45 - Ostatni dzień

636 95 3
                                    

W zamku czułam się zamknięta niczym w grobowcu, dlatego poprosiłam Tal-go o znalezienie dla nas namiotów, byśmy czym prędzej mogli opuścić to miejsce. Oczywiście nie był z tego powodu zadowolony, gdyż noce nadal były chłodne, a i same warunki siłą rzeczy musiały być gorsze. Dla mnie jednak nie było większego chłodu od tego, jaki panował w stolicy. I tak całe dnie spędzałam na wzgórzu, obserwując Wielką Polanę. Razem z Arianem i Igazem wstępnie ustaliliśmy, jak będzie wyglądała nasza wędrówka przez morze bitwy. Towarzyszyć miał nam także nieduży oddział ludzi Ariana do stóp wzniesienia, jeśli oczywiście Arystyd będzie tam stacjonował.

Codziennie lustrowałam okoliczne tereny przez lunetę w nadziei, że ujrzę coś ciekawego.

W wieczór poprzedzający dzień bitwy, Mira z Tal-go przynieśli dla mnie do mojego namiotu nowe ubranie na czas bitwy. "Być może mój ostatni strój" - pomyślałam gorzko. "Ale przynajmniej "go" ujrzę." W każdym razie taką miałam nadzieję. Wcale też nie myślałam o Arystydzie i spotkaniu z nim. O niebezpieczeństwie i ciężkiej walce, jaka nas czekała, ale właśnie tylko o nim. O tym, jak będzie wyglądać nasze spotkanie. Czy będzie musiał mnie zabić, czy też będziemy mogli sobie paść w objęcia? I choć nie wiem, jak bardzo to drugie może się wam wydawać absurdalne, właśnie tę opcję wolałam sobie wyobrażać i mieć na nią nadzieję. Wtedy cały ten świat będzie się mógł zawalić i pogrzebać mnie wraz ze sobą, bylebym tylko była blisko niego, najlepiej w jego objęciach.

Leżąc w ciemnościach namiotu, zawinięta po samą brodę w kołdrę, słyszałam kroki i ściszone głosy żołnierzy. Wydawali się nie tracić nadziei i nawzajem podnosili na duchu. Doskonale ich rozumiałam. Jutrzejszy dzień miał być prawdopodobnie naszym ostatnim, ale wcale nie popadałam przez to w rozpacz. Wręcz cieszyłam się, że w końcu doczekałam tego sądnego dnia, gdyż chyba już wszyscy byliśmy zmęczeni, ciągłym zastanawianiem się nad tym, co przyniesie nam los. A bitwa i śmierć były czymś pewnym, kończącym pewien etap podróży każdego z nas.

Tej nocy spałam wyjątkowo dobrze i wcale nie zbudziłam się wczesnym rankiem. Wręcz przeciwnie. Było już jasno, a na zewnątrz panował spory gwar i ruch. Zobaczyłam, że w misce na taborecie czekała już na mnie świeża woda. "Letnia" - pomyślałam, zanurzając w niej dłonie, co świadczyło o tym, że Mira niedawno tutaj była. Przemyłam twarz i ręce, po czym sprawnie się ubrałam. Kiedy dopinałam guziki mojej bluzki, pojawiła się służąca ze śniadaniem. Przywitała mnie delikatnym uśmiechem i postawiła tacę na łóżku, a sama zabrała się za rozczesywanie moich włosów, nucąc przy tym jakąś melodię. Doprawdy w życiu bym nie pomyślała, że tak właśnie będzie wyglądał "ten" dzień. Jak każdy kolejny, zwyczajny dzień w tym świecie. A nie ostatni i krwawy.

Mira właśnie kończyła przypinać ostatni warkocz w upięciu, gdy do namiotu wkroczył Tal-go.

- Witaj pani - skłonił się lekko. - Kto by pomyślał, że doczekamy takiego dnia.

Spojrzałam na niego nieco zdezorientowana taką uwagą, ale skinęłam głową.

- Nie cieszysz się pani? - zapytał zdziwiony.

- Cóż - uśmiechnęłam się. - W pewnym sensie jestem zadowolona.

- Zadowolona? Przecież to wspaniała nowina - podniósł ręce do góry i spojrzał na sufit namiotu. - I taka niespodzianka!

- Jaka nowina? - wstałam z miejsca, będąc już pewna, że nie wiem, o czym jest mowa.

- Jak to pani, Mira nic ci nie powiedziała? A myślałem, że wszystkie kobiety uwielbiają plotki. - Zaśmiał się, co tym bardziej wprawiło mnie w osłupienie. - Pani, wczoraj w nocy do brzegu dobiły statki Bashaanu i już wczesnym rankiem jego wojsko dotarło do stolicy.

Śpiąca królewnaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz