a Louis spojrzał w dół na dłoń Harry'ego, która zacisnęła się na koszulce szatyna. Przejechał po wargach językiem i odchrząknął, zostając przyciągniętym jeszcze bliżej. – W ogóle chcesz jeszcze wrócić do Anglii?
Louis zmarszczył mocno brwi i bezwzględnie zdecydował się nie odpowiedzieć. Głównie dlatego, że nie ucieszy Harry'ego, mówiąc „nie", ale jednocześnie dlatego, że skłamałby, mówiąc na odwrót.
- Nie obchodzi mnie to – powiedział Louis, zamiast protestować. Nagle zrobiło mu się zimno, ale gdy Harry składał małe pocałunki i przygryzał skórę przy jego łopatce, ciepło w tym samym tempie do niego wracało. Prawdopodobnie oczekiwano od niego, że się odsunie, ale wcale tak nie zrobił, wybór był dla niego oczywisty.
- Mnie obchodzi. – Uśmiechnął się Harry. – Lubię twoje pocałunki. Nie przeszkadzałoby mi, gdybym dostawał je każdego rana i każdego wieczoru.
- Dobrze, że nie chcesz ich też w środku nocy – wymamrotał Louis.
Harry zaśmiał się łagodnie, po czym przesunął dłońmi po brzuchu Louisa i owiał jego szyję ciepłym powietrzem, jednocześnie przyprawiając go o ciarki. Jego skóra stała się trochę wilgotna i niebieskooki skrzywił się lekko, przyciskając do ramienia policzek, żeby nie stracić kolejnej dawki ciepła.
- Trochę wydaje mi się to dziwne – powiedział nisko Harry – że powiedziałeś, że nie przeszkadzałoby ci, gdybym ja cię całował, w stajni jakiś czas temu, kiedy dałem ci swój naszyjnik, a teraz jesteś taki chłodny.
- To dlatego, że ty jesteś taki emocjonalny – wymamrotał Louis. – Mówiłem ci, żebyś nie myślał o naszych pocałunkach.
Harry westchnął.
- A może ja nie chcę zapomnieć.
Louis znów spuścił wzrok na ścieżkę, a potem na grzywę Caeruleusa.
Wiedząc, że równie dobrze mógłby mieć wyryte na czole słowo „kłamca", Louis wzruszył ramionami i powiedział: „Więcej już tak nie będzie". Obaj wiedzieli, że to też kłamstwo. Zwłaszcza Louis, on pamiętał, jak bardzo pobudzony leżał w łóżku po tej nocy wypełnionej gorącymi pocałunkami i parzącym dotykiem. Trząsł się tak bardzo, że przez ani chwilę nie mógł normalnie spać. Kręcił się dookoła i zdjął nawet koszulkę, a potem założył ją z powrotem, kiedy jednocześnie zrobiło mu się zimno i się spocił. To było absurdalne – i sprawiło, że Louis zastanawiał się, czy rzeczywiście potrzebował pocałunków Harry'ego bardziej, niż chciał to przyznać. Obrócił się do Harry'ego jeszcze raz, gdy poczuł ciche westchnienie i to, jak pochylił się bliżej niego, przez co sam musiał zmienić nieco własną pozycję, żeby nie dotykali się w zbyt dużym stopniu. Harry był raczej rozgrzany, cały czas.
- Jesteś zimny – wymamrotał Harry. – Powinniśmy wrócić do domu? Nie chcę, żebyś się rozchorował.
Louis wzruszył tylko ramionami i najwidoczniej Harry potraktował to jako „tak", bo dosłownie dwie sekundy później kazał Caerulesowi zawrócić i wracali już do domu, serce Louisa wręcz wyrywało się z jego piersi, gdy dłonie Harry'ego wcale nie opuszczały jego ciała.
Powrót zajął im około pół godziny, Louis czekał, aż Harry skończy robić wszystko w stajni, żeby po chwili razem z nim zacząć iść w stronę ganku. Zaczynało robić się ciemnej i Louisowi się to nie podobało, rozglądał się wokół od czasu do czasu i wzdrygał za każdym razem, gdy coś trzaskało w lesie.
Zdejmując buty, wszedł do salonu i przebiegł dłonią przez swoją grzywkę, spoglądając na Harry'ego, który robił to samo. Posłał mu uśmiech i przechylił lekko głowę, kiedy jego wargi się rozchyliły.
- Masz na coś ochotę? – spytał, ale Louis pokręcił głową i zaczął iść w stronę schodów.
- Na sen, jeśli już – powiedział i położył dłoń na poręczy, powoli wchodząc na górę. – Do zobaczenia jutro.
Louis uniósł wzrok, kiedy stanął na trzecim schodku i ulokował go na wyższym piętrze. Chciał, a może i nie, żeby Harry powiedział mu „dobranoc". Zawsze tak robił i pewnie robiłby dalej, Louis już się do tego przyzwyczaił. Proste „śpij dobrze" było wszystkim, czego potrzebował, ale tego wieczoru Harry niczego nie powiedział. Louis nawet zwolnił kroku, żeby dać mu trochę więcej czasu – ale on non stop stał na środku pokoju. Szatyn spojrzał na niego i zaczął się zastanawiać, czy cokolwiek było nie tak, po prostu oglądając, jak Harry podszedł do niego oraz podniósł głowę, uśmiechnął się delikatnie, a potem wyciągnął dłoń i położył ją na nim. Była ciepła i duża. Była cudowna, nawet jeśli Louis wiedział, że coś właśnie miało się stać. Może to przez nacisk dłoni albo wyraz, który widniał na twarzy Harry'ego, albo nawet fakt, że Harry pochylił się do przodu i złożył pocałunek na jego podbródku. Louis miał nadzieję, że nie zwróci na to większej uwagi i będzie po prostu kontynuował drogę na górę, ale zamiast tego zrobił krok w dół i pozwolił Harry'emu wsunąć dłoń na tył swojej głowy oraz przyciągnąć się bliżej. Usta bruneta były zimne, ale te Louisa też, więc szatyn po prostu wyobraził sobie, że zamiast tego były rozgrzane, kiedy nieśmiało wyciągał dłoń, żeby położyć ją po jednej stronie szczęki Harry'ego. Udowodnił już, że wcześniej kłamał odnośnie niewracania do wymiany pocałunków i czuł, że więcej nie mógł podtrzymywać tej wersji. Obalanie kłamstw. Musiał przestać, bo był pewien, że się poddawał – żył w zaprzeczeniu każdego kolejnego dnia, nawet jeśli Harry był taki cudowny i kochany w stosunku do niego. Jego powieki opadły już dłuższy czas temu i teraz odwzajemniał pocałunek Harry'ego, rozchylił tylko nieznacznie wargi, przez co brunet mógł skubnąć tę dolną, zanim pocałował go znów.
Louisowi zaparło dech w piersiach, gdy Harry odsunął się i zakręcił wokół poręczy, wchodząc tylko na dwa stopnie, przez co Louis stał się nieco wyższy. Szatyn doceniał to, przypuszczając, że Harry wiedział, jak bardzo nie lubił faktu, że to on był wyższy. Zawsze był tym wyższym w związku. Nawet nie zauważył, że zaczął cofać się na schodach, obie jego dłonie trzymały policzki Harry'ego, kiedy całowali się jeszcze raz i jeszcze raz, i jeszcze raz. Usłyszał, jak Harry zaśmiał się cicho, a potem poczuł dwie duże dłonie na swoich biodrach i potknął się trochę, kiedy został przyciągnięty bliżej i niemal podniesiony, praktycznie chodząc na palcach.
- Zaczyna robić się zimno na kanapie – wymamrotał Harry, kiedy się odsunął i przesunął usta na szczękę drugiego chłopaka, na ucho, w końcu na szyję.
Louis mrugał wielokrotnie oczami, żeby ostatecznie spojrzeć na sufit.
- Tak, w łó... w łóżku też jest zimno – wyszeptał, wstrzymując na moment oddech, kiedy Harry zassał jego skórę, a potem wypuścił spomiędzy warg, przejeżdżając po niej tylko wilgotnym językiem.
- Może pomogę ci je w takim razie rozgrzać?
Louis nic nie powiedział. Tylko przytaknął. Trochę kręciło mu się w głowie, kiedy wszedł na palcach do sypialni z Harrym, ten cały czas zajmował się jego szyją, ale na chwilę zatrzymał, żeby zamknąć za sobą drzwi. Louis dotknąłby Harry'ego, gdyby nie to, że jego dłonie były tak zimne, zamknął za to znów oczy, gdy jedna z rąk bruneta owinęła się wokół jego uda i podniosła jego ciało. Nogi Louisa dotknęły lekko boków Harry'ego, gdy owijał je dookoła jego pasa, kostki krzyżując za plecami. Pokój nieco nawet wirował i Louis czuł się słabiej niż zazwyczaj. W jakiś sposób nie wiedział do końca, co robił, ale wiedział, że nie będzie tego żałował. Harry był odpowiednią osobą. Był odpowiednią osobą do tego, żeby właśnie z nim to zrobić. Chciał Harry'ego, nie żadnego przypadkowego kolesia z baru, tylko Harry'ego.
Puścił go, kiedy został posadzony na łóżku i podparł się na jednym łokciu. Był zdenerwowany. Mógł poczuć, że Harry również, oceniając głównie po tym, jak jego dłonie trzęsły się, gdy ułożył je na brzuchu Louisa i przesunął wyżej na klatkę piersiową, w końcu na kark, opuszkami palców delikatnie dotykając żuchwy, podbródka i płatków uszu. Jego ciało było ciepłe, cieplejsze niż zwykle; kiedy oddech Harry'ego owiał jego usta, powieki Louisa opadły kolejny raz, a głowa odchyliła się lekko do tyłu. Zapach bruneta można było opisać jako dym i brud, nadal, jego skóra pachniała śniegiem i lodem. Louis westchnął, po czym owinął jedno ramię dookoła szyi Harry'ego, przytrzymując go blisko siebie, kiedy otrzymywał kolejny pocałunek.
W pokoju było ciemno, słońce zachodziło wcześniej i wcześniej wraz z każdym mijającym dniem. Louis był zadowolony, że z tego powodu świecił teraz księżyc, spojrzał na Harry'ego, kiedy ten odsunął się po tym, jak kolejny raz szarpnął jego dolną wargę. Louis poczuł lekkie dreszcze, jego błękitne oczy spotkały się z tymi zielonymi, kiedy został podniesiony raz jeszcze i ułożony na łóżku nieco wyżej, ostatecznie lądując na grubej i białej pościeli. Musiał przełykać ślinę wiele razy, żeby przypadkiem się nią nie zachłysnąć i nie ośmieszyć tym samym jeszcze bardziej. Wargi Louisa rozchyliły się, kiedy spore dłonie pojawiły się nagle na wewnętrznych stronach jego ud, niebieskooki nabrał głęboko powietrza, rozkładając nogi szerzej, żeby chłopak znad niego mógł się między nie wsunąć. Harry wydawał się zadowolony, uśmiechał się łagodnie, prostując plecy i przebiegając dłońmi wzdłuż boków Louisa.
- Rumienisz się – powiedział nisko, a Louis uświadomił sobie w końcu, co tak naprawdę zrobił i odwrócił wzrok z lekko zmarszczonymi brwiami.
- Zamknij się – wymamrotał w zamian, pozwalając Harry'emu podciągnąć swoją koszulkę dokładnie tak, jak tamtego razu na kanapie, mógł poczuć, jak brunet zaczął składać pocałunki na biodrach, potem na brzuchu, zatrzymał się na moment tuż przy żebrach, te zaledwie muskając wargami. Louis jęknął i poczuł, jak jego paznokcie wbiły się w ramiona Harry'ego, który też delikatnie zadrżał. Wtedy szatyn starał się uspokoić, czuł ulgę, że Harry całował tylko jego klatkę piersiową, a palcami przebiegał kusząco po obu sutkach. Nie mógł zrobić niczego innego niż sapnąć, jego ciało spięło się, gdy brunet zaczął przygryzać jego obojczyk.
- Żadnych śladów – wydyszał. – Proszę, Harry.
Harry niekoniecznie go posłuchał albo Louis mówił po prostu za cicho, bo wkrótce poczuł zostawiany na swojej skórze ślad, który z pewnością przyozdobi dół jego szyi, zmieniając kolor na niebieski, a potem fioletowy. Szatyn tylko odetchnął i uniósł wzrok na sufit, cichy i łagodny dźwięk opuścił jego czerwone, spuchnięte od całowania wargi, gdy Harry odnalazł drogę do miejsca tuż za jego uchem. Jego plecy wygięły się w łuk, a brunet złapał go za biodra, unosząc nieznacznie. Louis tym razem musiał owinąć oba ramiona wokół szyi drugiego chłopaka, żeby nie upaść, usiadł na kolanach bruneta, kiedy ten wyprostował się i pierwszy podniósł do pozycji siedzącej. Nabrał niepewnie powietrza oraz przechylił głowę, pozwalając Harry'emu zostawiać siniaki i malinki na całym swoim ciele, gdziekolwiek teraz chciał. To było przyjemne. Nigdy wcześniej nie był tak traktowany, a z pewnością nie przez Eleanor. Ona zazwyczaj zaczynała tylko przygryzać płatek jego ucha, żeby trochę go rozgrzać i, pewnie, działało, ale może on pragnął nieco większej uwagi. A to właśnie dawał mu Harry. Rozgrzewającą, delikatną i czułą uwagę, Louisowi wydawało się, że było to coś, co stracił, do pewnego momentu, oczywiście.
Wkrótce niebieskooki zorientował się, że szarpał delikatnie za ubrania Harry'ego, serce biło niemiłosiernie szybko w jego piersi, a to było czymś, co zdarzało mu się za każdym razem w ostatnim miesiącu, kiedy Harry tylko na niego spojrzał. Może nawet zaczął to przyznawać przed samym sobą.
Louis odchylił się, kiedy poczuł, jak Harry zaczął się kręcić, zabrał ręce z jego szyi, kiedy brunet zahaczył palcami o rąbek swojej koszulki, a potem zdjął ją z siebie, sprawiając, że Louis przełknął nerwowo ślinę. W końcu uświadomił sobie, co właśnie miało się stać i podniósł wzrok na Harry'ego, jakby w próbie odnalezienia iskierki zawahania. Przynajmniej czegoś w tym stylu, ale nie znalazł niczego. Ani w sobie, ani w Harrym. Jedynym, co odnalazł, były znacznie rozszerzone źrenice i rozchylone usta, tak samo zresztą czerwone, jak jego własne. Harry dyszał też cicho i Louis został zmuszony do tego, żeby odwrócić wzrok, jego oczy w jakiś sposób wlepione zostały w tatuaże zdobiące klatkę piersiową chłopaka przed nim. Wróble i cytaty, róże i statki pokrywały jego piersi, ale również ramiona, Louis wyciągnął dłoń, żeby przejechać po nich opuszkami palców i poczuł to znajome, ściskające uczucie w brzuchu i udach. Wtedy Harry złapał jedną z dłoni Louisa i trzymał ją przez chwilę, nieświadomie pozwalając mu poczuć swój puls.
- Możemy przestać, jeśli chcesz – powiedział cicho, a Louis spojrzał w dół na ich uda, jego serce zatrzepotało, bo Harry się o niego troszczył. Obchodził go Louis, jego uczucia i dobre samopoczucie, i jego potrzeby, a nie seks, nie pocałunki czy okazjonalnie przytulanie. To był Louis, nikt inny.
- Nie. – Louis odetchnął, kręcąc lekko głową i ściskając delikatnie dłoń Harry'ego. – Chcę. Tylko nigdy wcześniej nie robiłem tego z chłopakiem.
Harry uśmiechnął się i delikatnie przejechał palcami po policzku Louisa, podniósł jego głowę, sprawiając, że teraz ślepo patrzyli sobie w oczy. Uniósł brwi, a Louis zamrugał, kiedy brunet znów podniósł kąciki swoich ust i wzruszył ramionami.
- Ja też nie, mówiąc szczerze – wyszeptał, całując szatyna w czoło.
Dłoń Louisa zacisnęła się na Harrym.
- A robiłeś to z dziewczyną? – wydyszał, ale Harry zaprzeczył głową. – Harry, czy ty... jesteś prawiczkiem?
Zielonooki zaśmiał się, brzmiąc na nieco zdenerwowanego, o ile Louis się nie mylił. Niższy chłopak wytrzeszczył nieco oczy i nie do końca wiedział, co zrobić. W końcu Harry przytaknął i przebiegł dłonią przez włosy.
- Cóż, nie miałem jak, zanim się tutaj znalazłem, a siedzę tutaj aż do teraz.
Louis poczuł, jakby nagle odebrano mu mowę.
- Ale – udało mu się wychrypieć – chcesz... chcesz oddać swoje dziewictwo mnie?
Wtedy Harry uśmiechnął się delikatnie i oparł swoje czoło o to Louisa. Prawdopodobnie siedzieli w takiej pozycji przez dobre kilka minut, szatyn tylko mrugał, patrząc na niego. Nigdy nie był „tym pierwszym" dla... kogokolwiek. To była ważna sprawa, nie?
- Wolę oddać je tobie niż komuś z ulicy – wyszeptał Harry, ostrożnie owijając pasmo włosów Louisa wokół palca.
Louis poczuł, jak oblał się rumieńcem, a potem zszedł z Harry'ego i położył swoje dłonie po bokach, zamiast na dłoni.
- Jesteś pewny? – szepnął tylko.
Harry przytaknął, a Louis się poddał, pozwolił brunetowi pociągnąć za swoje spodnie od dresu, które zsunęły się na jego uda, potem kostki, sam wędrował dłońmi po jego rękach. Szatyn znów poczuł się spokojnie, tak, jakby robił to już miliony razy wcześniej. Jakby nie musiał się więcej stresować przed Harrym.
To było przyjemne, a Louis był szczęśliwy.
Jęknął cicho, gdy tylko Harry zdecydował się zdjąć swoją koszulkę i pozwolić jej wylądować gdzieś obok, a potem oglądał, jak usiłował zsunąć własne spodnie. Usiadł i zaczął mu pomagać, jednocześnie czując, że stawał się bardziej podekscytowany, niż kiedykolwiek przez podobną rzecz powinien się stać. Wyglądało na to, że Harry nawet tego nie zauważył, bo jedyną rzeczą, na jaką patrzył, były dłonie Louisa, to, jak rozpięły jego spodnie i zsunęły w dół, zawahały się nieznacznie, zanim to samo zrobiły z szarymi bokserkami. Nadal niczego nie żałował. Nawet, gdy znów ułożył się na plecach i pozwolił Harry'emu rozłożyć swoje nogi, owinął je wokół wyższego chłopaka, przyciągnął bliżej siebie i położył dłonie na jego bicepsach. Zerknął na niego – wyglądał, jakby też się trochę uspokoił, jego ciemny wzrok przemknął do Louisa tylko przez sekundę.
- Zdejmij je – odetchnął, a Louis to zrobił, uniósł biodra i zsunął bieliznę, którą miał na sobie – a właściwie bieliznę Harry'ego, pozwalając upaść jej na ziemię. Jego serce waliło mu w piersi, palce trzęsły się w zażenowaniu, kiedy jego członek uderzył o jego brzuch, a Harry oblizał usta. Szatyn nabrał drżąco powietrza i zdecydował, że pozwoli Harry'emu zrobić z sobą cokolwiek będzie tylko chciał. Wiedział, że będzie ostrożny. To musiało być tak samo przerażające dla Harry'ego, jak dla Louisa.
- Nie mam żadnego lubrykantu – wymamrotał, a Louis pokręcił tylko głową, przyciągając bruneta bliżej siebie. Złożył na jego policzku pocałunek.
- Użyj śliny. – Zatrząsł się, przymykając oczy. – Nic mi nie będzie, o ile ty będziesz ostrożny.
Harry uznał najwidoczniej, że to lepsze niż nic, bo już wkrótce schylił się i splunął na swoją dłoń, upewniając potem, że była pokryta śliną tak obficie, jak tylko było to możliwe.Przysunął jeden palec bliżej Louisa, który nagle był zdenerwowany, bał się, czy będzie bolało.
- Bądź ostrożny – powiedział, a Harry przytaknął, przyciskając usta do kolana drugiego chłopaka.
- Będę. – Posłał mu uśmiech. – Powiedz mi, jak zacznie boleć, okej?
Louis mógł tylko przytaknąć, starał się zrelaksować w jak największym stopniu, ale jego oczy mocno się zacisnęły, kiedy poczuł wchodzący w niego koniuszek palca. Cofnął się, a Harry przestał, mimo to nie odsuwając dłoni. Tak było dobrze, brunet kontynuował, gdy Louis przytaknął.
Potrzebowali około dziesięciu minut, żeby drobniejszy chłopak się przyzwyczaił, ale Harry był cierpliwy. Przestawał i poruszał się na nowo, kiedy Louis mu kazał, nigdy nie dodawał kolejnego palca bez jego zgody. Jednak wkrótce Louis nabrał głęboko powietrza i zatrzymał go, pozwalając swoim oczom przemówić za siebie. Harry zrozumiał i wyjął swoje trzy palce, siebie również obficie pokrywając śliną, a potem pocierając delikatnie uda Louisa. Szatyn wbił wzrok w sufit, kiedy drugi chłopak zaczął w niego wchodzić i syknął, od razu zasłaniając usta obiema dłońmi. Jego oczy zaczęły piec i naprawdę nie chciał, ale zaczął płakać. Harry natychmiast przestał się ruszać i wyciągnął dłonie, żeby wytrzeć policzki Louisa.
- Boli? – zapytał, a szatyn przytaknął, wypuszczając z siebie cichy szloch. – Chcesz, żebym przestał?
Louis szybko zaprzeczył głową i starał się uspokoić, oddychając głęboko. Otworzył oczy, kiedy dwa duże i silne ramiona owinęły się wokół jego pasa, podnosząc go do góry. Zamrugał w zdziwieniu na Harry'ego, który usiadł tyłem do zagłówka. Zmarszczył brwi i szybko zaczął się zastanawiać, czy zrobił cokolwiek źle.
- Ujeżdżaj mnie – wyszeptał Harry, a Louis rozchylił wargi, owijając ramiona wokół jego szyi kolejny raz. – Chcę, żebyś to ty decydował o tempie. Nie chcę cię zranić, Louis.
Louis nie mógł nic na to poradzić i uśmiechnął się w jego stronę, śmiejąc cicho, przytakując, i zginając nogi po obu stronach Harry'ego. Przesunął dłonie na jego ramiona i powoli się na nim opuścił, wypuszczając spomiędzy warg cichy jęk. Przez chwilę tylko siedział na jego biodrach i starł się przyzwyczaić do nowego uczucia, kręcił nieznacznie biodrami, żebypoczuć chociaż minimalny ruch. Harry potarł łagodnie jego plecy, czując na swojej szyi nierówny oddech drugiego chłopaka.
Wkrótce zaczął poruszać się nieco płynniej, Harry położył dłoń na jego policzku i złożył na jego ustach pocałunek. Teraz jego wargi były rozgrzane i spuchnięte, kręconowłosyprzygryzał je w nerwach tak mocno, że dziwnym było to, że jeszcze nie krwawiły. Przerwał namiętny pocałunek, kiedy Louis zaczął poruszać się trochę szybciej, opuszczać się w dół, a potem unosić znów w górę na jego penisie. Sam Louis ściskał i drapał ramiona czy plecy Harry'ego, kolejny raz marszcząc brwi w zamyśleniu. Nie widział potrzeby w dalszym powstrzymywaniu się, chciał, żeby Harry wiedział, jak dobrze mu było, więc jęczał cicho i klął w jego szyję, i do ucha, i do ust za każdym razem, gdy się całowali.
Harry zsunął dłonie z pleców Louisa na jego biodra i pomógł mu, wypychając co chwilę swoje oraz sprawiając tym samym, że głowa niższego chłopaka odchyliła się, gdy jęczał przeciągle. Jego uda trzęsły się, kiedy Louis dalej się podnosił i opuszczał, szatyn spojrzał na niego, gdy poczuł dłonie wplatane w swoje włosy. Harry był cały zarumieniony i wyglądał niemal, jakby doznawał bólu, ale Louis był pewny, że to nie o to chodziło. Rozchylił wargi, gdy Harry przysunął się bliżej, sądząc, że brunet miał zamiar go pocałować. Tak zrobił i sprawił jednocześnie, że w odczuciach Louisa pocałunek mógł być nawet jadowity. Mimo wszystko oderwał się po chwili, ochładzając wargi szatyna, a jedynym źródłem ciepła dla nich był oddech samego Harry'ego, który bez przerwy je owiewał. Louis poczuł, że Harry nabrał głębiej powietrza, a sam zaskomlał cicho, kiedy całe jego ciało zaczęło się trząść, a jego podbrzusze stawało się cieplejsze i cieplejsze.
- Zostań ze mną – wyszeptał Harry, a Louis wykrzywił swoją twarz, jego oczy zacisnęły się jeszcze mocniej i poczuł, że odebrało mu mowę, kiedy koncentrował się tylko na ruchach bioder Harry'ego. – Zostań ze mną, Louis. Zostań tutaj i mnie kochaj.
Paznokcie Louisa wbiły się w plecy Harry'ego jeszcze raz i zostawiły na jego skórze ślady, Harry syknął w jego usta. Szatyn niemal oczekiwał, że zatrzyma jego dłonie, jednak wcale się tak nie stało, więc wykorzystał sytuację i jęknął wysoko. Wiedział, że Harry też był blisko, bo jego dłonie zacisnęły się wokół jego talii, a po chwili jedna z nich przeniosła się na penisa i zaczęła poruszać się na nim w górę i w dół. Louis zacisnął się wokół Harry'ego, dochodząc w jego dłoni i brudząc przy okazji własne uda. Przestał się ruszać, pozwalając Harry'emu wypychać biodra, aż sam nie szczytował, chociaż tak naprawdę brunet wyszedł z niego tuż przed tym, również swoją spermą brudząc uda Louisa. Szatyn czuł się zmęczony, wykończony, opadł obok klatki piersiowej Harry'ego, starając się uspokoić swoje szalejące serce. Harry przebiegł czystą dłonią przez jego włosy i obrócił ich po chwili, przykrywając jednocześnie kołdrą oraz cały czas trzymając Louisa blisko siebie. Szatyn odpływał już powoli do snu, gdy jego głowa poruszyła się w górę i w dół, jakby przytakiwał.
- Okej – wyszeptał w pierś Harry'ego, szukając po omacku jego serca i mając możliwość poczuć, jak szybko biło, gdy w końcu mu się udało. Był szczęśliwy. - ... okej.
CZYTASZ
Alaska | Larry fanfiction | Tłumaczenie
FanfictionOpis: - Chodźmy do mojego samochodu, co? - Louis usłyszał Harry'ego, kiedy uniósł swoją głowę i spojrzał na niego. Ziemia ruszała się pod jego stopami, chociaż może tylko mu się wydawało. Podniósł swoją rękę, żeby go odepchnąć, bo, nie, to nie mo...