46 - Ponownie razem?

718 95 18
                                    

I don't need a God to tell me that I'm wrong
I don't need hell to make me scared of love
I don't need a symphony to sing my song

"Some kind of heaven" Hurts

Kończyłam właśnie, przywiązywanie ostatnich worków z piaskiem przy moim siodle, gdy usłyszałam gdzieś w oddali odgłos rogów i trąb. I w jednej chwili powstało niemałe poruszenie w obozie. Każdy zaczął gdzieś biec. Docisnęłam mocnej jeden ze skórzanych pasów i spojrzałam w stronę moich towarzyszy. Oni jednak nigdzie się nie spieszyli i spokojnie kończyli przygotowania do wyprawy. Zabieraliśmy ze sobą piasek, tak by książę Teus nie musiał go przywoływać i dodatkowo marnować na to siły.

Gotowi wolno ruszyliśmy w dół zbocza, by wmieszać się w tylny oddział wojska Bashaanu. Niestety nie było innej możliwości, wdrapania się na ową skarpę, gdyż podejście od drugiej strony było zbyt skaliste i strome, a jedyna droga w górę wzniesienia prowadziła od strony Wielkiej Polany. Przodem jechali ludzie Ariana, którzy mieli za zadanie dotrzeć jak najdalej, aż pod skarpę z piaskiem i tam go rozsypać.

Jednak po chwili zatrzymaliśmy się, dostrzegając czarnego jeźdźca, zmierzającego w dół pagórka w stronę Doliny i wojska. Żołnierze Ignisu rozstępowali się przed nim niczym morze, cofające się przed jakąś nieznaną im siłą. Trudno nie było patrzeć na to z podziwem, gdy ten nieduży, ciemny punkt przesuwał się do przodu, niczym sprawny tryb w maszynie wojennej. W końcu udało mu się dotrzeć do linii zderzenia obu walczących stron. I teraz już nic się przed nim nie rozstępowało. Jednak nie stanowiło to dla niego żadnego problemu. Mimo tego, że jego wierzchowiec pozostał gdzieś za nim w tyle, on nadal płynnie posuwał się do przodu. Mijani przez niego żołnierze, osuwali się zaraz na ziemię ranni bądź zabici. Nie, raczej zabici.

- Głowy sypią się niczym świeżo ścinane pąki kwiatów - skwitował książę Igaz, patrząc przez lunetę. - Nic dziwnego, że nazywają go żniwiarzem.

- Nie na tym mamy się teraz skupić - odezwał się Arian i ruszył do przodu.

- Agato - zbliżył się do mnie książę Teus. - Chodźmy. Nie z nim będziemy się mierzyć, a jedynie spróbujemy go powstrzymać.

Skinęłam głową, także ruszając z miejsca, odwracając wzrok od pola bitwy. Dla mnie wcale nie było to takie proste. W pewnym sensie on był moim przeciwnikiem. Był ... Hm, sama już nie wiedziałam, kogo właśnie ujrzałam. Bezwzględnego zabójcę, który budził we wszystkich, bez wyjątku strach? Czyżbym kochała jedynie cień człowieka, którym mógł być, gdyby żył w moim dawnym świecie? A co jeśli reszta miała rację? Kto wie, kim stał się przez te wszystkie lata, służąc Arystydowi? Przecież to był tylko jeden dzień. Jedna noc. „Nie Agato. Nie! Nie możesz tak myśleć. Ty doskonale wiesz, że to tylko miecz w ręce tyrana. Z tą różnicą, że on nie jest rzeczą, tylko żywą istotą obdarzoną uczuciami. Czuje i pragnie tak samo, jak każdy inny człowiek. Jest więźniem i ty go dzisiaj uwolnisz! Albo sama zginiesz!" - krzyczał jakiś głos w mojej głowie i w pełni się z nim zgadzałam.

Zauważyłam, że książę Teus, który jechał obok mnie, przymknął na moment oczy, a gdy je otworzył, spojrzał w bok. Podążyłam za jego wzrokiem, widząc, jak na horyzoncie pojawiała się jakaś ogromna postać.

- To opiekun - usłyszałam jego głos.

- Twój ojciec - wyszeptałam.

- Pośpieszmy się! Niewiadomo, jak długo potrwa ich starce - krzyknął nagle i ruszyliśmy galopem.

Śpiąca królewnaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz